Maja Pieńkowska jest magistrem farmacji i autorką bloga Pogromcy Reklam Farmaceutycznych. Na co dzień pracuje w aptece, a w wolnej chwili obala slogany reklamowe, dzieląc się są wiedzą i doświadczeniem.
Ewelina Kowalczyk: Czego najczęściej matki poszukują w aptekach? Maja Pieńkowska: Najczęściej są to dwa rodzaje preparatów: gdy dziecko zachoruje i by dziecko nie zachorowało. Wszelkie preparaty na infekcje potrzebne im są jeszcze zanim odwiedzą lekarza. Matki przede wszystkim szukają preparatów na odporność, gorączkę, ból, ale także pytają o witaminy.
Przychodzą z gotową listą zakupów czy raczej proszą o radę?
Jeśli przychodzą mamy to są konkretne i wiedzą, co chcą. Jeśli są zaintrygowane tematem to dopytają. Ojcowie najczęściej wysyłani są z listą i kiedy ja, jako farmaceuta zaproponuję jakiś inny lek, obowiązkowo muszą wykonać połączenie do matki. Bez jej konsultacji nie zdecydują się na odpowiednik.
Skąd Pani zdaniem matki czerpią wiedzę na temat leków?
Z for internetowych i reklam. Niestety internet jest głównym źródłem informacji dla młodej mamy. My w aptece staramy się czasem odwieść mamy od różnych głupich pomysłów, ale czasem nic nie skutkuje. Tłumaczymy, że lepiej pójść do lekarza, niż na własną rękę leczyć dziecko, tu nie ma żartów.
Na blogu walczy Pani z nieprawdą, jaka jest prezentowana w reklamach farmaceutycznych. I ja i Pani wiemy, że w takiej reklamie nie może występować ani prawdziwy lekarz, ani farmaceuta.
Bo ludzie o tym nie wiedzą. Kodeks Etyki Lekarza i Aptekarza zakłada, że medycy i aptekarze nie powinni brać udziału w takich reklamach. Niestety realia są inne. Lekarze w reklamach pojawili się jako pierwsi. Także prawdziwi aptekarze zaczęli wkraczać na ten rynek, co również jest naganne.
Ma Pani na myśli tę głośną sprawę z reklamą firmy Aflofarm, w której wystąpiła pewna pani magister?
Tak i dla mnie, osobiście, jest to po prostu straszne. O ile mogę się śmiać z tych wszystkich pseudoekspertów, aktorów w białym kitlu, tak zabawnym przestaje być, gdzie widzę w telewizorze osobę z takim samym wykształceniem jak moje, która namawia do zakupu suplementu diety.
Farmaceuta powinien być autorytetem, jednak nie zawsze (i jak wszędzie) trafia się na rzetelnych ludzi.
W aptece możemy spotkać nie tylko magistrów farmacji, ale także techników. Nie chcę tutaj deklasować, obrazić czy oskarżyć o niekompetencję żadnej grupy zawodowej. Miejmy świadomość, że w aptece jak wszędzie możemy spotkać różnych ludzi, różną też politykę prowadzą poszczególne apteki. Czytelnicy mojego bloga bardzo często opisują w komentarzach różne sensacyjne historie, które ich spotkały. Nie godzę się na to, tak po prostu nie może być.
Pewnie denerwujące musi być także, kiedy co i rusz pacjenci przychodzą z receptą na jeden i ten sam preparat, przepisywany przez wielu lekarzy pod wpływem działania przedstawicieli medycznych? Niedawno niemalże wszystkich dzieciom na wszystko przepisywano Konkretny Lek Na Wirusy, moje dziecko też się załapało.
Niestety za to zjawisko faktycznie odpowiadają przedstawiciele medyczni. Mieliśmy całą falę pacjentów z taką receptą i to jest przerażające. Jakoś za czasów naszego dzieciństwa takich preparatów nie było, a proszę – żyjemy i mamy się dobrze. Umiar jest niezbędny we wszystkim.
Pani blog na fb liczy ponad 6 tysięcy fanów, to wspaniały wynik. Skąd wziął się ten pomysł – tak Panią wkurzały te wszystkie reklamy, miała Pani poczucie misji?
Z pewnością było to poczucie misji. Poza farmacją uwielbiam pisać. Postanowiłam połączyć jedno z drugim. To wszystko wzięło się po prostu z takiej niemocy, że takie głupoty są emitowane w telewizji. Potem ludzie przychodzą do apteki i bezmyślnie powtarzają te slogany reklamowe. Prowadzenie bloga sprawia mi niesamowitą frajdę i cieszę się, że mam takie grono odbiorców.
Czytelnicy kontaktują się z Panią? Proszą o rady, sugerują o czym powinna Pani pisać?
Najbardziej odczułam to podczas dwutygodniowego urlopu, po powrocie maile czytałam przez trzy dni, ale to bardzo miłe!
A hejty? Chyba się nie zdarzają, skoro robi Pani kawał dobrej roboty, uświadamiając społeczeństwo?
Oczywiście, że hejterstwo nie śpi. Niektórym wydaje się, że na studiach farmaceutycznych robi się ludziom pranie mózgu, wbija im się do głowy slogany reklamowe. Inni sądzą, że jestem w zmowie z koncernami farmaceutycznymi i moja wiedza jest nieobiektywna. Ale ja zawsze powtarzam, że wszystko o czym piszę na blogu, jest moją subiektywną oceną, choć wynikająca z wiedzy i doświadczenia.
No to szybkie pytanie merytoryczne. Jak to jest z tymi syropami, niektóre są potwornie niedobre. Pozwalać dziecku popić, czy też nie?
To zależy na co ma syrop pomóc. Jeśli ma złagodzić ból gardła to nie powinniśmy popijać, by mógł zadziałać powlekająco w gardle. Jeśli jednak jest syropem o działaniu choćby wykrztuśnym to tak – można.
Jakie to proste, wystarczy zapytać farmaceutę, kupując leki, zamiast szukać później odpowiedzi w internecie. Dlatego zapytam przewrotnie – czy nie obawia się Pani, że z biegiem czasu czytelnicy będą oczekiwać od Pani różnorakich porad na temat leków i początkowa konwencja piętnowania reklam odejdzie w niepamięć?
Zdarzają się czytelnicy, którzy chcą wiedzieć więcej i wtedy wymieniamy korespondencję mailową. Bardzo często piszą rodzice małych dzieci z pytaniem o lek, przepisany przez lekarza, tudzież inny reklamowany w telewizji. Ogólnie tematyki bloga nie chciałabym zmieniać. Raczej materiału do omawiania mi nie zabraknie.
A producenci leków, które Pani obala, nie robią problemów?
Póki co mam spokój. Nikomu źle nie życzę. Jedynie wyczulam społeczeństwo na pewne oszukiwanie rzeczywistości.
Więc jak to jest z tymi wszystkimi żelkami, lizakami, preparatami na wzrost, odporność, czy też apetyt? Kupować?
Jedne preparaty mają sens, inne w ogóle. Z roku na rok przybywa suplementów na wszystko. Najpierw był szał na syropki wspomagające apetyt, teraz na zahamowanie. Jest też specyfik na wzrost, a to przecież kwestia genów, ciekawe, prawda? Czasem warto suplementować dziecko witaminami, ale nie przez cały rok, ponieważ w niektórych okresach mamy całą mnogość naturalnych produktów, które wypełniają zapotrzebowanie organizmu. Duża popularnością cieszą się teraz preparaty roślinne, które wpływają na odporność dziecka. Jednak rodzice nie rozumieją, że podawanie tych specyfików ma sens jedynie przez 14 dni, od pierwszych objawów przeziębienia. Po takiej stymulacji młody organizm musi sam nauczyć się walczyć. Nie można podawać dzieciom medykamentów cały czas, nie tędy droga.
A matki malutkich dzieci czego potrzebują najczęściej?
Preparatów na kolki i wzdęcia. Mamom wydaje się, że każdy płacz dziecka jeśli nie jest wywołany głodem to z pewnością kolką. Kiedy widzę rodzica z kilkutygodniowym maleństwem to odsyłam najpierw do lekarza. Niestety do dziecka nie jest dodawana instrukcja obsługi, czasem potrzeba czasu i dobrego pediatry, by dojść z jakiego powodu dziecko płacze.
Zdarzają się matki, które już na wejściu, wymachując receptą narzekają, że lekarz konował już przepisał antybiotyk?
Jest taki typ pacjenta. My staramy się nie podważać decyzji i diagnozy lekarza, oczywiście czujnie sprawdzamy receptę, ponieważ mogą zdarzyć się pomyłki w kwestii choćby dawkowania. Czasem lekarz przepisuje preparat, który pacjent ma już w domu, ale pod inną nazwą handlową. Dlatego powtarzam – pytać i rozmawiać. Farmaceuta pomoże.
Na zakończenie proszę o kilka rad dla mam – co robić, jak leczyć, po co w ogóle iść do tej apteki?
Po pierwsze należy uwierzyć, że farmaceuta nie gryzie, ma dobre zamiary, życzy dobrze nam i dziecku. Warto zaufać, pytać i korzystać z naszej wiedzy. Do drugie nie czekać na cud, nie odwlekać wizyty u lekarza i nie leczyć na własną rękę. A po trzecie – nie wierzyć w te wszystkie reklamy. Zapewniam, że istnieje wiele innych, lepszych preparatów, które są często dużo tańsze. I tu wracamy do mojej pierwszej rady – trzeba rozmawiać z farmaceutą.