"Miałam 18 lat, byłam przed maturą i poddałam się nielegalnej aborcji. Nie myśl, że kiedykolwiek tego żałowałam"
List czytelniczki
21 września 2015, 20:53·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 września 2015, 20:53
Zaplecze gabinetu ginekologicznego, drzwi zamknięte na klucz. W pomieszczeniu lekarz ginekolog, anestezjolog i ja. Pamiętam jak podają znieczulenie, a potem ktoś pomaga mi przytrzymać długopis i kartkę, na której nie wiem co jest napisane. Przy pomocy drugiej osoby podpisuję się. Miałam 18 lat, byłam przed maturą i tak, dokonałam nielegalnej aborcji. Ja, racjonalna dziewczyna z zasadami.
Reklama.
Swoja przygodę z seksem postanowiłam rozpocząć w dojrzały sposób, w końcu jestem pełnoletnia. Jeden zaufany partner, wizyty u lekarza prowadzącego, badania i leki antykoncepcyjne. Wszystko jak w podręczniku „Bezpieczny seks”. Niestety trafiam do rozdziału: ”Ryzyko i zagrożenia”.
Świadoma decyzja O ciąży dowiedziałam się bardzo szybko. Równie szybko usiadłam i na spokojnie wszystko przeanalizowałam. W myślach przewijały się moralne zasady, które od dzieciństwa wpajali mi rodzice, jak również słowa bliskiego mi dziadka, który zawsze powtarzał, że nikt nigdy nie ma prawa mnie ograniczać, sama mam o sobie decydować i ponosić konsekwencje swoich wyborów. Ta decyzja była trudną decyzją. Ta decyzja była na pewno jedną z trudniejszych w moim życiu.
Ciąża była na bardzo wczesnym etapie, gdy zjawiam się w gabinecie mojego ginekologa. Tłumaczę, że postanowienie jest świadome i proszę o pomoc. Odmawia. Rozumiem, ale nie ustępuję. Jestem zdeterminowana i nie mogę dłużej czekać, nie chce. Aborcja na wczesnym etapie to dla mnie jedyne wyjście. Informuję, że z gabinetu nie wyjdę i jako pacjentka proszę o pomoc, bo inaczej pójdę szukać rozwiązania w przypadkowo napotkanej przychodni.
Z kopertą w ręce Ostatecznie dostaję zgodę, ale pod warunkiem powiadomienia rodziców. W domu – szok, ale bliscy po trudnych rozmowach szanują moja decyzje. W klinice zjawiam się jeszcze w tym samym tygodniu, ustalamy datę i oczywiście cenę. Z koperta w ręku i w wygodnym ubraniu mam się stawić za 4 dni. Nie wiem jakie będą warunki sanitarne, czy narzędzia będą sterylne, nie wiem kto się mną zaopiekuje w razie, gdy coś pójdzie nie tak.
Ufam lekarzowi, ale gabinet to nie szpital, doskonale zdaję sobie sprawę, że pomoc mam w bardzo ograniczonym wydaniu. Jako dziewczynę po nielegalnej aborcji niebezpiecznie jest mnie kierować do szpitala . Każdy się boi – zarówno lekarze jak i pacjentki. No i te dokumenty, które podpisałam na początku działania narkozy i do dziś nie wiem czego dotyczyły.
Myśli o aborcji zakopałam Sam zabieg nie trwał długo, po odejściu znieczulenia, skołowana pojechałam do domu i spędziłam w nim 3 dni. Czułam się bardzo dobrze, ale o aborcji nie mówiłam nikomu, z nikim nie rozmawiałam. Myśli o zabiegu postanowiłam zakopać głęboko w podświadomości z przekonaniem, że nigdy do nich nie wrócę. Rozdział zamknięty – tak sobie tłumaczyłam. W rzeczywistości rozdział dopiero się rozpoczął. Kilkanaście dni po zabiegu zaczynam się bać, tak po prostu, bez powodu, nagle. Niechętnie wychodzę z domu, nie spędzam czasu z rodzina, przyjaciółmi. Mam napady lęku, których nie potrafię racjonalnie wyjaśnić. Zasłaniam okna, boję się spać.
Terapia dla aborcjonistek Mama zmianę zachowania zauważa niemal od razu i natychmiast zabiera mnie do poleconego przez znajomych psychologa. W końcu, w zamkniętym gabinecie zaczynam mówić o tym, o czym w Polsce głośno mówić nie wolno. Dowiaduje się o drugim dnie aborcji, o tym co dzieje się nie tylko z moim ciałem, ale przede wszystkim z moją psychiką. W gabinecie nie jestem jedyną "pacjentką po". Nie potrzebuję lęków, a rozmowy – taka jest diagnoza psychologa. Tylko jak rozmawiać o czymś, co jest zakazane i karalne?
Znam wiele kobiet, które zdecydowały się na aborcję, każda milczy i samotnie walczy w zamknięciu – tym samym ograniczając szanse na pomoc dla siebie i odcinając inne kobiety od informacji. Ja podejmując decyzję, wiedzę miałam praktycznie żadną, a potrzeba obiektywnej informacji tak bardzo była mi potrzebna. Nie chciałam słuchać moralnych pouczeń, duchowych nakazów, wyrzutów czy obelg. Tylko fakty, bez zaplecza religijno-legislacyjnego.
Polski radykalizm Z czasem zaczynam normalnie funkcjonować, odwiedzam kraje, gdzie aborcja jest legalna, a dyskusja na jej temat otwarta – to przynosi mi ulgę. Zaczynam sama przed sobą, ale i przed innymi przyznawać się do zabiegu. Coraz bardziej uderza mnie, że Polska jest w temacie aborcji jednym z najbardziej restrykcyjnych państw, a kobiety "po" pozostawione są bez opieki, jak obywatele drugiej kategorii. Najniższy na świecie współczynnik zabiegów przerywania ciąży ma liberalna Europa Zachodnia i Północna.
Aborcyjne podziemie Drodzy Decydenci – dziękuję, że jesteście moim sumieniem, że decydujecie o moim ciele. Nie zaklinajcie rzeczywistości, by samemu mieć iluzje spełnienia moralnego obowiązku. W Polsce według szacunków CBOS (choć to trudne do precyzyjnego obliczenia) aborcji dokonało od 25 proc. do 30 proc. dorosłych Polek. Co czwarta kobieta w Waszym społeczeństwie wystawia swoje zdrowie na niebezpieczeństwo podczas nielegalnego zabiegu i jest zmuszona do korupcji.
Decyzję podejmie bez pełnej wiedzy jakie konsekwencje niesie ze sobą przerwanie ciąży, bo Wy zakazujecie rzetelnej dyskusji i bezpiecznego wyboru. Drodzy panowie, około 5 miliona pań, które są Waszymi matkami, żonami, córkami, sąsiadkami czy współpracownicami, nie dostało należnej im pomocy po tym ciężkim zabiegu. Zostały lub zostaną zostawione same sobie.
Drogie Panie, macie prawo decydować o sobie, macie prawo do informacji i do opieki na najwyższym poziomie, bo chodzi o Wasze zdrowie, Wasza psychikę, Wasze sumienie.
Chłopak, z którym byłam w ciąży dziś jest moim mężem, mamy dzieci, które kocham nad życie i szczęśliwe małżeństwo. Czy swojej decyzji żałuję? Nie. Żałuję jednak, że pozbawiono mnie wiedzy, czym na prawdę jest aborcja.