Chcemy dać naszym dzieciom wszystko to, czego nam w dzieciństwie zabrakło. I nie mówię o rzeczach materialnych, ale emocjach, miłości, wsparciu, trosce. Mówią o nas, młodych rodzicach, że jesteśmy pokoleniem, które nie potrafi wychowywać dzieci.
Podobno nie potrafimy stawiać granic i wymagań. Podobno to, że nie bijemy dzieci działa na ich szkodę, pozbawia je dyscypliny, sprawia że stają się roszczeniowe. Podobno nasze dzieci są rozwydrzone, a my nad nimi nie panujemy. Jednak pozwolę sobie, nie zgodzić się z tym. Nie można nas dyskryminować tylko dlatego, że mamy inne podejście wychowawcze.
Muzeum Błędów Wychowawczych
Słyszycie czasem “nie potrafisz zapanować nad swoim dzieckiem”, “dlaczego ono się tak wydziera, kiedyś dziecko dostało w du.. i siedziało cicho”, “pozwalasz sobie wchodzić na głowę” itd. Mam wrażenie, że te wszystkie pytania i złote rady możnaby oprawić w ramki i powiesić w muzeum. Widzę to oczami wyobraźni - Muzeum Błędów Wychowawczych.
Jak to mówią “zapomniał wół jak cielęciem był”. Nasi rodzice, dziadkowie, ciotki, babki - ogólnie osoby, które nas krytykują, popełniali (chociaż temu zaprzeczają!) podobne błędy. Wcale nie byli mądrzejsi - nie mieli dostępu do wiedzy, którą my mamy dzisiaj. Nieprawdą jest, że krzyk i klaps uczył dzieci szacunku do starszych. To kłamstwo, że my byliśmy inni, bo dzieci to dzieci, rozwijają się podobnie. I nie oszukujmy się, chociaż zmieniło się podejście do wychowywania dzieci, to cel rodziców pozostał ten sam - wychować.
Z jednym się zgodzę, że czasem starając się nie popełniać błędów moich rodziców, daje swojemu dziecku... za dużo. Zastanawiam się nad tym, czy będzie lepszym człowiekiem, jeśli dam mu więcej miłości, jeśli odpuszczę, gdy widzę, że nie daje sobie rady. Czy jak je wyręczę, to będzie czuło się bardziej kochane i silniejsze? Czy pozwalając mu na samodzielność i ponoszenie porażek sprawię, że stanie się odporniejsze psychicznie?
Patrzę na moje dziecko i widzę małego człowieka, którego czeka tyle sytuacji i momentów, kształtujących jego charakter i spojrzenie na życie. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla mnie? Dla matki? Czy mogę odegrać znaczącą rolę w jego życiu? Czy mam szansę przebić się przez doświadczenia, które ono spotka na drodze? Czy mogę dać mu to, czego mi na tej drodze zabrakło, bo nie dali mi tego moi rodzice? Myślicie, że dzieci tego potrzebują?
Nie. To nasze niespełnione potrzeby. A w zasadzie deficyty, z którymi chcielibyśmy się uporać. To efekty błędów wychowawczych naszych rodziców, które nie powinny mieć wpływu na nasze maluchy. Jednak nie bądźmy tacy bezkrytyczni wobec siebie, bo w Muzeum Błędów Wychowawczych znalazłyby się także ramki dla nas.
Wiemy, że nikt nie jest idealnym rodzicem, ani my, ani ci przed nami. Ja mogę od razu zapełnić trzy ramki.
Błąd 1 - Dam ci więcej miłości, niż ja dostałam
Daję dziecku tyle pozytywnych uczuć ile potrafię, choć wiem, że czasem przesadzam. I to mój błąd. Dochodzę do momentu, że zaczynam zastanawiać się nad tym, czy nie wyrządzam mu szkody. Przecież nie można wpadać z jednej skrajności w drugą. Za mało miłości ze strony rodziców powoduje u dziecka nieodwracalne szkody. A czy za dużo miłości może mieć jakiś negatywny skutek? Czy można przesadzić? Czy miłość może krzywdzić? Może!
Wyobraźmy sobie sytuację, w której ślepo zapatrzona w swoje dziecko matka, nie dostrzega, że jej syn/córka potrzebują stawiania granic i odpowiednich zasad. Co się dzieje? Dzieci nie mogą liczyć na nasz zdrowy rozsądek, nie mają jasno określonych zasad funkcjonowania w świecie. Nie wiedzą co mogą, a co nie i dlaczego tak jest. Miłość jest bardzo ważna, ale dawkowana nie jednorazowo, w dużej dawce, ale codziennie, w różnych sytuacjach i różnych dawkach. Dziecko musi wiedzieć, że choć świat się zmienia, ludzie odchodzą i przychodzą, to jest jedna stabilna i niezmienna rzecz - miłość rodziców.
Błąd 2 - Miałam za dużo nakazów i zakazów, ty będziesz miał mniej
Kolejny... Czasem wiem, że za bardzo popuszczam. Nie staram się za wszelką cenę stosować do nakazów (które sama wprowadzam, o ironio). Wolę prowadzić z dzieckiem dialog i wspólnie ustalić zasady panujące w naszym domu. Nie zgadzam się z wieloma rzeczami, ale staram się szukać z dzieckiem kompromisu i uczyć go, jak czasem dwa różne zdania można pogodzić. Od początku jasno określam granice. Wiadomo czego nie wolno, a co jest dozwolone. Trzymamy się tych zasad, spisanych na kartce, podpisanych przez całą rodzinę. Naszym rodzicom pewnie w głowie się nie mieści, jak można szukać z dzieckiem kompromisu, przecież “nie, to nie”...
Błąd 3 - Będę cię słuchać i angażować się w twoje sprawy
Za bardzo się wtrącam i czasem nie umiem stanąć z boku. Słucham swojego dziecka najczęściej jak potrafię. Staram się słuchać i słyszeć. Tyle ciekawych rzeczy dzieje się w życiu przedszkolaka. Pierwsze kłótnie z przyjaciółmi, pierwsze sukcesy i porażki na tle koleżenskim.
Staram się także angażować w życie malucha poprzez poznawanie innych rodziców (zwłaszcza tych, których dzieci przyjaźnią się z moim). Jednak czasem zastanawiam się, czy aby nie przeginam. Wchodzę z butami w życie mojego (jeszcze małego) dziecka. Czy zawsze będę taką mamą? Czy kiedyś moje dziecko powie, że ma mnie dość i potrzebuje chwili beze mnie albo że robię mu obciach, bo za bardzo się angażuję? Nie wiem, ale nadal będę słuchać i uczestniczyć w jego życiu. I wiem jedno, wszystko będzie trwało do momentu, aż powie “Dość mamo! Teraz będę radzić sobie sam”.
Wniosek jest jeden. Wszystkim nam się zdarzają, ale nie wszyscy zdajemy sobie z nich sprawę, a czasem warto wiedzieć gdzie popełniłem/am błąd...