W Warszawie odbyła się manifestacja przeciwko deprawacji i szerzenia wiedzy seksualnej wśród młodzieży. Wszystko przez propozycję Ministerstwa Edukacji Narodowej, które zamierza opracować nową podstawę programową dla Wychowania do Życia w Rodzinie.
Dzieci i młodzież o seksie i wszystkim, co z nim związane mają okazję uczyć się w szkole. Najpierw obowiązkowo na lekcji biologii, a dodatkowo dla chętnych na zajęciach Wychowania do Życia w Rodzinie. I właśnie o te dodatkowe zajęcia toczy się bój. Przedmiot wywołał już burzliwe dyskusje, kiedy został do szkół wprowadzony. Jedni przyklaskiwali pomysłowi, inni oburzali się pytając, na co komu dodatkowe lekcje. Jednak po wprowadzeniu przedmiotu ci pierwsi załamali ręce widząc, jaka wiedza ma być przekazywana dzieciom, zaś środowiska prokatolickie skutecznie włączyły się w tworzenie podręczników do Wychowani do Życia w Rodzinie.
Dzisiaj według IBE rodzice liczą, że to w szkole ich dzieci uzyskają właściwą wiedzę na temat seksu. Sami obawiają się często rozmawiać ze swoimi dziećmi o seksualności. Te obawy najczęściej związane są z poczuciem braku dostatecznej wiedzy i brakiem umiejętności rozmowy na trudne dla rodziców tematy. Poza tym, nie ma co się łudzić, że jeśli temat seksu był w domu tabu, to nagle nikt nie usiądzie z nastolatkiem, by swobodnie o seksie czy rozwoju płciowym porozmawiać.
Rzeczywistość
Zatem, jak obecnie wyglądają lekcje, które z założenia miały także dotykać kwestii edukacji seksualnej? Po pierwsze jako zajęcia nieobowiązkowe najczęściej odbywają się w godzinach, kiedy uczniów nie ma już w szkole, albo po tak zwanych dwóch czy trzech „okienkach”, czyli długo po skończonych obowiązkowych lekcjach. Po drugie duże wątpliwości budzą kompetencje nauczycieli nauczających Wychowania do Życia w Rodzinie.
Znajoma nauczycielka opowiadała, że jej koleżanka z pracy – katechetka, głośno oświadczyła, że choć w podstawie programowej jest zaznaczony temat antykoncepcji hormonalnej, to ona nie ma najmniejszego zamiaru tej wiedzy uczniom przekazywać.
Rozmawiałam też z córką znajomych, dwunastolatką, która na zajęcie Wychowania do Życia w Rodzinie uczęszczała i bardzo sobie chwaliła udział w nich. Podkreślała, że nauczycielkę prowadzącą zajęcia można było o wszystko spytać. Uczniowie poproszeni zostali, o wypisanie anonimowo pytań na kartkach, na które bez skrępowania nauczycielka odpowiadała, nawet na te najgłupsze, typu: „Czy zawsze po seksie z czarnoskórym mężczyzną, urodzi się czarnoskóre dziecko.”
Kiedy rozmawiali o miesiączce i kwestiach, które mogłyby krępować dziewczynki – dzieliła ich na męsko – żeńskie grupy, by bez problemów mogli dyskutować, nie wstydząc się rówieśników. Podręczników właściwie nie używali.
MEN podał, że nastolatki wiedzę na temat seksu w pierwszej kolejności zdobywają od kolegów i koleżanek, później ze szkoły, a dopiero na trzecim miejscu źródłem wiedzy są rodzice. Stąd zwrócenie uwagi na istotne znaczenie edukacji seksualnej w szkole.
Potrzebne zmiany
Internet roi się od przykładów absurdalnych treści podręczników do Wychowania do Życia w Rodzinie, aż dziw bierze, kto je dopuścił do szkolnego obiegu. W „Wędrując ku dorosłości” możemy na przykład przeczytać: „Ginekolog to nie dentysta – regularne kontrole w Waszym wieku nie są konieczne. Jeśli dziewczyna czuje się zdrowo i ma kogoś zaufanego, kto odpowie na pytania czy rozwieje jej wątpliwości (najlepiej, by była to mama), wizyta jest niepotrzebna”.
Ciekawe, czy rodzice wiedzą, czego dzieci dowiadują się na dodatkowych zajęciach, które oprócz ważnych wartości, jak rodzina, związki uczuciowe, macierzyństwo wskazują jedyną zdrową i akceptowaną heteroseksualną drogę rozwoju, dalekie są od nauczania tolerancji i szacunku innych. Jak podkreśla chociażby Grupa Edukatorów Seksualnych Ponton ,walcząca o zmiany w programie edukacji seksualnej dla nastolatków, Wychowanie do Życia w Rodzinie to dzisiaj pogłębianie stereotypów i propagowanie wśród nastolatków przestarzałych treści. Brak chociażby jakichkolwiek informacji o cyberzagrożeniach, czy wskazówek na temat umiejętnego korzystania z sieci. Można natomiast spotkać się z takimi wpisami:
“Niestety, dzisiejsze dziewczyny nie lubią się ruszać...I cóż się dziwić, że własne odbicie w lustrze Cię nie zachwyca.”( Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum red. Teresa Król, s. 52)
Albo
„Dziewczyna szuka miłości w kategoriach romantycznych...Wydaje jej się, że to już ten jedyny,
wspaniały, na całe życie. Planuje, jaką będzie miała ślubną suknię, pantofelki, bukiet...Chłopcu daleko jeszcze do takich wizji. On bardzo mocno reaguje na bodźce wzrokowe. Dlatego ładniejsze i zgrabniejsze dziewczęta mają większe powodzenie w tej właśnie fazie rozwoju.” (Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum red. Teresa Król, s. 92)
Lub
„Zanim spotkasz wybrankę swojego serca...I tak jeśli zdecydujesz się pomóc koleżance w geometrii, zdobądź się na cierpliwość wyrozumiałość, choć może Cię irytuje, że tak wolno myśli albo czegoś nie pamięta.” (Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum red. Teresa Król, s. 64) Czytaj więcej
Dziewczęta dowiedzą się z podręczników, że przez wyzywający strój i nieodpowiednie zachowanie mogą sprowokować chłopców do niewłaściwych zachowań. Nie ma słowa o szanowaniu kobiety, o ważnej w związku intymności. Nastolatki dowiadują się, że właściwym miejscem dla inicjacji seksualnej jest małżeństwo. I byłoby fantastycznie, gdyby te słowa brali sobie do serca, ale żyjemy w czasach, kiedy niestety już gimnazjaliści mają za sobą ten pierwszy raz. I osobiście uważam, że powodem takiej sytuacji jest brak odpowiedniej edukacji seksualnej.
Jeśli z chłopcami nie rozmawia się o seksie, o nietraktowaniu kobiet podmiotowo, a dziewczynkom wpaja się, że ich atutem jest przede wszystkim wygląda i powodzenie wśród rówieśników, to o czym my rozmawiamy? Kto deprawuje nastolatków? Ci, którzy chcą z nimi szczerze o seksie rozmawiać i rozwiewać wątpliwości, czy dorośli udający, że problem z odpowiednim brakiem edukacji seksualnej nie istnieje, tym samym pozwalając młodzieży na czerpanie informacje na temat seksu z filmów pornograficznych i w oparciu o treści znalezione w sieci, które dla nastolatków z pewnością nie są przeznaczone.
Strach przed seksem
Słuchając osób, które wzięły udział w manifestacji dotyczącej deprawacji młodzieży i które mówiły, że rząd chce uczyć sześciolatków masturbacji i namawiać od życia w związkach homoseksualnych (dotychczas w podręcznikach homoseksualizm nazywany jest jednostką chorobową), wychodzę z założenia, że część naszego społeczeństwa nie chce zobaczyć, że żyjemy w czasach, kiedy młodzież powinno się kształcić w zakresie wiedzy o seksualności. I to nie tylko tej skrywanej w ciemnej sypialni pod kołdrą. Ale powinno się mówić o wszystkich zagrożeniach z seksem związanych, o odpowiedzialności nie demonizowanej w oparciu o biblijne opowieści.
Uczmy dziewczynki, że powinny badać piersi, a chłopców, że są także współodpowiedzialni za bezpieczny seks – i nie chodzi tylko antykoncepcję, ale także przenoszenie chorób. Mówmy, że seks to nie przedmiotowe traktowanie drugiej osoby, że za nim powinny iść pozytywne emocje i uczucie. Nie straszmy, tylko uczmy. I nie językiem w większości niestety niekompetentnych katechetów, ale specjalistów, którzy wiedzą, jak nazwać męskie i żeńskie narządy płciowe i (o zgrozo!) wiedzą nawet jak one wyglądają. Którzy będą mówić o odmiennościach seksualnych podkreślając znaczenie tolerancji i akceptacji środowiska.
Wychowujmy mądre, wykształcone społeczeństwo, a nie zastraszone wyciągające w głupi sposób rękę po zakazany owoc i chichrające się po kątach słysząc słowo penis, mineta, czy seks oralny.