„Ciąża to czas na odpoczynek, a nie pracę. Poszłam na L4, jak tylko zobaczyłam dwie kreski na teście” – to niestety nadal dość powszechne opinie. Podobno ciąża to nie choroba, ale nadużycia związane ze zwolnieniami lekarskimi, to nadal zmora pracodawców, choć może zdecydowanie bardziej dotyka kobiet pracujących.
Pracownik dba o siebie, pracodawca o całą resztę
Katarzyna jest dyrektorem jednej z poznańskich szkół. Już na początku roku szkolnego okazało się, że musi szukać zastępstwa za nauczycielkę języka polskiego, która uległa wypadkowi i w skutek urazów kręgosłupa nie mogła pracować. – Po rozmowach z koleżankami postanowiłam zatrudnić znajomą, która wówczas była w trudnej sytuacji rodzinnej. Mąż po wypadku samochodowym, problemy z wypłaceniem świadczeń, dwójka dzieci – opowiada Katarzyn dodając: - Pomyślałam, że skoro mogę pomóc, to dlaczego by jej nie zatrudnić.
Katarzyna znała kobietę z czasów szkoły średniej, wiedziała, że nie ma ona zbyt dużego doświadczenia zawodowego, mimo to postanowiła wyciągnąć do niej rękę. Dwa i pół tygodnia przed wakacjami kobieta położyła na stole zwolnienie tłumacząc się zagrożoną ciążą.
Na przeróżnych forach internetowych można znaleźć pytania w stylu: „Jestem w ciąży, kiedy mogę iść na zwolnienie?”. Co więcej, większość kobiet przyznaje się, że w momencie, kiedy dowiedziały się o ciąży, wręczyły swoim pracodawcom zwolnienia lekarskie, chociaż nie miały żadnych problemów zdrowotnych. W czasie 270 dni, bo tyle zwolnienie w czasie ciąży może trwać, kobieta otrzymuje 100% swojego wynagrodzenia (średnia z ostatnich 12 miesięcy). Z pewnością nie jest to przepis, który zniechęcałby przyszłe mamy do (jak same to nazywają) odpoczynku przed narodzinami dziecka. „Jak już urodzę, to przecież nigdy nie odpocznę” – mówią kobiety w ciąży. Są takie, które tłumaczą, że przecież krzywdy pracodawcy nie robią, bo po trzydziestu trzech dniach obowiązek wypłaty wynagrodzenia przechodzi na ZUS.
Kto może korzysta z okazji
– Szukałam pracownicy – opowiada Monika, która prowadzi salon kosmetyczny. Zatrudnia kilka dziewczyn, a jej gabinet cieszy się wśród klientek dobrą opinią. – W tej branży naprawdę trudno o pracownicę z profesjonalnym podejściem, doświadczeniem i umiejętnościami – mówi Monika, która ostatecznie zdecydowała się zatrudnić młodą dziewczynę.
– Za naiwność się płaci – ironizuje Monika, która wtedy dowiedziała się, że dziewczyna przyjmując się do pracy zataiła, że spodziewa się dziecka. Co więcej po urlopie macierzyńskim wróciła do pracy i po trzech miesiącach poszła ponownie na zwolnienie, bo… zaszła w ciążę? – Była przeze mnie zatrudniona przez cztery lata, z czego przepracowała faktycznie niecałe cztery miesiące – mówi Monika podkreślając, że oczywiście finansowo ona, jako pracodawca nie poniosła wielkich strat, ale nie zawsze chodzi o pieniądze.
Zwolnienie lekarskie pracownicy spowodowało zatrudnienie i przeszkolenie kolejnej osoby, poza tym utrzymywanie miejsca dla przyszłej mamy, gdy ta zechce wrócić do pracy. – Sama jestem matką, ale niestety moje zaufanie zostało mocno nadszarpnięte. Zawsze, gdy mam kogoś zatrudnić pytam najpierw, czy ma dzieci. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dyskryminacja, ale kobiety same doprowadzają do takiej sytuacji – tłumaczy Monika.
– Osobiście znam kobietę – prowadzi agencję ubezpieczeniową, która za najlepszych pracowników uważa samotne matki. Takim kobietom zależy na pracy, wiem, że będą pracować efektywnie, gdyż zleży się im na wynikach, a tym samym wyższym wynagrodzeniu. One szanują swoją pracę – mówi Monika.
Przepisy swoje, kobiety swoje
Prawo w Polsce nakłada na pracodawcę obowiązek zapewnienia ciężarnej pracownicy takich warunków pracy, które nie będą zagrażać jej zdrowiu ani zdrowiu dziecka. Bywa, że szefowie proszą kobiety, by te poszły na czas ciąży na zwolnienie, gdyż nie mają dla nich innego stanowiska. Znajomy pracuje w służbach mundurowych. Spytałam, czy w przypadku, kiedy u nich kobiety zachodzą w ciążę, mają możliwość zmiany zakresu swoich obowiązków. Odpowiedział, że tak, przenoszone są wówczas najczęściej do biura. Nie jeżdżą w patrolach, nie muszą nosić przy sobie broni.
Czy zna kobiety, które skorzystały z tej możliwości? – Może dwie przez cały okres, kiedy pracuję – odpowiedział i dodał: - Jednak faktycznie najczęściej idą od razu na zwolnienie. Pamiętam dziewczynę, która złożyła wniosek o awans. Jak tylko go dostała położyła zwolnienie lekarskie na biuru przełożonego. Śmiała się nam w nos. Nie dziwię się, że koledzy wkurzają się na takie zagrywki, zwłaszcza, gdy wiemy, że nasze koleżanki z pracy nie leżą w domach z powodu zagrożonej ciąży, wręcz przeciwnie można je spotkać na zakupach czy spacerze i z pewnością nie wyglądają na chore.
My kobiety denerwujemy się, gdy podczas rekrutacji okazuje się, że zatrudniony został mężczyzna o niższych kwalifikacjach lub gdy awans w pracy dostaje kolega zza biurka, choć należał się on tobie? Pracodawcy nie mają zaufania do kobiet. Obawiają się, że w momencie pracy nad ważnym projektem, nagle otrzymają zwolnienie lekarskie.
Oczywiście nie można wszystkich wrzucić do jednego worka. Wiele kobiet jest aktywnych zawodowo do ostatnich tygodni ciąży. Być może obecnie jest ich nawet więcej, niż tych, które twierdzą, że L4 tłumaczone ciążą nie jest niczym złym. Niestety to na tych pracujących skupia się niechęć pracodawców. To one muszą każdego dnia udowadniać, że w momencie zajścia w ciążę nie porzucą pracy z dnia na dzień i nie skorzystają z przywileju pełnopłatnego zwolnienia, które wypisane zostało tylko i jedynie z powodu ciąży, zdrowej i niezagrożonej.
Odeszła w najgorszym z możliwych momentów, pod koniec roku szkolnego, kiedy mamy najwięcej pracy. To była kwestia siedmiu dni, tyle by wystarczyło, żebyśmy nie musieli się w szkole gimnastykować z powodu jej nieobecności. Oczywiście nic bym nie powiedziała, gdyby ciąża była faktycznie zagrożona, smutne jest jednak, że kiedy zobaczyłam ją na zakupach, ona wyszła szybko ze sklepu i udawała, że mnie nie widzi.
Monika
pracodawca
To był bardzo dobry pracownik, szybko się uczyła, była bardzo zaangażowana w pracę. Postanowiłam, więc skrócić jej okres próbny tylko do miesiąca, a nie do trzech, jak miałyśmy wcześniej ustalone. Podpisałam z nią umowę o pracę, a na drugi dzień na moim biurku wylądowało zwolnienie lekarskie od ginekologa prowadzącego jej ciążę.