Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1ijIpB5]ParisSharing[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1ijIpB5]ParisSharing[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
REKLAMA
Powinnam się zrelaksować, podejść racjonalnie, ale coś mi każe wszystko sprawdzać, porównywać, mam nawet kilka prezentacji na temat pokoiku dziecka, przeczytałam już dziesiątki książek i zapoznałam się z ofertą kilkudziesięciu sklepów z artykułami dla niemowląt.

Kierownik projektu

Bycie „najlepszą matką” potrafi być bardzo wyczerpujące i skończyć się niepowodzeniem. Choćby dlatego, że chociaż nie wiem, jakbyśmy się nie starały i ile punktów programu byśmy nie zrealizowały, nigdy nie uda nam się wszystkiego wykonać i przewidzieć, bo wychowanie dziecka to operacja na żywym organizmie. Już nie raz Mały Staś zrobił mamie psikusa i odmówił współpracy.
Bycie kierowniczką w domu potrafi być frustrujące. Poczucie, że wszystko ma być idealnie, jakby od tego zależało przetrwanie całego świata doprowadziło mnie na skraj depresji i skłoniło do weryfikacji przekonań. Kiedy nie potrafiłam już kupić proszku do prania bez zapoznania się z pełną ofertą dostępnych na rynku proszków i wszystkich opinii na ich temat, w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka.

Konkurencja nie śpi

Pokusa rywalizacji czai się wszędzie. Piaskownica pod blokiem to nowy „meeting room”. Tam można dowiedzieć się, czego jeszcze nie zrobiliśmy/nie kupiliśmy. Tylko spokojnie. Nie wszystkie trzylatki muszą mieć w przedszkolu trzy języki i chodzić na mini masterchefa. Jednak ziarno niepewności zostaje zasiane. Dopiero po dość długim czasie człowiek zdaje sobie sprawę, że taka konkurencja to wariactwo. W kwestii wychowania, dobrze mieć wiedzę, ale trzeba też wiedzieć, kiedy można oddać się improwizacji i reagować spontanicznie na zastaną sytuację. Zamiast planów lepiej obserwować dziecko, próbować z nim różnych aktywności, aby odkryć, w której sferze ma uzdolnienia i co go najbardziej interesuje.
Nie zapomnijmy, że my rodzice sami powinniśmy przede wszystkim uwzględnić siebie w naszym projekcie, bo nic tak nie ucieszy malucha, jak czas spędzony z nami. Nawet najprostsze czynności wykonywane razem mają ogromną wartość. Nie potrzebujemy żadnych super gadżetów. Wystarczą prozaiczne rzeczy: klocki, kartki papieru, gazety, nożyczki, klej, piłka. Nie dajmy się wciągnąć w wyścig zbrojeń.
Porównywanie i analizowanie kosztowało mnie każdorazowo wiele stresu, niezależnie od tego, czy był to wybór żłobka, torby do wózka, materacyka, czy najbezpieczniejszej i najbardziej ergonomicznej butelki. Trudno się od tego odciąć, bo rodzice przyzwyczajeni do analizowania danych w pracy, łatwo ulegają pokusie czytania ocen wszystkiego, co kupują na portalach internetowych. W Internecie można znaleźć dysputy i fora oceniające każdy drobiazg ze świata noworodka, niemowlaka czy przedszkolaka.
Przypisujemy tym przedmiotom zbyt dużą wagę. Trzeba odsiać rzeczy ważne od mało istotnych detali. Dopiero stosunkowo niedawno zauważyłam, jak ważna w dzisiejszym życiu opanowanym przez zalew informacji stała się umiejętność selekcji, wręcz ignorowania części z nich.

Wystarczająco dobra i zadowolona matka

I tak oto doszłam od bycia „najlepszą matką na świecie” do bycia „szczęśliwą i wystarczająco dobrą matką”, od traktowania dziecka i macierzyństwa jak projektu, który muszę wykonać na dwieście procent do większego zdania się na intuicję, większej pokory do tego, co przynosi kolejny dzień i czego faktycznie wymaga moje dziecko.