Chciałam mieć dom i dzieci. Męża nie kocham, ale potrzebuję jego pieniędzy
Fot. Olessya/Pixabay

Zawsze głęboko, choć może naiwnie wierzyłam, że ludzie na ślub decydują się z miłości. A przynajmniej większość z nich. Że ten moment, kiedy przed ołtarzem lub po prostu przed urzędnikiem ślubują sobie miłość i wierność, i że zawsze, na zawsze, jest dla nich szczególny. Ba! Że to jeden z najważniejszych momentów w ich życiu.

REKLAMA
Historie Magdy i Martyny sprowadziły mnie na ziemię. Mimo że obie są już mężatkami, to nie miłość była powodem, dla którego zdecydowały się powiedzieć sakramentalne tak.
Za mąż wyszłam z rozsądku
Magda ma dziś 25 lat. Od 5 lat mieszka w Warszawie. I jest szczęśliwa – tak mówi. Ale droga do szczęścia nie była łatwa i zdaniem Magdy, tylko jedna. -Większość mojego życia spędziłam na wsi. Rodzice wiele lat temu założyli gospodarstwo agroturystyczne. Jestem ich jedynym dzieckiem więc zawsze po powrocie ze szkoły, pomagałam im. Prałam, prasowałam, gotowałam. I tak w kółko. Na wakacje też nigdy nie wyjeżdżałam bo przecież w lato był największy ruch. Tak poznałam Roberta, rozwodnika. Przyjechał z dwoma synami na 2-tygodniowe wczasy. Zaczęliśmy rozmawiać, spędzać razem czas. Na początku była to zwykła znajomość. Kiedy wyjechał nadal utrzymywaliśmy kontakt. I pewnego razu, podczas kolejnej już rozmowy telefonicznej powiedział, że nie może przestać o mnie myśleć, i że chciałby, abym była zawsze przy nim. Wahałam się tylko chwilę. Ponieważ dopiero co zdałam maturę, nie było większych przeszkód. Spakowałam się i pojechałam. Po roku wzięliśmy ślub – opowiada Magda. I dodaje: - Dziś mam męża, którego szanuję, ale nie kocham, mam piękne mieszkanie w jednej z najlepszych warszawskich dzielnic, a za dwa miesiące zostanę mamą. Jedynie kontakt z rodzicami nie jest najlepszy. Nie wybaczyli mi, że tak nagle wyjechałam i ich zostawiłam. Ale czy żałuję? Nie, nie żałuję.
Magda otwarcie przyznaje, że należy do tych dziewczyn, które za mąż wyszły z rozsądku. Dla niej, małżeństwo z Robertem było jedyną szansą, aby wyrwać się z domu. Innej nie miała.
Dla kasy, po prostu
Sytuacja Martyny była zgoła inna. W stolicy mieszka od zawsze. Przez 20 lat wraz z rodzicami i dwójką rodzeństwa dzieliła małe mieszkanko w jednym z obskurnych bloków na Żoliborzu. Do dużego miasta nie musiała więc uciekać. I nie, nie myślcie, że Martyna pochodzi z patologicznej rodziny. Wręcz przeciwnie – z całkowicie normalnej. Co więc było nie tak?
-Ciągle słyszałam, że powinnam zrobić to i tamto. Studia? Ok, ale tylko prawo lub medycyna, bo to pewne zawody. A ponieważ to rodzice płacą, to oni decydują. Tego założyć nie mogę, tego jeść nie powinnam, a za tego powinnam za mąż wyjść – opowiada Martyna.
Jak sama przyznaje, kasy nie miała. Miała za to 20 lat i całe życie przed sobą. Ładna też była więc większego problemu ze znalezieniem chłopaka nie miała. Paweł, którego poznała w jednym z warszawskich klubów nie zrobił na niej wrażenia. Chuderlawy, w okularach i jeszcze w garniturze! -Paweł to typ faceta, którego jeszcze do niedawna unikałam. Kojarzył mi się wyłącznie z nudą. Okazało się jednak, że ma do zaoferowania coś, co bardzo lubię: gruby portfel. Straszne? Trochę straszne, ale mówię jak jest – zwierza się Martyna. I dodaje: - Poznaliśmy się 3 lata temu, od roku jesteśmy małżeństwem. Wszyscy pukają się w głowę, kiedy mówię ile mam lat i że jestem już mężatką. A ja mam wreszcie spokój. Nikt nie stoi mi nad głową i nie mówi co powinnam robić, a czego nie. Ok, przyznaję, wyszłam za mąż, żeby mieć kasę i święty spokój - przyznaje Martyna.
Czy kocha Pawła? Mówi, że na swój sposób kocha. Dogadują się, a to według niej najważniejsze. A seks? Czasem jest, czasem nie ma.
Warto, nie warto?
„Wyjść za mąż by uciec z domu rodzinnego” to w Internecie bardzo popularny wątek. Dziewczyny radzą, czy warto zdecydować się na ten krok. Jedna z nich pisze: „Wyszłam za mąż właśnie, żeby uciec z domu. I co? Nie dość, że chłopa mam sk**wysyna (wcześniej chodziliśmy 9 lat) to jeszcze muszę dojeżdżać do rodziców bo tam dalej jest źle i mam dodatkowe stresy. Tyle że na co dzień pijanej matki nie widzę” - czytamy na Kafeteria.
Nie chcę oceniać, czy decydowanie się na ślub bez miłości to krok dobry czy zły. To bowiem nie moja rola. Trudno mi jednak wyobrazić sobie, że można całe życie, a przynajmniej jego znaczną część spędzić z człowiekiem, którego się nie kocha. Wydaje się to smutne i bardzo egoistyczne. Jestem jednak w stanie wyobrazić sobie, że dla niektórych dziewczyn to jedyna droga na wyrwanie się z rodzinnego domu.