Na pewno każdy z Was zna osobę, która notorycznie zamieszcza zdjęcia swoich dzieci na portalach społecznościowych. Fachowo nazywa się to Sharenting i niestety, przybiera coraz groźniejszą formę.
Rodzice nie tylko zamieszczają portrety swoich dzieci, ale również zdjęcia, na których ich pociechy śpią, bawią się, jedzą…I mimo że starają się dbać o ich bezpieczeństwo - w publikacji zdjęć nie znają umiaru. Wszystkie chwile są przecież warte uwiecznienia, prawda? Prawda. Ale czy warte udostępnienia?
Australijski urząd skontrolował strony internetowe o pedofilskiej treści. To co odkryli, zelektryzowało opinię publiczną. Okazało się, że większość zdjęć (około 25 000) dostarczyli rodzice umieszczając je na Facebookowych i Instagramowych kontach.
Większość zdjęć została wykonana podczas zabaw na plaży i gimnastyki. Na pedofilskich stronach zostały posegregowane do odpowiednio podpisanych folderów: dzieci na plaży, mili chłopcy bawią się w rzece, gimnastyka…
91 proc. zdjęć udało się usunąć. Pozbycie się wszystkich nie jest niestety możliwe. Problem nie dotyczy jedynie Australii. Na portalach o treści pedofilskiej w każdym kraju znaleźć można setki takich „niewinnych” zdjęć. Zatem, zanim następnym razem wrzucisz do sieci roznegliżowane zdjęcia swojego dziecka, zastanów się proszę dwa razy.