Moje dziecko było gnębione w szkole. Twojemu też może się to przydarzyć
List do redakcji
27 września 2015, 13:14·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 27 września 2015, 13:14
Reklama.
Mamo, co znaczy patologia? Zapytała moja wówczas 10-letnia córka. Od razu pytanie wydało mi się podejrzane, wiec postanawiam dopytać o zainteresowanie akurat tym konkretnym słowem. Dzieci w szkole mówią, że w naszym domu musi być patologia, bo Ty i tata jesteście za młodzi by mnie mieć...
Zaczęło się od tak, niewinnie
Małe uszczypliwości, przykre komentarze. Jesteśmy jednak dorośli i choć widzimy smutek w oczach własnego dziecka to spokojnie tłumaczymy, nie reagujemy nerwowo. Przecież to musi być nieporozumienie.
Zuzia ma 10 lat, gdy wracamy do Polski. Ostatni raz mieszkała w kraju, gdy miała 2 lata, czego nie pamięta. Nie może doczekać się nowych znajomości i tego, że w klasie będzie mogła mówić w tym samym języku, co w domu. Nigdy do polskiej szkoły nie chodziła, ale po polsku mówi jakby całe życie mieszkała w ojczyźnie. Problem jest tylko jeden - przyzwyczajona jest do realiów szkoły katolickiej, w mundurkach, bez gadżetów, na święta nie ma szkolnych wigilii z prezentami, tylko śpiewanie kolęd dla bezdomnych . Postanawiamy posłać ją do bardzo dobrej stołecznej szkoły. Do egzaminu podchodzi i ku naszemu zaskoczeniu dostaje miejsce w klasie wyżej. Wszyscy jesteśmy w skowronkach.
W drugim tygodniu się zaczyna
Wraca do domu i zaciekawiona pyta czym są klapki Armanii. Czy to taki rodzaj japonek co palec rozdzielają? – dopytuje. Wybucham śmiechem. To taka firma Kochanie, czemu pytasz? Dzieci mówią, ze jeśli nie kupisz mi takich klapek, nie mogę pływać z nimi na basenie. Powiedz, że kupisz, nie chce pływać sama! Tłumaczę, że klapek nie będzie, a dzieci czasem mają nietypowy sposób na nawiązywanie znajomości. Trzeba dać im szansę i być wyrozumiałym - podkreślam. Kolejny tydzień i kolejne historie – czy ja mam ubrania Ralpha Laurena? Koleżanki mówią, że skoro jestem z zagranicy to przecież muszę mieć. Każdą przynieść i pokazać.
Znów siadam i tłumaczę, ale nie ukrywam , że jestem zestresowana, przecież to jakiś absurd, to 10-cio latki! W końcu pada pytanie – czy dziwka to przekleństwo? W tym momencie wraz z mężem mamy dość, takie słowa są nie do zaakceptowania. Umawiamy się na spotkanie z wychowawca i ku naszemu zaskoczeniu słyszymy, ze to tylko dzieci, a nasza córka musi przywyknąć. Całe życie nie będą jej państwo trzymać pod kloszem i uczyć polskiego w okrojonej wersji. Prędzej czy później spotka takie słowa – słyszymy. Maż chwyta mnie za rękę i macha głowa, daje sygnał by nie dyskutować, nie ma sensu.
Kolejne dni przynoszą nowa klasowa zabawę
Dziecko, które dotknie nasza córkę zachoruje na raka, przynajmniej tak twierdzą dzieci w klasie. Sytuacja wyjątkowo ciężka, bo rak zabrał nam niedawno bardzo bliska osobę, o czym dzieci doskonale wiedziały. Dochodzi do tego, ze nasze dziecko siedzi same otoczone pustymi ławkami, bo wszyscy boją się zarazić. Znów interwencja u wychowawcy, znów tłumaczenie, ze to tylko zabawa. Widzę jak w krótkim czasie moja córka z dziecka, które było odważne, rozmowne, przebojowe i uwielbiające szkole zaczyna prosić czy może zostać w domu, nie jechać na szkolne wycieczki.
Nocami przytula mnie i tłumaczy
Mamo pamiętasz jak kiedyś w szkole mówili mi: Haters gonna hate. Uśmiecham się przez łzy. Rzeczywiście jeszcze w poprzedniej szkole dzieci miały specjalny cykl o szkolnym gnębieniu. O tym, ze prześladowanie może przytrafić się każdemu, jak sobie z tym radzić i jak współczuć oprawcom, bo są słabymi osobami z problemami, no i najważniejsze - jak ważne jest, by o tym mówić. Mamo, nie mogę uwierzyć, że na mnie się wyżywają – wyszeptała.
Postanawiam ostrzej działać, muszę sytuację rozwiązać i pokazać mojemu dziecku, że od problemów się nie ucieka. Trzeba się z nimi zmierzyć. Wraz z mężem udajemy się na rozmowę z dyrekcją, która obiecuje przyjrzeć się sprawie. Codziennie odbieram córkę ze szkoły, siada na tylnim siedzeniu i płacze, bez słowa, bez najmniejszego dźwięku. Tylko łzy płyną jej strumieniami. Nie chce mówić po polsku, specjalnie odpowiada w innym języku. Moje serce staje. Sama potajemnie zaczynam płakać co noc.
Z każdym dniem wyzwisk jest więcej Dzieci wmawiają jej na przykład, że ma nienormalnych rodziców, bo nie posiada telefonu komórkowego. Przychodzi więc i prosi. Prosi codziennie. Za każdym razem dostaje odmowę. Telefonu nie będzie, to nie nasz styl wychowania. Kolejne spotkania z wychowawcą nie przynoszą rozwiązań. O uprzejmych rozmowach z rodzicami nie wspomnę, szkoda na to czasu. Nasze dziecko rozpacza, ze chce wracać do domu. Na nic zdaja się tłumaczenia, że dom jest teraz tu. W końcu odbieram ją ze szkoły kulejącą.
Pytam czy coś się stało. To nic mamo – zapewnia mnie. Pechowo to dzień wizyty u ortopedy. Zdejmuje buty i nie mogę uwierzyć co widzę. Stopa mojego dziecka jest fioletowa. Lekarz patrzy na mnie pytająco, ja z kolei zdenerwowana na córkę. W drodze do domu dowiaduję się, że kopano ją po nogach. Mam dość. Z samego rana otwieram drzwi gabinetu dyrekcji, rozmowa jest krótka. Najlepiej jeśli ją Pani zabierze, tu nie wiele można zrobić.
Drodzy rodzice, drogie szkoły
Gnębienie jest powszechnym problemem, zdajmy sobie z tego sprawę. W badaniu przeprowadzonym przez Centrum Badania Opinii Społecznej w szkołach z całej Polski wynika, że najczęstszą formą przemocy jest przemoc słowna, aż 63 proc. uczniów jej doświadczyło. Blisko dwie trzecie uczniów przynajmniej raz było obrażanych czy poniżanych, 33 proc. doświadczyło przemocy fizycznej, a 7 proc. dotknęła groźna przemoc fizyczna z użyciem niebezpiecznych narzędzi.
By rozwiązać problem przemocy w szkole muszą być zaangażowane wszystkie trzy strony – rodzice dzieci krzywdzących, krzywdzonych i pedagodzy, inaczej ciężko o zmianę. Ja również myślałam, że ten problem mnie nie będzie dotyczył, moje dziecko świetnie się uczyło, było lubiane, było liderem klasy.