„Kochany, przecież ja wiem, że mnie zdradziłeś. Myślisz, że jestem głupia, ślepa i głucha?"
„Dlaczego tak rzadko przyznajemy się do zdrady. Byłoby mi łatwiej, gdyby mój mąż powiedział: tak, zakochałem się w innej kobiecie. On nie mówił. Za to coraz bardziej mnie od siebie odsuwał. A teraz chce ratować nasze małżeństwo" M.
„Kochany ( może raczej kiedyś Kochany),
Kilka dni przed zakończeniem roku szkolnego wylądowaliśmy na małżeńskiej terapii. Ile o to prosiłam? Ponad rok. Dopiero kiedy zagroziłam, że w końcu odejdę, że pół roku spania w oddzielnych pokojach, to już za dużo, że nie chce, zaproponowałeś terapię.
Terapeutce powiedziałeś: nie kochamy się, przestaliśmy, ale kochamy nasze dzieci. I zależy nam na walce o to małżeństwo.
– Na pewno nie chce pan odejść od żony? – spytała ona.
– Nie – odpowiedziałeś.
Dla mnie to trochę głupie. Nie kochać kogoś, ale jednak walczyć o małżeństwo.
Ja wciąż Cię kocham, choć raczej jest to przywalone przez cały żal, który do Ciebie mam. Też nie wyobrażam sobie, że mógłbyś mnie teraz dotknąć.
Chciałabym, żebyś nie myślał, że ja o Niej nie wiem. Stawałeś w progu o drugiej w nocy, pytałam skąd wracasz. Odpowiadałeś: „Pracowałem do późna, znów się czepiasz". Jeśli myślisz, że kobieta nie wyczuwa takich rzeczy, to się mylisz. Chociaż przecież prosiłam: „Powiedz mi, że kogoś masz. Uszanuj mnie i najwyżej odejdź". „Nie mam nikogo!" złościłeś się.
No słowa w końcu jednak nic nie znaczą. Fakty im przeczyły. Twoje znikania na pół nocy, liczne delegacje, treningi na siłowni, samotne wyjazdy, bo „potrzebujesz przestrzeni". No i w końcu: „Nie chcę z tobą spać".
Trochę to smutne po 10 latach cudownego porozumienia. Urodziłam dziecko (o które zresztą przecież się staraliśmy). Z cudownego męża, który dba o nasze życie, zamieniłeś się w tyrana, który dba o życie naszego syna.
„Posprzątałaś?", „Wyparzyłaś smoczek? Dlaczego nie wyparzyłaś?! Tak, byłeś świetnym ojcem, dużo lepszym niż twój ojciec, który bił Cię za złe oceny i za to, że spojrzałeś nie tak jak trzeba. Bardzo dbałeś też o iluzje rodziny. Zarabiałeś na dom, remontowałeś go, miałeś milion pasji. Wtedy zacząłeś znikać. Choć jak byłeś z naszym synem, to byłeś w 100 procentach.
Potem, gdy nasz syn miał dwa lata, zaszłam w drugą
ciążę. Już jej nie chciałeś. Chciałeś mieć syna. Jednego. I mnie, atrakcyjną blondynkę, którą będziesz mógł przyprowadzać na spotkania służbowe.
Gdy w 20 tygodniu trafiłam do szpitala z zagrożeniem przedwczesnego
porodu, fuknąłeś ze złością: „Trzeba było tyle nie chodzić i uważać na siebie!". Nie powinnam rozpamiętywać przeszłości – to niczemu nie służy. Przeczytałam to wszystko w mądrych książkach, które zaczęłam kupować, gdy oznajmiłeś, że już mnie chyba nie kochasz, mamy dom, ale możemy być wolni, prowadzić inne życia.
Jakie inne życia, gdy zarabiałam mało, bo głównie zajmowałam się naszymi dziećmi? Nie miałam innego życia, miałam za to całkiem martwe ciało. Jak kobieta pozbawiona seksu, dotyku, czułości.
Rozumiem, że Ty wtedy przeżywałeś
Ją. Trochę o niej wiem. Lubi czerwone sukienki, dobre samochody, ma ciemne włosy, zna kilka języków. Tak, stałam kiedyś pod knajpą, gdzie miałeś mieć firmową imprezę (nie było żadnej imprezy), dopytałam o pilny służbowy wyjazd (nie było niczego takiego). Potem już nie chciałam wiedzieć. Walczymy o swoje miłosne iluzje. Miałam przeszłość, dom, kochane dzieci. I pytania, które szczerze Ci zadawałam, a Ty na nie odpowiadałeś: „Nikogo nie mam!".
No wiesz, mam ochotę uciec z tej terapii, bo konfrontowanie się z tobą jest bardzo bolesne. Bo mówienie o tym mnie przeraża.
Koleżanki mówią, że terapia to dar i potrafi zdziałać cuda.
Koleżanki mówią, że zdradę można wybaczyć. I że znów może być jak kiedyś.
Koleżanki mówią, że „nic do ciebie nie czuję" też można wybaczyć, bo przecież jest tyle wspomnień. No i Twoja walka, by spróbować to jednak sygnał, że jeszcze nas nie pogrzebałeś i mamy szansę na starość. A ja, niestety, nie chcę starości bez Ciebie.
I idę na tą terapię. Z miłości. I dla dzieci. Bo one wciąż pytają: „kochani, nie rozwiedziecie się?". Ale nie wiem czy taką zdradę można wybaczyć. Nie mam dowodu, ale nie jesteśmy głupi, prawda? Twoje zamykanie się w pokoju, tajemnicze SMS-y, inny zapach, życzliwe uwagi znajomych, ostrzeżenia. Itd, itp. Wolałabym, żebyś się przyznał. Naprawdę.
Proszę, nie myśl, że ja nie wiem.
Bo to tak, jakbyś myślał, że jestem głupia, ślepa i głucha.
Czy ta terapia nam pomoże? "
P.S. Dziękuję M., że opowiedziała mi swoją historię. I życzę powodzenia na terapii.