Prawo autorskie: dotshock / 123RF Zdjęcie Seryjne
Prawo autorskie: dotshock / 123RF Zdjęcie Seryjne
REKLAMA
"W domu zamieszkały demony"
Zwierzam się koleżance z pracy, a ta jedynie macha ręką i uśmiecha się. Ta mina mówi tylko "wiem coś o tym, też przez to przeszłam". Opowiada mi, jak jej syn płakał, bo w pierwszej klasie nie znał wszystkich sakramentów i dostał uwagę do dzienniczka i jedynkę. W drugiej klasie problemy miała córka - wyuczyła się wprawdzie wszystkich zadanych jej modlitw, znała sakramenty i pięć przykazań kościelnych (cały weekend powtarzania i nauki!), ale znak krzyża wykonała ze zbyt małą dbałością. Kolega z biurka obok wtrąca się w naszą rozmowę - jego syn wrócił pewnego dnia ze szkoły z płaczem, że w ich domu zamieszkały demony. Gdy już udało im się go uspokoić usłyszeli, że to wszystko przez dynie wystawione przed drzwiami domu (zbliżało się Halloween) – zakonnica na religii powiedziała, że tak zaprasza się diabła i inne złe duchy.
Wieczorem rozmawiam na ten temat z mężem i wracamy wspomnieniami do naszych szkolnych czasów. Opowiada mi, jak za gadanie ksiądz rzucał kredą i walił dziennikiem po głowie, gdy nie znało się odpowiedzi na zadane właśnie pytanie - dzisiaj pewnie były hitem na You Tubie i gwiazdą programu "Uwaga". Siostra zakonna, która uczyła mnie w trzeciej klasie niemal wepchnęła głowę koleżanki do kosza na śmieci, aby uświadomić jej, jak brzydka jest czyjaś buzia, gdy mówi przekleństwa.
Przykład idzie z góry
Takich "kwiatków" od wypytanych przeze mnie znajomych usłyszałam znacznie więcej (księża szczególnie upodobali sobie rzucanie przedmiotami, siostry zakonne natomiast lubowały się w złośliwych komentarzach i stawianiu niskich ocen). Pewnie można by ich jeszcze kilka zebrać i nie jest to sprawa wyłącznie jednej szkoły, dzielnicy, a nawet miasta, bo pochodzimy z różnych stron kraju. Jeśli ktoś chce nauczać o miłosierdziu, miłowaniu bliźniego i życzliwości wobec innych - a o to według mnie chodziło Jezusowi - to czy sam najpierw nie powinien dawać dobrego przykładu?
Jak ma się polityka prowadzenia lekcji religii i metod nauczycieli tego przedmiotu do dbania o dobro i ułatwienie startu w szkole dzieciom sześcioletnim? Z jednej strony wprowadza się dywany w klasach, proste podręczniki, buduje place zabaw, a z drugiej wymaga od nich wiedzy, której niejednokrotnie brakuje dorosłemu katolikowi! Nie jestem zagorzałą katoliczką, ale wiara jest dla mnie istotnym elementem życia. Posyłając dziecko na lekcje religii i podejmując decyzję o chęci kształcenia go w wierze katolickiej, spodziewałam się raczej zachęty do Boga, Jezusa i kościoła, a nie wygórowanych wymagań, obniżania samooceny i podkopywania wiary we własne możliwości. Bo dla takiego sześciolatka, który dopiero uczy się czytać i pisać, tabernakulum, przykazania i sakramenty to coś abstrakcyjnego i niezwykle trudnego do pojęcia.
Jedynka za tabernakulum
Powiedziałam synowi, że ma się tym nie przejmować, choć wolałabym nie kształtować w nim przekonania, że zła ocena nic nie znaczy i można ją zlekceważyć. Z mężem, po wyrzuceniu z siebie nerwów, złości i miliona przekleństw, ostatecznie obśmiałam całą sytuację. Umówiłam się na rozmowę z wychowawcą klasy i skrzyknęłam jeszcze kilku rodziców - jedynki za tabernakulum dostała zdecydowana większość pierwszaków. Nie jestem rodzicem, który zamierza mówić nauczycielom, jak mają uczyć moje dziecko i nie zamierzam dyskutować z każdą skargą i złą oceną, ale nie zamierzam też biernie patrzeć na to, jak mój syn traci motywację i radość z nauki. Jeśli będzie trzeba przepiszę go na etykę, a o Bogu i przykazaniach, którymi powinien się kierować, opowiem mu w domu, bez presji i w spokojnej atmosferze.