Kiedy moja córka miała dwa lata i niedokładnie przyklejała naklejki w książeczce musiałam wyjść z pokoju, żeby nie wybuchnąć i nie krzyczeć, że nie potrafi zrobić nawet najprostszych rzeczy
CIĄŻA
Nigdy nie chciałam mieć dzieci. Nie lubiłam ich. Mówiłam, że nigdy nie zostanę mamą. Pierwszą ciążę poroniłam w trzecim miesiącu. W drugą zaszłam trzy miesiące później. Nie chciałam tego dziecka, nie chciałam tej ciąży, mój mąż chciał.
Strach przyszedł jeszcze długo przed porodem. Bałam się, że nie donoszę ciąży. Kiedy nie czułam ruchów wpadałam w panikę, chciałam jechać natychmiast do szpitala i sprawdzić, czy z dzieckiem jest wszystko dobrze.
Lęk o dziecko nie zniknął po porodzie, wręcz przeciwnie, narastał. Spałam na siedząco. Kiedy szłam do toalety brałam córkę na ręce lub w wózku wstawiałam do łazienki, gdy brałam kąpiel. Budowaliśmy dom, a ja błagałam męża, żeby wybił drzwi między naszą sypialnią a sypialnią Oli. Drzwi nie ma, a mała do dziś śpi z nami.
STRACHY
Karmiłam ją piersią do półtora roku. Cały ten czas przed powrotem do pracy chciałam poświęcić tylko jej, być z nią na sto procent. Być mamą na każde zawołanie, jęknięcie.
Tymczasem moje macierzyństwo stało się koszmarem. Strach, który mi towarzyszy paraliżuje mnie. Kiedy była mała nieustannie się bałam, że coś się jej stanie. Że się zakrztusi, zachoruje. Wpadałam w szał, kiedy dotykała deski muszli klozetowej. Chciałam polać jej ręce wrzątkiem, żeby zabić zarazki. Dać jej klapsa, żeby zapamiętała, że w tym miejscu nie może niczego dotykać. Co chwilę myłam jej ręce. Wyparzałam zabawki po setki razy. Kiedy moja mama przyniosła Oli zabawkę – pluszową pandę na baterie, włożyłam ją do szybkowaru, żeby pozbyć się zarazków.
Żyję ze strachem, że ktoś mi ją porwie, że zginie z nami w wypadku. Mieszkamy przy ulicy. Powiedziałam pewnego dnia mężowi, że przecież Ola może wpaść pod samochód, jeśli ktoś ją zawoła, a ona będzie chciała przejść na drugą stronę. Zaproponowałam, że stłukę ją przy furtce, żeby zapamiętała, że nie może tam podchodzić, ani broń Boże wychodzić za bramę. Że lepiej, żeby dostała ode mnie, niż wpadła pod samochód.
Nikomu nie daję jej pod opiekę. Dziadkowie nawet na jeden dzień nie mogą jej zabrać nad morze. Nie mogą jej nawet zabrać do zoo 50 kilometrów dalej. Kiedy raz wzięli ją bez mojej wiedzy, wpadłam w szał. Moja córka nie kąpie się w morzu czy jeziorze. Zabieram ją ewentualnie na basen, ale tam też dostaję schizy, kiedy widzę, że napiła się wody.
Czytam etykiety na wszystkim, co córce daję do jedzenia. Ograniczam chemię, na ile to możliwe, by nie miała nowotwora.
WYMAGANIA
Czepiam się wszystkiego. Tego, że się wybrudziła, że nie tak posprzątała zabawki, że krzywo narysowała domek, że źle nakleja naklejki. Wystarczy drobnostka, która da mi pretekst do zbesztania jej, pokazania, że wszystko co robi, robi źle, nie tak, jak bym chciała.
Pomyślałam, że jeśli moje życie ma tak wyglądać, że bycie matką to nieustanny strach przed najgorszym, to ja tak nie chcę żyć. Nie dam rady. Byłam wiecznie zmęczona, niezadowolona, wybuchowa, oschła i zasadnicza. Chciałam wytresować moją córkę jak najszybciej, tak by mnie nie rozczarowywała. By nie stała się jej krzywda. Myślałam, że nie mam w ogóle instynktu macierzyńskiego. Nie potrafiłam cieszyć się z tego, że jestem matką.
MATKA
Kiedy pewnego dnia spojrzałam na siebie w lustrze, w łazience do której uciekłam, by nie uderzyć mojej córki, zobaczyłam swoją matkę. Ten obraz mnie przeraził. Nie chcę być moją mamą. Moje dzieciństwo nie było szczęśliwe, nie mam żadnych dobrych wspomnień.
Pamiętam matkę, która o wszystko miała pretensje. A jedyne ciepłe uczucia okazywała dając mi pieniądze, żebym coś sobie kupiła. Nigdy nie odprowadziła mnie do przedszkola. Nigdy nie usłyszałam od niej, że jestem fajna. Nauczyła mnie nienawidzić mężczyzn. Mój ojciec zostawił nas, gdy miałam pięć lat. W głowie pozostały strzępki awantur.
Na pytanie psychoterapeutki, dlaczego do niej przyszłam, odpowiedziałam, że jestem najgorszą matką na świecie.
Widzę strach w oczach mojej córki, kiedy obleje się sokiem. Zamiera i czeka na mój wybuch wbijając we mnie swoje przerażone oczy. Jest rozważna i spokojna. Pyta mnie nawet, czy może iść się pobawić do swojego pokoju. Do takiego stanu ja ją doprowadziłam. Ola wyczuwa moje emocje, kiedy mam kiepski dzień, wstaję naminowana, nawet się do mnie nie zbliża. Z daleka mówi: „Cześć mamuś” i znika mi z oczu.
TRUPY
Przed pierwszą ciążą miałam fajne życie. Byłam wesoła, przesypiałam w samochodzie długie podróże nie bojąc się, że mąż spowoduje wypadek. Żyłam na luzie, choć może nie byłam zbyt lubiana, nie zabiegałam o ludzi. Każdego natychmiast poddawałam krytyce. Ale wąskie grono znajomych zupełnie mi nie przeszkadzało. Nie było mowy o jakichkolwiek lękach. Nie byłam nawet pedantką. Dziś, gdy chcę iść umyć ręce, muszę się powstrzymywać.
Każdy z nas chowa w szafie swoje trupy. Upycha je jeden po drugim wierząc, że one nigdy z niej nie wyjdą. A wychodzą w najmniej spodziewanym momencie. Drzwi od mojej trupiej szafy otworzyła córka. Wszystko to, o czym nie chciałam pamiętać, z czego nie chciałam sobie zdawać sprawy wypełzło.
Jestem bardzo wymagając wobec siebie. Wszystko co robię musi być idealne. Nawet opowiadając swoją historię zastanawiam się, czy wszystko mówię dobrze, w odpowiedni sposób. Wydaje mi się, że wszyscy mają lepsze życie ode mnie. Że ja jestem nikim, jestem głupia. Wszystkie kobiety są lepszymi matkami ode mnie. Chciałbym mieć taki luz jak one.
TERAZ
Psychoterapeutka powiedziała mi: „Złe matki nie przychodzą po pomoc”. Na terapię chodzę rok. Wyciągam swoje trupy i mierzę się z nimi. Walczę przede wszystkim o to, żeby zbudować zdrową relację ze swoją córką, uczę się tego. Uczę się okazywać uczucia, mówić o nich, choć nie przychodzi mi to łatwo. Powtarzam jej, że jest mądra i piękna. Chcę by miała poczucie własnej wartości. Coraz częściej udaje mi się być fajną wyluzowaną mamą. Wtedy Ola przytula się do mnie, mówi, że mnie kocha.
Kładąc się spać mówię do siebie: „Hania jutro spokojnie, nie robimy dymów, luzujemy”, a tymczasem potrafię zrobić awanturę o pastę zostawioną na zlewie.
Mam dwie prace – trudną pracę nad samą sobą, nad tym, żeby nauczyć się kochać i opiekować małą Hanią, która jest we mnie i drugą zawodową. Nie mam przykładu z domu, muszę nauczyć się wszystkiego na nowo. Muszę pokochać samą siebie.
Podobno przyjdzie taki moment, że przytulę się do swojej mamy. Nie wierzę, że on nastąpi. Dziś nie robię już wszystkiego tak, jak ona by chciała. Ograniczam kontakt z nią. Wiem, że ona się nie zmieni.
Wierzę natomiast, że ja jeszcze się zmienię. I że moja córka będzie miała szczęśliwą mamę, którą sama zostanie w przyszłości.