Kurze łapki, lwia zmarszczka, zwana zmarszczką gniewu czy tak zwane marionetki, plus bruzdy nosowo wargowe i kilka poprzecznych linii na czole. To one wielu z nas spędzają sen z powiek. Choć nie one świadczą o tym, na ile lat wyglądamy.
Dwa tygodnie temu skończyłam dwa obszerne artykuły do jednego z magazynów kobiecych dotyczące urody po 40-stce. W ich skład weszło sześć wywiadów z ekspertkami medycyny anti-aging, dermatologami, kosmetologami, dietetykiem i trenerem. Podeszłam więc do tematu solidnie, a przy okazji sama dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na temat starzenia się skóry. Zarówno tej na ciele, jak i na twarzy. Botoks i wypełniacze, to tak naprawdę zabiegi bardzo powierzchowne i z pewnością nie odpowiadają na potrzeby i problemy skóry kobiety w tym wieku. Bo nie zmarszczki świadczą o tym czy ludzie postrzegają nas na 35-cio-, 40-sto- czy 50-latki, tylko mnóstwo innych rzeczy, o których zapominamy.
Paranoja i paraliż
Te z nas, które naczytały się, naoglądały i nasłuchały wywiadów z amerykańskimi gwiazdami, zwykle o pierwszym botoksie myślą około 30-stki. Paraliż mięśni, jaki wywołuje podanie strzykawką toksyny botulinowej dla wielu jest wybawieniem. Chociażby wówczas, kiedy nie przepadasz za lwią zmarszczką, zwaną zmarszczką gniewu, która przez lata utrwaliła się na twoim czole. Najczęściej powstaje ona u osób ze słabym wzrokiem. To oczywiście mimika, a mimika jest bardzo indywidualną kwestią i wyróżnia nas na tle innych osób. Usuwając lwią zmarszczkę nie robisz swojej twarzy dużej krzywdy. Natomiast nabotoksowane twarze bez wyrazu (patrz: Nicole Kidman), gładkie niczym pupa niemowlaka, wcale nie wyglądają młodo. Raczej nijak. Dziwnie. Zresztą, zwykle takiej nieruchomej mimice towarzyszą inne poprawione elementy, jak napompowane policzki lub usta, więc efekt bywa karykaturalny. Co niestety widać już nawet na polskich ulicach.
Botoksowa paranoja dawniej mnie przerażała. Jak ognia bałam się zastrzyków z toksyną botulinową, wyczytałam, że odkłada się ona w rdzeniu kręgowym i że tak naprawdę nie wiemy i nie znamy skutków ubocznych tego zabiegu, bo jesteśmy pokoleniem królików doświadczalnych. Dziś wiem, że nie każda osoba, która robi sobie pierwszy czy dziesiąty botoks wygląda jak kukła. Można ten zabieg przeprowadzić miejscowo (jak na tę znienawidzoną wspomnianą zmarszczkę, z powodu której wszyscy myślą, że jesteś wiecznie zagniewana) i można - z umiarem. Nie co miesiąc, tylko raz na pół roku czy 8 miesięcy. Nie trzeba unieruchamiać ust i oczu, bo to właśnie barwna, wyrazista mimika, pomimo, że wpływa na powstawanie zmarszczek, wyróżnia nas i odmładza (nie mam na myśli głupich min w stylu Jasia Fasoli).
Podobnie rzecz się ma z wypełniaczami. Gładkie twarze bez jednej zmarszczki są mdłe i bez wyrazu. Większość zjawiskowych dojrzałych kobiet ma zmarszczki. I wcale nie patrzymy na nie i nie mówimy: dziś jest stara i pomarszczona, ale kiedyś była piękna. Nic podobnego! W tych liniach jest piękno. Są lata doświadczeń, mądrość, jakaś głębsza myśl. A nie wypełniony po brzegi kwasem hialuronowym księżyc w pełni.
Z kwasu, podobnie jak z botoksu można korzystać w sposób umiarkowany, bądź przesadny. Robiąc raz na pół roku czy raz do roku mezoterapię (podskórne podawanie niewielkich ilości kwasu hialuronowego w wielu miejscach jednocześnie), nie zamienisz twarzy w mumię. Odżywisz, nawilżysz i stymulujesz skórę. Natomiast wypełniając bruzdy nosowo-wargowe, dolinę łez i wszystkie powstałe na twarzy przez lata linie, do gładkości jaką może mieć jedynie nastolatka - wyglądasz śmiesznie. Bo jest pewien element twarzy, który doskonale świadczy o tym, ile masz lat: oczy.
Zdradzają wiek, co widać po takich osobach jak Madonna. Ma wypełnione i poprawione w twarzy wszystko, ale patrząc na jej oczy (kolor białek, odcień tęczówek, popękane naczynka i zaczerwienienia), wiesz doskonale, że 20 lat miała dawno dawno temu. Ale to gwiazda i królowa pop, która ogląda swoje zdjęcia i nagrania każdego dnia, więc nie ma się co zastanawiać nad motywami jej potrzeb eskperymentowania z odmładzaniem.
Jakość skóry
W jednym ze wspomnianych wywiadów, specjalistka dermatolog dr Ewa Chlebus powiedziała, że myśląc o odmładzaniu, powinno się zacząć od zadbania o jakość skóry. Co z tego, że będziesz mieć gładką twarz bez zmarszczek, jeśli masz: trądzik / zaskórniki i rozszerzone pory lub przebarwienia czy przesuszony naskórek, albo popękane naczynka. Choroby lub schorzenia skórne, odbierają urodę i postarzają. Dr Ewa Chlebus porównała skórę do materiału. Dopiero kiedy masz materiał dobrej jakości, możesz z niego uszyć piękną sukienkę. Na nierównym naskórku pełnym niedoskonałości, zmarszczki są naprawdę ostatnią rzeczą, na którą ktokolwiek zwraca uwagę.
O tym samym pomyślałam przy okazji pisania artykułu na temat matki i córki, które za pieniądze sponsora eksperymentują z medycyną estetyczną (pod tym linkiem). Kyla, czyli młodsza wersja matki (są niemal identyczne), wygląda poważniej niż 19 lat starsza matka, ponieważ nosi tonę makijażu. A pod nią kryje się ropny, nieleczony trądzik. To absurd, że wydaje krocie na medycynę estetyczną, a nie leczy skóry pokrytej stanami zapalnymi. Swoją drogą z pewnością nie jest „w dobrych rękach”, bo żaden szanujący się plastyk czy lekarz dermatolog nie zrobiłby czegoś takiego z twarzy młodej, 20-letniej kobiety. Ale nie tylko Kyla ma ten problem.
Patrząc na kobiety, które uwielbiają medycynę estetyczną nie tylko w teorii, często się dziwię, dlaczego nie zrobią najpierw porządku z naczynkami (to często objawy trądzika różowatego, który wymaga zupełnie innego leczenia niż ten pospolity) lub widocznymi przebarwieniami. Nierównomierny koloryt skóry znacznie bardziej postarza niż kurze łapki czy bruzdy nosowo-wargowe. O jakość skóry naczyniowej czy pokrytej plamami można zadbać pilingami. To właśnie jesienią należy o nich pomyśleć, ponieważ tylko przeprowadzone w serii - działają.
Przebarwienia usuwa lub zmniejsza piling zwany cosmelanem lub dermamelanem. Wiąże się z obfitym łuszczeniem się warstw naskórka i owszem, nie wygląda się przez tydzień do dwóch zjawiskowo. Ale plamy po zabiegu są znacznie mniejsze i jaśniejsze - mniej widoczne. Jego kontynuacją jest stosowanie kremu o podobnym działaniu (rozjaśniającym plamy), unikanie słońca, plus - oczywiście - ochrona przeciwsłoneczna kosmetykiem z filtrem SPF 50.
Włosy i zęby
Ale nie tylko skóra świadczy o metryce. Tak na dobrą sprawę, na odbiór tego ile mamy lat mają wpływ czynniki, które wiele z nas nie wiedzieć czemu bagatelizuje. Jak chociażby zęby. Pożółkłe lub zszarzałe szkliwo, niekompletne uzębienie, ciemne lub czarne plomby czy krzywy zgryz wszędzie na świecie u osób, które dbają o swój wygląd są niedopuszczalne. W Polsce - niestety nadal są. To pokłosie PRL-u, kiedy złote lub srebrne zęby i sztuczne szczęki były w naszym społeczeństwie na porządku dziennym. O uzębienie dbają za to 20 lub nastolatki, natomiast pokolenie moich starszych koleżanek, ok. 40-letnich, często ma brzydkie zęby o dalekim od białego, kolorycie - to również zasługa złej diety i palenia papierosów.
„Hollywood smile” w Polsce nie ma takiego znaczenia jak wszędzie indziej na świecie, ale mam nadzieję, że to się pewnego dnia zmieni. Zapuszczone, ciemne, pełne przebarwień i osadu zęby świadczą bowiem o tym, że o siebie nie dbasz. Nie chodzisz do stomatologa, rzadko myjesz zęby (o czym świadczy nieświeży oddech wielu Polaków) i nie korzystasz z dobrodziejstwa jakie oferuje współczesna technika dentystyczna. Owszem, część tego dobrodziejstwa jest luksusowa, ale skoro niektóre osoby stać na medycynę estetyczną, powinno je być stać również na zadbanie o uzębienie.
Oprócz uśmiechu, który nadaje się u wielu z nas do poprawki i który postarza o dekadę lub nawet o dekady (przerwa w uzębieniu i brak kilku zębów zamieniają nawet młodą kobietę w staruszkę!), wiek zdradzają również włosy. Wciąż dbamy o nie za mało, albo niewłaściwie. Z wiekiem i z pojawieniem się siwizny często poddawane są zabiegom koloryzacji lub rozjaśniania. A taki chemicznie uwrażliwiony włos wymaga dobrej odżywki po każdym myciu, maski nałożonej przynajmniej na 20 minut raz w tygodniu i podcinania końcówek co 4-6 tygodni.
Siano na głowie i popalone rozjaśniaczem pasma, nawet przy twarzy bez jednej zmarszczki, dodają jej kilku wiosen. Połysk, świeży kolor dopasowany do urody i dobrana do rysów twarzy fryzura działają na odbiór osoby odmładzająco. Mocne, chłodne kolory włosów lub takie, które nie występują w naturze jak: platyna, czerwień czy krucza czerń również dodają niepotrzebnych lat. Na szczęście moda na trwałą i przetrawione, popalone loki bezpowrotnie przeminęła. Jest więc światełko w tunelu, że i kruki, bakłażany i platyny odejdą pewnego dnia w zapomnienie…
W odbiorze włosów, liczy się również, a może przede wszystkim, ich objętość. Niestety, wraz z wiekiem w wyniku zmian hormonalnych, które zachodzą w organizmie kobiety zmienia się proporcja pomiędzy estrogenami a hormonami męskimi. Stąd niekiedy przerzedzenie włosów może wiązać się z częściową lub całkowitą ich utratą.
Nie każdej z nas ten problem dotyczy, natomiast należy szybko reagować na fakt, że traci się więcej niż 150 włosów dziennie. Jeśli nie jesteś przewlekle chora, w ciąży lub karmiąca, a twoje włosy zaczynają wyraźnie tracić objętość, warto zgłosić się po 3 miesiącach od zaobserwowania tego stanu do dermatologa lub trychologa (specjalista, który zajmuje się włosami i problemami skóry głowy). To jeszcze jest moment, żeby zapobiec dalszej utracie włosów. Lekarze albo przepiszą miejscowe leki stosowane na skórę głowy, albo zalecą mezoterapię skóry głowy ze specjalnym koktajlem, który wzmocni i pobudzi cebulki włosów, albo połączą kilka technik leczenia. Trafianie do ekspertów po kilku latach od momentu, kiedy widzisz, że tracisz włosy jest pomyłką.
A bujne, piękne włosy zawsze są ozdobą kobiety. I odmładzają lepiej niż botoks!