
REKLAMA
Agnieszka Moczyróg: Pani Dario, 15 lat temu ukończyła Pani Akademię Teatralną, dobrze wie Pani co znaczy popularność, zna Pani pozytywne i negatywne strony swojego zawodu. Czy z tą wiedzą, kilkanaście lat temu wybrałaby Pani tę samą ścieżkę?
Daria Widawska: Jako osoba, która w pewien sposób czuje się spełniona zawodowo i której udało się zrobić kilka fajnych rzeczy, mogę śmiało powiedzieć że tak – wybrałabym tę samą drogę. Chcę jednak podkreślić, że zawód aktora nie jest prosty. Nie jest tak, jak się powszechnie uważa, że aktorstwo to ścieżka usłana różami, że aktor nauczy się dwóch kwestii, za które zapłacą mu wielkie pieniądze. Mam wielu kolegów, którzy cały czas walczą, aby jakoś wiązać koniec z końcem. Oceniamy tylko tych ludzi, którym się udało, o których czytamy, których znamy. Zapominamy o tych aktorach, którzy pracują w teatrach w różnych miastach w Polsce, albo w ogóle nie mają etatów i próbują uciułać coś od pierwszego do pierwszego. Mnie ten zawód daje ogromną satysfakcję i frajdę. Wspaniałą rzeczą jest też to, że moja pasja pozwala mi utrzymać się finansowo.
Jeśli chodzi o popularność – nie była ona nigdy celem samym w sobie. Gdy zdawałam do Akademii Teatralnej nie miałam świadomości z czym wiąże się popularność. Byłam dość naiwną osobą i nie posiadałam na ten temat dużej wiedzy. Nigdy nie brałam udziału w kółkach teatralnych ani innych teatrach amatorskich. Byłam dziewczyną z ulicy, która zamarzyła sobie, że zostanie aktorką, bo po prostu lubiła literaturę. Przy okazji koncertowałam w szkole muzycznej więc miałam obycie z publicznością, co sprawiało mi frajdę. I dlatego postanowiłam spróbować. Udało się. Mam jednak świadomość, że gdybym za pierwszym razem nie dostała się do szkoły, moje zawodowe życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Jak to jest z życiem prywatnym aktora czy aktorki, czy myśli Pani, że osobom znanym „mniej wolno”, czy stoją przed nimi ograniczenia, jakich nie doświadcza osoba, która nie jest publicznie znana?
Nie wiem, czy mogę mniej. Oczywiście, jeżeli ktoś bardzo pilnuje swojego wizerunku i bardzo mocno go kreuje to rzeczywiście sam stawia sobie ograniczenia. Ja nigdy nie byłam osobą, która kreowała swój wizerunek. Zawsze byłam człowiekiem, który wydawał się sobie dość wolny w wyborach i tą wolnością do tej pory się kieruję. Oczywiście nie wypowiadam pewnych rzeczy, które czasem „ślina na język przyniesie”. Mam bowiem świadomość, że moje słowa mogą trafić do wielu ludzi. Zaczynam więc bardziej zastanawiać się nad tym, co chcę powiedzieć. Zdaje sobie sprawę, że to co powiem może być w niewłaściwy sposób wykorzystane. Wielokrotnie widziałam, jak moje słowa zostają wyrwane z kontekstu, przeinaczone, a potem po prostu źle odebrane. Jeśli człowiek próbuje to odkręcić – wychodzi jeszcze gorzej. Więc pod tym względem rzeczywiście może pilnuje się i za dużo nie mówię. Nie chciałabym też w ten sposób kogoś obrazić bądź urazić. Mimo że w obecnych czasach jest to bardzo popularne, wychowano mnie w przekonaniu, że to ogromnie niegrzeczne.
Nie wiem, czy mogę mniej. Oczywiście, jeżeli ktoś bardzo pilnuje swojego wizerunku i bardzo mocno go kreuje to rzeczywiście sam stawia sobie ograniczenia. Ja nigdy nie byłam osobą, która kreowała swój wizerunek. Zawsze byłam człowiekiem, który wydawał się sobie dość wolny w wyborach i tą wolnością do tej pory się kieruję. Oczywiście nie wypowiadam pewnych rzeczy, które czasem „ślina na język przyniesie”. Mam bowiem świadomość, że moje słowa mogą trafić do wielu ludzi. Zaczynam więc bardziej zastanawiać się nad tym, co chcę powiedzieć. Zdaje sobie sprawę, że to co powiem może być w niewłaściwy sposób wykorzystane. Wielokrotnie widziałam, jak moje słowa zostają wyrwane z kontekstu, przeinaczone, a potem po prostu źle odebrane. Jeśli człowiek próbuje to odkręcić – wychodzi jeszcze gorzej. Więc pod tym względem rzeczywiście może pilnuje się i za dużo nie mówię. Nie chciałabym też w ten sposób kogoś obrazić bądź urazić. Mimo że w obecnych czasach jest to bardzo popularne, wychowano mnie w przekonaniu, że to ogromnie niegrzeczne.
Czy wolno mi więcej? Nie, nie wolno mi więcej, bo niby dlaczego. Myślę, że mam za to trochę więcej obowiązków, ale sama sobie je nałożyłam na siebie. Nie nałożył ich na mnie świat zewnętrzny tylko moje osobiste wybory. Są różne aspekty popularności.
Już za parę tygodni zostanie Pani po raz drugi mamą. Zawód aktorki jest bardzo absorbujący. Pani jednak udaje się pogodzić życie zawodowe z życie prywatnym. Tajemnica tego sukcesu?
Mam po prostu dużo czasu. To jest z mojej strony przewrotne powiedzenie, że mam dużo czasu oprócz tych momentów, w których go nie mam wcale. Nie zawsze pracuję codziennie po 12 godzin. Oczywiście, jak kręcimy serial to zdarza się, że mnie nie ma w domu częściej. Po planie zdjęciowym czasem jadę jeszcze do teatru lub mogę gdzieś z tym teatrem wyjechać w Polskę. Natomiast bywa też tak, że mam wolny tydzień i zawodowo robię niewiele. W zawodzie aktora nie ma norm, tak jak w rodzinach gdzie rodzice pracują w określonych godzinach i mogą sobie zaplanować czas. Nauczyłam się, że czasem życie zawodowe z prywatnym udaje się lepiej pogodzić, a czasem gorzej. Kiedy zdarzy się coś niezaplanowanego, wtedy uporządkowany świat domowy i zawodowy może zamienić się w ruinę i trzeba jakoś sobie poradzić, jakoś go posklejać. Ja na szczęście mam człowieka obok siebie, który bardzo mnie wspiera i z którym razem „kleimy świat”.
Daleka jestem od stwierdzenia, że jeden zawód jest łatwiejszy do pogodzenia z życiem prywatnym niż inny. Po prostu trzeba sobie radzić i myślę, że nie tylko takie matki jak ja dawały i dają radę. I nie one pierwsze i nie ostatnie.
Znajduje Pani też czas na społeczne zaangażowanie. Ostatnio została Pani ambasadorką programu Pracownie Orange. Co skłoniło Panią do podjęcia współpracy z Fundacją Orange przy tym projekcie?
Przede wszystkim bardzo cenię sobie współpracę ludzi i w dzisiejszych czasach dość niespotykaną solidarność w jednej sprawie. Program Pracownie Orange pozwala małym społecznościom zjednoczyć się w jednej sprawie. Czyli w stworzeniu miejsca, które też będzie miejscem spotkań. Byłam we wrześniu w Huszlewie, otwieraliśmy pierwszą Pracownię Orange w tej edycji i okazało się, że wszyscy zaangażowali się w jej budowę - dzieci, rodzice, nauczyciele (pracownia mieści się w szkole), wójt, a nawet ksiądz, który z ambony namawiał mieszkańców do głosowania na Huszlew w internetowym plebiscycie, który miał przeważyć, gdzie zostaną założone świetlice. Cała społeczność włączyła się w to, aby to miejsce powstało: najpierw głosowali, a potem, gdy zdobyli wsparcie od Fundacji, to także malowali lokal, nosili, skręcali meble – robili wszystko razem. Kiedy przyjechaliśmy na jej otwarcie, ta energia, która biła od tych wszystkich ludzi i ta duma, że stworzyli takie miejsce, była niesamowita. To było coś nieprawdopodobnego.
Przede wszystkim bardzo cenię sobie współpracę ludzi i w dzisiejszych czasach dość niespotykaną solidarność w jednej sprawie. Program Pracownie Orange pozwala małym społecznościom zjednoczyć się w jednej sprawie. Czyli w stworzeniu miejsca, które też będzie miejscem spotkań. Byłam we wrześniu w Huszlewie, otwieraliśmy pierwszą Pracownię Orange w tej edycji i okazało się, że wszyscy zaangażowali się w jej budowę - dzieci, rodzice, nauczyciele (pracownia mieści się w szkole), wójt, a nawet ksiądz, który z ambony namawiał mieszkańców do głosowania na Huszlew w internetowym plebiscycie, który miał przeważyć, gdzie zostaną założone świetlice. Cała społeczność włączyła się w to, aby to miejsce powstało: najpierw głosowali, a potem, gdy zdobyli wsparcie od Fundacji, to także malowali lokal, nosili, skręcali meble – robili wszystko razem. Kiedy przyjechaliśmy na jej otwarcie, ta energia, która biła od tych wszystkich ludzi i ta duma, że stworzyli takie miejsce, była niesamowita. To było coś nieprawdopodobnego.
Obserwowałam również poprzednią edycję, gdzie gospodynie wiejskie w Pracowniach robiły na drutach, śpiewały piosenki, haftowały, piekły ciasta. A wokół nich były dzieci, które korzystały z nowych technologii. Warto podkreślić, że część tych dzieci, pomimo że mamy XXI wiek, nie ma w domu komputerów. Pracownia jest więc miejscem, w którym mogą poszerzać swoją wiedzę, uczyć się, odrabiać lekcje, a także spędzić czas wolny grając w gry. Pracownie Orange to takie miejsca, które ożywiają wiele polskich wiosek i małych miasteczek, to takie miejsce spotkań inne niż budka z piwem.
Wart podkreślenia jest również fakt, że w Pracowniach nad dziećmi czuwa opiekun, który przy wsparciu Fundacji Orange ukierunkowuje je w tę dobrą stronę korzystania z Internetu, a także przedstawia możliwości, które niesie ze sobą cyfryzacja.
Wart podkreślenia jest również fakt, że w Pracowniach nad dziećmi czuwa opiekun, który przy wsparciu Fundacji Orange ukierunkowuje je w tę dobrą stronę korzystania z Internetu, a także przedstawia możliwości, które niesie ze sobą cyfryzacja.
Programy takie jak Pracownie Orange pokazują, że dziecko plus Internet nie zawsze równa się niebezpieczeństwo, to także możliwość rozwoju pasji, poznawania świata i zawierania więzi. Z perspektywy matki – jak Pani myśli, jak można przygotować dzieci do korzystania z Internetu i nowych technologii?
Przede wszystkim kontrola i rozmowa. Ja cały czas wiem jakie strony w Internecie odwiedza mój syn, który raz w tygodniu, w sobotę, dostaje do ręki tablet. Ogląda wtedy swoje ulubione bajki, które sam ściąga, ogląda na YouTubie jakieś tam ciekawostki, które go interesują i oczywiście też naciąga mnie na gry. Jednak wszystko pod kontrolą. Mam świetny kontakt z synem, śmiejemy się, wygłupiamy, budujemy relację.
Nie mogę mu jednak całkowicie zabronić korzystania z gier. Po pierwsze, zakazany owoc kusi bardziej, a poza tym nie chciałabym, aby koledzy mu dokuczali – Internet i gry to temat ich wspólnych rozmów i element budowania wspólnego świata.
Przede wszystkim kontrola i rozmowa. Ja cały czas wiem jakie strony w Internecie odwiedza mój syn, który raz w tygodniu, w sobotę, dostaje do ręki tablet. Ogląda wtedy swoje ulubione bajki, które sam ściąga, ogląda na YouTubie jakieś tam ciekawostki, które go interesują i oczywiście też naciąga mnie na gry. Jednak wszystko pod kontrolą. Mam świetny kontakt z synem, śmiejemy się, wygłupiamy, budujemy relację.
Nie mogę mu jednak całkowicie zabronić korzystania z gier. Po pierwsze, zakazany owoc kusi bardziej, a poza tym nie chciałabym, aby koledzy mu dokuczali – Internet i gry to temat ich wspólnych rozmów i element budowania wspólnego świata.
Proszę wyobrazić sobie taką sytuację: Mieszka Pani w małej miejscowości, w której powstała Pracownia Orange. Jakich argumentów użyłaby Pani, aby przekonać inne matki, aby wspólnie z dziećmi odwiedziły to miejsce?
Z tego co zauważyłam, wcale nie trzeba tych ludzi namawiać. Oni sami starają się, aby takie miejsce powstało, namawiają innych do głosowania na Pracownię, cieszą się z tego miejsca i za nim tęsknią. Zależy im, aby ich pociechy nie spędzały czasu na murku, ale żeby rozwijały się, korzystając z nowoczesnych szans i aby miały miejsce, do którego po szkole zawsze mogą pójść. Taka Pracownia daje właśnie takie możliwości. I myślę, że nie tylko dzieci, ale i ich rodzice są zadowoleni, że ich pociechy aktywnie spędzają czas. Gdyby moje dziecko przebywało w takim miejscu, byłabym bardzo zadowolona. Wiedziałabym, że jego czas jest dobrze zagospodarowany.
Z tego co zauważyłam, wcale nie trzeba tych ludzi namawiać. Oni sami starają się, aby takie miejsce powstało, namawiają innych do głosowania na Pracownię, cieszą się z tego miejsca i za nim tęsknią. Zależy im, aby ich pociechy nie spędzały czasu na murku, ale żeby rozwijały się, korzystając z nowoczesnych szans i aby miały miejsce, do którego po szkole zawsze mogą pójść. Taka Pracownia daje właśnie takie możliwości. I myślę, że nie tylko dzieci, ale i ich rodzice są zadowoleni, że ich pociechy aktywnie spędzają czas. Gdyby moje dziecko przebywało w takim miejscu, byłabym bardzo zadowolona. Wiedziałabym, że jego czas jest dobrze zagospodarowany.
Czy w najbliższym czasie będziemy mogli zobaczyć Panią na dużym lub małym ekranie, bądź na deskach teatru?
Od stycznia ponownie w teatrze Capitol w spektaklu „Di Viv Rose”, gdzie gram wraz z Joasią Brodzik i Małgosią Lipmann. Powraca również sztuka „Śmiertelnie poważne uczucie”, w którym gram z Piotrem Grabowskim. Zobaczyć mnie będzie też można w spektaklu „en Vogue” realizowanym przez Centrum Kultury w Lesznie, z którym podróżować będziemy po całej Polsce.
Od stycznia ponownie w teatrze Capitol w spektaklu „Di Viv Rose”, gdzie gram wraz z Joasią Brodzik i Małgosią Lipmann. Powraca również sztuka „Śmiertelnie poważne uczucie”, w którym gram z Piotrem Grabowskim. Zobaczyć mnie będzie też można w spektaklu „en Vogue” realizowanym przez Centrum Kultury w Lesznie, z którym podróżować będziemy po całej Polsce.