Jest piątek, godzina 20.00. Olga ubrana w dżinsy, t-shirt i marynarkę wychodzi na spotkanie z dziewczynami. Włosy ma spięte w gładki kucyk, oczy podkreślone eyelinerem, karminowe usta. Najpierw mały drink, lekka kolacja, plotki, a potem idą potańczyć do klubu. Czasami odwiedzają kilka jednego wieczoru. Wraca do domu około 2.00 - 3.00. Wychodzi na „babskie imprezy” raz lub dwa razy w miesiącu.
Jej mąż? W tym czasie siedzi w domu z 6-letnim synkiem. Bawią się, układają klocki LEGO, oglądają filmy, na które mama by na pewno nie pozwoliła (Harry Potter). Czasami wpadnie sąsiad, czasami nie. Kiedyś, gdy Olga miała ”wychodne”, dwóch kolegów przyszło ze swoimi dziećmi (ich zony też wyszły). Maluchy się bawiły, a oni oglądali film. „Miałem tatuśkowy wieczór” - powiedział jej kiedy, wróciła nad ranem.
Olga ma własną firmę i skończone 38 lat. Prężnie rozwija swoją działalnośc na rynku kosmetyków aptecznych. Zatrudnia 20 osób. Ma swoją siedzibę w Warszawie i w Krakowie.
Mąż, 35 lat, pracuje w firmie rodzinnej z mamą i bratem.
Od zawsze byłam niezależna Szybko się usamodzielniłam. Nie musiałam, po prostu czułam taką potrzebę. Rodzice od małego uczyli nas wartości pieniądza. „Najbardziej docenia się to, co się samodzielnie zarobi” - mówili. Już w liceum udzielałam korepetycji z angielskiego, na studiach pracowałam w firmie kosmetycznej i robiłam bazy danych. Monotonna praca, ale na początek w sam raz. Przez chwilę byłam też przedstawicielem handlowym. Teraz jestem wyłącznym dystrybutorem jednej z marek kosmetycznych na polskim rynku. Niezależna finansowo, z kredytem, ale własnym mieszkaniem i dobrze prosperującą firmą.
Wpadliśmy
To był piątek, impreza. Po ciężkim dniu, wpadłam do znajomych na imieniny koleżanki. Trochę alkoholu, nowych ludzi, muzyka. Nie wiadomo kiedy On pojawił się obok. Bawiliśmy się razem do rana. Umówiliśmy się na drugi dzień. Potem kolejny raz i jeszcze jeden. Po pół roku okazało się, że jestem w ciąży. Postanowiliśmy razem zamieszkać. Jego rodzice nalegali na ślub, ale ja nie byłam pewna tego związku. Jak jest dziecko to musi być ślub? „Zobaczymy” - powiedziałam. Do tej pory nie mamy „papierka”.
Mamy zdrowy związek Chyba jestem zaprzeczeniem kobiet, które potrzebują być przyczepione do swoich mężów, kurczowo się ich trzymać. Uważam, że to niezdrowe i świadczy o dużym lęku. Czasem potrzebuję być sama, wyjść gdzieś z koleżankami. Czy to znaczy, że mi nie zależy na moim związku? Co za pomysł? Poza tym ja nie chodzę tylko na imprezy, czasami jadę sama do Krakowa, do firmy. Wyjeżdżam też na warsztaty, ćwiczę jogę. Chcę robić coś dla siebie, a nie tylko dla Niego, dla dziecka, dla naszego domu. Jestem nie tylko przedsiębiorcą, matką, żoną, ale też kobietą.
Potrzebuję więcej wolności niż on On wychodzi rzadziej. Nawet czasami muszę go wypychać z domu. „Idź, zrób coś dla siebie. Zapisz się z chłopakami na siłownię, albo pogadajcie w pubie o swoich złych żonach” - śmieję się. Mamy swoje zasady, których się trzymamy. Nie uznaję „otwartych związków”. To dla mnie przekroczenie granic wolności. Ale flirt jest dozwolony. Nie mam obsesji, nie podejrzewam go na każdym kroku. Znam pary, które nawzajem, po kryjomu sprawdzają sobie telefony, ona wącha mu koszule, grzebie w kieszeniach.
Znam też, takie związki, w których ona i on najpierw wychodzili osobno i w końcu przestali. Teraz wszędzie razem, no może oprócz kawy z koleżanką. Doszli to wniosku, że to za duża pokusa, ona miała romans. Mnie to nie dotyczy. Nie idę do klubu podrywać, tylko się wyskakać, odreagować to, że w pracy muszę być „twardą suką”. On nie lubi tańczyć, to ja mam też siedzieć w domu? Znajome, mówią, że dużo zmienia się, gdy pojawia się dziecko. Może trochę, ale myślę, że od nas zależy ile.
Związek to nie tylko my, to też ja i on Mam znajomą, która cały czas mówi „chcieliśmy zrobić remont”, „chcieliśmy drugie dziecko”. Na litość boską! A czego ty chciałaś dziewczyno?! Zawsze tego samego co on? Inna mówi: „mąż zrobił ze mnie służącą, nigdzie nie wychodzę, siedzę z dzieckiem, stoję przy garach, a on z kolegami na piwie lub grają na komputerze u sąsiada”. A ja jej mówię „To ty pozwoliłaś z siebie zrobić służącą!”. Czy facet może nam czegoś zabronić?! Raz mi się zdarzyło powiedzieć Mu „ograniczasz moją wolność”.
Chciałam wyjechać na weekend, na ważny dla mnie wykład. On miał jakiś pomysł na obiad u „teściowej”. „Innym razem” - powiedziałam i pojechałam. Trochę się obruszył i usłyszałam, że „inne żony więcej czasu spędzają w domu”. Nie jestem „inną żoną”. Najgorsze, że niektóre kobiety pytają „a mąż pozwala ci tak wychodzić?” (nie wiedzą, że nie jesteśmy małżeństwem). Błagam! Wyjeżdżamy razem na wakacje, większość weekendów spędzamy razem z synkiem chodząc do teatru, ZOO, do parku. Czy związek i posiadanie rodziny polegają na całkowitym poświęceniu siebie?
Na koniec: W relacji z partnerem wolność i bliskość bez siebie nie istnieją. Różne są tylko ich proporcje. Różne dla każdej i każdego z nas.