Reklama.
Wojtkowi, uczniowi 3 klasy jednego z podwarszawskich gimnazjów, nie najlepiej idzie z polskiego. Najlepszy z tego przedmiotu nigdy nie był, a teraz jest jakby gorzej. Trója ze sprawdzianu to max jego możliwości. Chcąc pomóc synowi w nauce, jego mama poprosiła, aby sprawdzian przyniósł do domu. Miałaby szansę zobaczyć z czym syn sobie nie radzi.
Kartkówka tylko do wglądu
Dzień następny. Zdziwienie na twarzy matki, kiedy syn powiedział, że sprawdzianu nie ma i mieć nie będzie, bezcenne. – Pani powiedziała, że nie da. Możesz przyjść do szkoły i zobaczyć, ale do domu wziąć nie mogę. Nie bo nie – zdał relację Wojtek. Poirytowana nie na żarty Basia odważnym krokiem przekroczyła próg szkoły. Grzecznie (bo dlaczego nie?) poprosiła o wyjaśnienia. Usłyszała, że…nie bo nie. Takie mają zasady, to dla bezpieczeństwa (czyjego?) i tak już po prostu jest. Sprawdzian oczywiście zobaczyć może, ale zabrać do domu już nie. Nie zapominając dlaczego zwolniła się z pracy, aby przyjść do szkoły, przepisała do notesu wszystkie błędy, które popełnił jej syn. Przecież to o to w tym wszystkim chodzi.
Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Edukacji, od 1 września każdy nauczyciel ma obowiązek udostępnić rodzicom sprawdziany i kartkówki. Szkoła nie ma więc prawa odmówić uczniowi wzięcia pracy do domu.
Nauczyciele się boją
Powodów, dla których nauczyciele nie udostępniają sprawdzianów jest kilka. Przede wszystkim: boją się. Boją się, że ich podpis może zostać podrobiony i później wykorzystany, że dzieci na sprawdzianie przekreślą złe odpowiedzi, napiszą poprawne i twierdzić będą, że tak było od początku. Boją się, że popełnili błąd w ocenianiu, a rodzice to zauważą. Boją się, że ktoś spisze pytania i przekaże młodszym rocznikom. I w końcu nie chcą, aby uczniowie porównywali między sobą punktację, bo może się okazać, że nie wszędzie jest taka sama.
I wcale nie chodzi o to, że nauczyciele faworyzują niektórych uczniów stawiając im lepsze oceny. Są po prostu ludźmi, nie są więc nieomylni.
Winni uczniowie?
Joanna nauczycielką jest od 20 lat. Pamięta czasy, kiedy uczniowie wszystkie sprawdziany brali do domu. Następnego dnia mieli oddać wraz z podpisem rodzica. Jednak już od wielu lat praktyk tych nikt nie stosuje. – Dzieci się zmieniły. I to jest fakt. Były sytuacje, kiedy uczeń dostał marną ocenę, brał sprawdzian do domu i więcej go nie widzieliśmy. Potem przychodzili rodzice z pretensjami, że syn czy córka mają słabe oceny i obwiniali o to nas. A my nie mogliśmy pokazać im sprawdzianu i błędów, które popełniło dziecko. Ponadto, sprawdzian to ważny dokument. My też jesteśmy kontrolowani. Musimy mieć porządek w papierach.
Zdaniem Joanny dobrym rozwiązaniem byłoby robienie kserokopii. – Nasza dyrektorka się na to nie zgodziła. Powiedziała, że szkoły nie stać na taki wydatek. Jeśli uczeń sam poniesie koszta – chętnie udostępnię mu pracę w celu zrobienia kserokopii.
Szkoły bezkarne?
Wiele polskich szkół do nowych regulacji nie zamierza się stosować. Dziennik Polski wziął pod lupę większość krakowskich placówek edukacyjnych, które z rozporządzenia ministerstwa nic sobie nie robią. A jak jest w przypadku szkół, do których chodzą Wasze dzieci?