Gdyby moja babcia miała Tindera, nie byłoby mojej rodziny. Gdyby mój dziadek chłodno kalkulował na temat swoich szans, nie byłoby mojej rodziny. Uderzyła mnie ta myśl, kiedy usłyszałam od niedawno poznanego przeze mnie mężczyzny, pytanie: „Czy mogę się o Ciebie starać?”.
Nie był to pierwszy raz kiedy spotkało mnie coś podobnego, a rozmowy z innymi kobietami uświadomiły mi, że jest to dość częsty obrót spraw. Poznajesz kogoś i za chwilę zostajesz postawiony przed decyzją, czy chcesz go poznawać dalej. Taki Tinder, tylko bez Internetu, dajemy sobie lajka, albo się rozchodzimy, wóz albo przewóz. Oby szybko i konkretnie, bo możemy stracić na siebie czas.
Miłość z supermarketu Taki schemat poznawania potencjalnych partnerów dobrze wpisuje się w konsumpcjonizm współczesnych czasów. Jeśli wieczorem możesz obejrzeć jeden z kilkuset filmów, jeśli na półce ze słodyczami masz sto rodzajów różnych czekolad, to dlaczego inaczej ma być z randkowaniem? Jeśli kobieta, która wpadła ci w oko nie odwzajemnia od początku znajomości twojego zainteresowania, to czemu masz tracić na nią czas? Na pewno znajdzie się inna. W dobie instant związków, powolne poznawanie się nawzajem, przechodzi do lamusa. Jest nieopłacalne.
Popularne bilanse zysków i strat dawno już przestały być narzędziem przydatnym jedynie w pracy. Coraz częściej strategia ta, stosowana jest w planowaniu codziennych aktywności oraz w relacjach międzyludzkich. A prawdziwa miłość bardzo często przegrywa z chłodnymi zestawieniami. Tak, żeby lepiej poznać kogoś, kto nas zaintrygował, bardzo często trzeba włożyć od siebie więcej, niż można na ten moment otrzymać, więcej czasu, więcej cierpliwości, więcej zaangażowania.
Możliwe, że trzeba poświęcić wykupione zajęcia na siłowni na rzecz spontanicznego spaceru i bardzo możliwe, że mimo wszystko nie będzie z tego związku. Wzajemne poznawanie się to zawsze ryzyko, jednak czasem warto je podjąć. Znów wrócę do moich dziadków, jednej z najlepiej dobranych par jaką znam. Gdyby poznali się na Tinderze, babcia na pewno nacisnęłaby „nie”, a gdyby dziadek zapytał się jej, czy może się o nią starać, dostałby kosza. Dlaczego? Rodzinna opowieść, której nie będę publicznie przytaczać, zapytajcie się lepiej swoich bliskich w jaki sposób się poznali.
Związkowy Matrix Wszyscy znamy dylemat Neo z Matrixa- weź niebieską pigułkę, a historia się skończy i obudzisz się we własnym łóżku, weź czerwoną, a zostaniesz w krainie czarów. A jak to wygląda we współczesnym randkowaniu?
Czerwona pigułka, czyli zgoda. Nie do końca wiadomo jednak, jaki jest tej zgody zakres. Czy są w tej umowie jakieś obowiązki, drobne kruczki, kary za zerwanie? Jeśli hipotetycznie zgodzisz się, by mężczyzna podjął o ciebie starania (swoją drogą, to jakieś paskudne określenie) to co wchodzi w zakres jego obowiązków? A jeśli po kinie i wystawnej kolacji stwierdzisz, że jednak nie macie wspólnych tematów, to czy wykazujesz się nielojalnością? Straciłaś przecież jego czas. Dałaś zielone światło, a potem się rozmyśliłaś.
Niebieska pigułka, czyli wybacz, ale nie. Dobrze wam się rozmawiało, ale nie czułaś tej chemii, miałaś nierozwiązane sprawy z kimś innym, czułaś, że to nie jest dobry czas na związek, cokolwiek, co sprawiło, że nie miałaś ochoty umawiać się na randki. Jednak po tym spotkaniu masz poczucie, że spotkałaś naprawdę ciekawego człowieka. Nie „miłość od pierwszego wejrzenia”, ale osobę, może kumpla, może przyjaciela, może znajomego. Nie wiesz przecież jak mogłoby się to potoczyć i się nie dowiesz, bo wybranie niebieskiej pigułki wiąże się często z zakończeniem znajomości.
Stacje pośrednie Wciąż nie mogę tego zrozumieć. Jedna osoba poznaje drugą i stwierdza, że jest ona na tyle interesująca, że jest sobie w stanie po kilku dniach znajomości, wyobrazić wspólną przyszłość, to dlaczego tak łatwo przychodzi jej późniejsze zerwanie z nią kontaktu? Hej! Jeszcze przed chwilą mówiłeś temu komuś, że dawno ci się z nikim tak dobrze nie rozmawiało, a teraz z tego rezygnujesz? Są przecież inne rodzaje związków międzyludzkich. Jest znajomość, koleżeństwo, może nawet przyjaźń…
Relacje interpersonalne są dużo bardziej skomplikowane, niż system zero-jedynkowy i rodzi się z tego mnóstwo wartościowych doświadczeń i emocji. Dlaczego z tego rezygnować?