![Fot. Flickr/[url=https://www.flickr.com/photos/ericbas/5593911600/]Eric Bas[/url] / [url=http://bit.ly/mamadu]CC BY[/url]](https://m.mamadu.pl/a2738d33afb66cfec0f3934d43e8c3cc,360,0,0,0.jpg)
REKLAMA
Agnieszka, 27 lat. Mama Stefy
– Nasz historia? Chyba nic nadzwyczajnego, to znaczy dla nas była przez chwile nadzwyczajna, wielka miłość i motyle w brzuchu. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów „na akademikach” (śmiech). Randki, związek, wspólne mieszkanie, po studiach ślub. Po dwóch latach zdecydowaliśmy się a powiększenie rodziny. I tu zaczyna się cała historia.
– Nasz historia? Chyba nic nadzwyczajnego, to znaczy dla nas była przez chwile nadzwyczajna, wielka miłość i motyle w brzuchu. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów „na akademikach” (śmiech). Randki, związek, wspólne mieszkanie, po studiach ślub. Po dwóch latach zdecydowaliśmy się a powiększenie rodziny. I tu zaczyna się cała historia.
Właściwie, to rok po ślubie już bardzo chcieliśmy, ale staraliśmy się o kredyt na własne cztery kąty, mieliśmy niepewną sytuację w pracy – czyli jak wielu Kowalskich w tym kraju. W końcu udało nam się poustawiać życie na ile to było możliwe, już nie mogliśmy się doczekać. Najpierw zrezygnowaliśmy z antykoncepcji, było jeszcze trochę spraw do załatwienia, ale postanowiliśmy, że zostawimy to losowi. Kiedy przez 7 cykli nic się nie działo, zaczęliśmy naprawdę przebierać nogami i starania nabrały tępa. No i się udało.
Edyta, 36 lat. Mama Kuby i Lenki
– Wojtek był facetem z bagażem. Wiedziałam o tym. Starszy ode mnie, rozwodnik, córeczka z poprzedniego związku. Ja zakochana po uszy 30-latka, która zawsze lubiła starszych, dojrzałych. Miał dobry kontakt ze swoją byłą i córeczką do czasu, gdy pojawił się inny. Niby rany zaleczone, nowe życie ze mną u boku, ale jednak zadra w sercu pozostała.
– Wojtek był facetem z bagażem. Wiedziałam o tym. Starszy ode mnie, rozwodnik, córeczka z poprzedniego związku. Ja zakochana po uszy 30-latka, która zawsze lubiła starszych, dojrzałych. Miał dobry kontakt ze swoją byłą i córeczką do czasu, gdy pojawił się inny. Niby rany zaleczone, nowe życie ze mną u boku, ale jednak zadra w sercu pozostała.
Coraz rzadziej bywał u córki, stał się piątym kołem u wozu. Wzięliśmy ślub i planowaliśmy rodzinę, dom z ogródkiem, psa, chomika i cały ten majdan. O poprzednim związku mówił: "Byliśmy zbyt młodzi, głupi. Nieplanowana ciąża i jedyne co można było zrobić - czyli ślub. Dziś już nie popełniłbym błędów, które robiłem wtedy. Dziś jestem mądrzejszy, wiem, że wspólne życie, to nie tylko fajerwerki". Imponował mi swoją szczerością i tym, że potrafił przyznać się do błędu.
Starania? Najpierw poronienie i panika, nie byliśmy już tacy młodzi. Potem pierwsza ciąża i pierwsze rozczarowania.
Pierwsze wrażenia na widok pozytywnego testu?
Agnieszka: niedowierzanie, szczęście, łzy i strach. A On? Przez następne miesiące nie mogłam o tym zapomnieć... Długo milczał, a potem powiedział "co myśmy zrobili"– bardzo cicho, do siebie.
Edyta: przez chwilę próbował się uśmiechać, ale za każdym razem ten uśmiech wykrzywiał grymas, popłakałam się. Tylko to zapamiętałam, to była nasza rocznica ślubu.
Wszystko było dawno ustalone, oboje czekali na ten dzień i „ten dzień”, tak jak myśleli, zmienił wszystko w ich życiu. Jednak zmieniło się zupełnie nie tak jak przypuszczali.
Będziemy mieli dziecko, a raczej ja będę miała
Samotność Edyty
Na początku wszystko było ok. Widać było, że Wojtek jest zestresowany nieco bardziej, czuje się niepewnie. Nic dziwnego, w pewnym sensie, to właśnie dziecko było pośrednio przyczyną rozpadu jego związku. Ja, z jednej strony marzyłam o dużej rodzinie i postanowiłam, że pokaże mu jak piękne jest ojcostwo, z drugiej – po poronieniu – to była dla mnie bardzo upragniona ciąża. Chciałam każdym dniem pokazywać mu, że dziecko będzie naszym szczęściem, żyłam tą misją.
Na początku wszystko było ok. Widać było, że Wojtek jest zestresowany nieco bardziej, czuje się niepewnie. Nic dziwnego, w pewnym sensie, to właśnie dziecko było pośrednio przyczyną rozpadu jego związku. Ja, z jednej strony marzyłam o dużej rodzinie i postanowiłam, że pokaże mu jak piękne jest ojcostwo, z drugiej – po poronieniu – to była dla mnie bardzo upragniona ciąża. Chciałam każdym dniem pokazywać mu, że dziecko będzie naszym szczęściem, żyłam tą misją.
Pierwsza ciąża. Nie działo się nic spektakularnego, przynajmniej nic, czego bym sobie jakoś nie tłumaczyła. Dużo pracował, był zmęczony – ja nie czułam się źle, mało przytyłam, radziłam sobie. Myślałam, pewnie martwi się o naszą przyszłość, nie będę robić cyrków, żeby biegł o 23 po czekoladę. Potem mówiłam sobie, nie może wyjść z pracy, ma napięte stosunki z szefem, trudno będę chodziła sama na szkołę rodzenia, niech przyjdzie raz, na zajęcia dedykowane ojcom. Nie przyszedł. Ja płakałam.
Potem płakałam, gdy już ledwo idąc do domu po zajęciach, on dzwonił, że właśnie wrócił i opowiadał jaki to miał koszmarny dzień. Nigdy po mnie nie przyjechał, nie wyszedł nawet na przystanek.
Im bliżej porodu, tym później wracał do domu. Tylko praca i praca. Radziłam sobie i tłumaczyłam. Na tydzień przed terminem wyjechał w podróż służbową. Nie rodziliśmy razem, mówił, że nie może przyjechać. Wtedy rozumiałam, dziś już w to nie wierzę.
Druga ciąża. Wpadliśmy. Oboje byliśmy w szoku, bo to nie był dobry moment. Wojtek w jednym momencie zniknął, był nieobecny. Kuba był mały, miał półtora roku. Znów zostałam sama. Tym razem już nie było wątpliwości. Mój mąż przestał mnie widzieć. Zniknęła bliskość, rozmowy, seks. Nie mógł znieść mojego widoku.
Tym razem zrobił się wylewny. Nie hamował się, by powiedzieć, że nie chce dziecka, że nie jest na to gotowy, że nie pójdzie ze mną do lekarza na USG – bo nie chce. A mi pękało serce, nikt nie pytał mnie czy jestem gotowa, czy sobie radzę.
Było coraz trudniej. Już go nie tłumaczyłam, a jego słowa odbijały się bez końca w mojej głowie. Był przy porodzie, przez parę tygodni wydawał się być szczęśliwy. Potem uciekł całkiem w swój świat. Nie chciał nawet wychodzić z Leną na spacer.
Zastanawiamy się nad separacją. Nie żyjemy razem. On mówi, że nie chciał takiego życia, że widocznie nie był jeszcze gotowy. Ja muszę być.
Samotność Agnieszki
Ciąża przebiegała prawidłowo. Były gratulacje, spotkania ze znajomymi, wielkie zainteresowanie przyszłych dziadków. Cud, miód. Potem Tomek zaczął się wycofywać. Gdy byliśmy wśród ludzi – był super mężem, dzióbkiem; gdy wracaliśmy do domu zamieniał się w Pana Depresję. Zaczęłam odnosić wrażenie, że sam nie wie do końca czy się mnie brzydzi, boi czy kocha.
Ciąża przebiegała prawidłowo. Były gratulacje, spotkania ze znajomymi, wielkie zainteresowanie przyszłych dziadków. Cud, miód. Potem Tomek zaczął się wycofywać. Gdy byliśmy wśród ludzi – był super mężem, dzióbkiem; gdy wracaliśmy do domu zamieniał się w Pana Depresję. Zaczęłam odnosić wrażenie, że sam nie wie do końca czy się mnie brzydzi, boi czy kocha.
Wielka huśtawka. Raz szczęście, gdy zobaczył wydruk z USG, potem frustracja. Gdy Stefa zaczęła się ruszać, zaczął mnie omijać. Gdy prosiłam go, by dotknął brzucha uciekał jak oparzony. "Nie chcę" – mówił, nie potrafiłam tego zrozumieć.
Przy kolegach wypinał pierś do przodu, przy mnie wyglądał jak zbity pies.
Pamiętam, jak kiedyś poprosiłam go by przywiózł mi ciastko z fast fooda, miałam na nie ogromną ochotę. Żartujesz? – odfuknął. Parę tygodni później, przywiózł ciastko i oczekiwał za to nagrody męża roku. Nie chciał się angażować w żadne przygotowania. Ciągle uciekał z domu do biura, nie dzwonił.
Właściwie prawie wszystko zrzucał na mnie. Było między nami bardzo źle. Myślałam, że odejdę, ale wszystko się zmieniło po porodzie. Chyba po prostu przestał się bać, gdy zobaczył Stefę. Dziś między nami jest nieźle, ale nadal nie potrafię o tym wszystkim zapomnieć. Mam ogromny żal, nie wiem czy kiedyś mu to wybaczę. Samotność w ciąży była najgorszym doświadczeniem w moim życiu. Czy będziemy jeszcze szczęśliwi? Nie wiem.