Ile razy zdarzyło się wam ukarać dziecko? A teraz zastanówcie się, ile razy ta kara była adekwatna do zachowania? Nie chce umyć zębów, to nie będzie bajki na dobranoc. Źle zachowuje się w sklepie, to w konsekwencji dostanie szlaban na telewizję. Nie chce iść spać, to nie dostanie ulubionych słodyczy.
Widzicie tutaj pewną niezgodność? Dlaczego złe zachowania, tak często karzemy szlabanami na rzeczy, które nie mają z nimi żadnego związku? Albo stosujemy najgorszą odmianę kary - odraczamy ją w czasie - “za złe wyniki w szkole, nie pojedziesz na wyjazd w sierpniu”. Jaka jest w tym logika? Wniosek jest jeden, nie mamy pojęcia jak karać i czemu to służy.
Nie jestem zwolenniczką systemu kar i nagród. Zdecydowanie wolę tłumaczyć i pozwalać dziecku na podejmowanie decyzji oraz mierzenie się z ich konsekwencjami. Choć nie zawsze jest to po mojej myśli, to wychodzę z założenia, że jeśli przekona się na własnej skórze, zapamięta do końca życia.
Zamiast karać powiedz “rozwiąż problem”
Prosisz, błagasz, w końcu się wkurzasz i szantażujesz. “Idź się umyć, bo jak tego nie zrobisz , to za karę nie będzie wieczorynki”. Co się dzieje? Dziecko się ociąga, ale w końcu idzie się wykąpać. Lub… nie idzie, bo ma gdzieś twój szantaż i karę. Przecież i tak w końcu się wykąpie, a tobie zmięknie serce i pozwolisz mu obejrzeć bajkę. Mam wrażenie, że dzieci uczą się szybciej niż my dorośli. Gdy odkryją związek pomiędzy swoim zachowaniem, a reakcją rodzica (czyli dawaniem kary, po czym kompletną niekonsekwencją), szybko go wykorzystają.
Po co w takim razie tworzyć sytuację, której koniec jest zupełnie pozbawiony logiki. Dziecko niczego się nie uczy, a my się niepotrzebnie denerwujemy. Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Albo będziemy konsekwentni (to jest cholernie trudne) i rzeczywiście nie pozwolimy dziecku obejrzeć bajkę (to jest kara nieadekwatna do czynu), albo… no właśnie, albo pozwolimy mu rozwiązać problem samodzielnie.
“Nie wykąpałeś się jeszcze, więc nie zdążysz zobaczyć całej wieczorynki. Co możemy zrobić żebyś jednak zdążył?”. Stańcie i obserwujcie, co będzie się działo. Dajecie mu wybór, a samodzielność w pojęciu małego dziecka jest bardzo atrakcyjna. Co się stanie? Po pierwsze oszczędzimy sobie nerwów, po drugie dziecko wybierze taką opcję, żeby zdążyć. Nie ma tu żadnej kary, nie ma grożenia, nie ma nakazów i zakazów, jest za to wybór.
Zamiast karać wytłumacz konsekwencje
Był taki czas, że moje dziecko nie chciało myć zębów, albo myło je, po czym zjadało przed samym snem pochowane w zakamarkach słodycze (daje dziecku słodycze, nie mam pojęcia dlaczego gromadzi je w dziwnych miejscach). Prosiłam, kazałam, kupowałam różne szczoteczki i pasty, pozwalałam sama jej wybrać, stawałam na głowie, aż w końcu wpadłam na pomysł. Wzięłam kartkę, kredki i razem z dzieckiem, narysowałam bakterie i zarazki, które po zjedzeniu zostają na zębach. Dokładnie wyjaśniłam co się dzieje, gdy nie umyjemy zębów i położy się spać, a podstępne bakterie zaczną wiercić w jej zębach dziurki.
Podziałało. Do dziś po umyciu zębów moja córka z radością oświadcza mi, że dziś nie dała szans bakteriom i jej ząbki są bezpieczne. Stało się tak, bo zamiast karania, wytłumaczyłam jej konksewkencje. Zrobiłam to w sposób dopasowany do jej możliwości. Wykład na temat próchnicy nic by tutaj nie pomógł, natomiast rysunki i opowiedzenie bajki pozwoliło trzylatce zrozumieć sytuację. Metoda tłumaczenia zawsze powinna być adekwatna do wieku dziecka.
Zamiast karać pozwól wybrać
To moja ulubiona strategia. Po pierwsze zupełnie nie muszę się denerwować. Po prostu mówię i czekam na rekację (zawsze zgodną z moimi oczekiwaniami). Jak dawać wybór? Normalnie, przedstawiając dziecku możliwe rozwiązania sytuacji. Nie chcesz założyć kurtki na dwór? Dobrze, w takim razie masz wybór. Albo założysz kurtkę i pójdziesz na podwórko bawić się z dziećmi, albo nie założysz kurtki i zostaniesz (czasem ciśnie się "będziesz gnić") w domu. Co wybierasz?
Dobrze działa (choć nie na każde dziecko) danie możliwości - “umyjesz zęby po kąpieli, czy przed?”. Nigdy nie pytaj go, czy może coś zrobić. Jeśli nie chce wykonać twojego polecenia, to jaki jest sens pytania się: “Kochanie, czy możesz po sobie posprzątać”. Na co liczymy mówiąc w ten sposób? Przecież to oczywiste, że dziecko powie “nie”...
Zamiast karać postaw na dobry humor
Jeśli maluch płacze, rzuca się na podłogę, krzyczy, to odpuśćmy. Nie ma sensu siłowanie się z rozdrażnionym dzieckiem. Lepiej chwilę poczekać, niech się uspokoi, wyciszy. Porozmawiajmy z nim, gdy poprawi mu się humor. Czasem wystarczy dać mu 5 minut, zamiast szarpać się pół godziny z rozzłoszczonym potworem, do którego nic nie dociera, bo jedyne co słychać to jego krzyk i (najczęściej udawany) płacz. Dużo łatwiej dogadać się z uśmiechniętym i spokojnym dzieckiem. Czasem, trzeba po prostu odpuścić…