Wiem, że mi zazdrościcie! Mam 34 lata, pracuję w korpo, mieszkam w stolicy, jestem samotną matką i wolną kobietą
List do redakcji
05 października 2015, 19:31·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 05 października 2015, 19:31
Mam 34 lata. Pracuję w korporacji, mieszkam w dużym mieście i mam siedmioletnią córkę. Jestem też rozwódką od czterech lat, a co za tym idzie samotną matką. Wiele z Was użala się nade mną zupełnie niepotrzebnie. Wiem, że gdzieś w duchu każda z Was mi zazdrości.
Reklama.
Mam błogi spokój. Żadnego dostosowywania się do partnera, znoszenia fochów, liczenia na jego pomoc przy dziecku czy łaskę. Sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Chcę go wydoić na ile się da i jednocześnie zrobić dobrze sobie. Chociażby wtedy, kiedy oddaję mu dziecko. Nigdy nie bywasz zmęczona? Nigdy dziecko nie doprowadziło Cię na skraj załamania nerwowego? To są te momenty, w których mi zazdrościsz.
Mam dość słuchania o biednych samotnych matkach. Jak to nam źle, jak to wiecznie kłody pod nogi. Ciągle same z tymi dzieciakami, o alimenty trzeba walczyć… My same o sobie takie bzdury wypisujemy w internecie to nic dziwnego, że inni tak o nas sądzą.
Nie życzę sobie, by ktokolwiek się nade mną litował. Powiem więcej, jestem szczęśliwa w tej sytuacji. Ba! Uwielbiam te momenty, kiedy były mąż zabiera córkę na weekend do siebie. Dlaczego? Bo mam w końcu czas dla siebie. Moment, w którym nie muszę na szybko prać i gotować, bo tatuś zabrał dziecko na plac zabaw.
Mówisz, że u Ciebie wszystko jest tak fantastycznie? Dzielicie się obowiązkami, mąż we wszystkim pomaga, odciąża Cię i w ogóle? Wow, super! To skąd Was, niezadowolonych z życia i małżeństwa aż tyle w internecie? Na tych wszystkich forach parentingowych wylewacie swoje żale, zamiast zrobić w domach porządek z tą maskaradą? Czujecie się lepsze bez statusu samotnej matki?
Wyrodna? A może nie zakłamana? Ta z Was, która nie chciałaby regularnie mieć możliwości pozbycia się dziecka na weekend niech pierwsza rzuci kamieniem. Zrobiłaś właśnie wielkie oczy? Jak to możliwe? Przecież to Twoje dziecko! A czy my, kobiety nie mamy szansy na odpoczynek? Na imprezę? Na dzień wolny?
Myślisz, że stała się tragedia, bo dziecko ma niepełną rodzinę? A ile z Was siedzi w tych chorych, patologicznych czy choćby toksycznych związkach? Boicie się odejść, boicie się samodzielności i odpowiedzialności za życie swoje i dzieci. Wolicie być bite lub przymuszane do seksu, żeby tylko zachować tę swoją rodzinę. Jakby właśnie to było naprawdę w życiu najważniejsze.
Co jeszcze mnie cieszy? Że jestem główną osobą decyzyjną w kwestii dziecka. Nikt nie podważa mojego autorytetu, nie zmienia moich decyzji, nie umniejsza zdania.
Jakieś korzyści z tego całego rozwodu i mnie się należą, nie zamierzam tego odpuszczać, biczować się i mówić jaka to ja jestem biedna. Mam to na własne życzenie. Zmienił się po ślubie? Zaczął pić? Zdradzać? No chyba widziały gały co brały, najwyraźniej ja nie poznałam go na tyle, na ile powinnam. Nie chcę wsparcia, pomocy, wspólnego najeżdżania na byłego.
Po co napisałam ten list? Ponieważ denerwujecie mnie, Wy – zakłamane matki, uwikłane w beznadziejne związki. Te z Was, które uważają mnie, samotną matkę za kobietę, której w życiu nie wyszło.