Lubię sobie przeklnąć. Tak siarczyście dać upust swoim emocjom. To jedno rzucone i przeciągnięte KU**WA wyraża tyle złości i wściekłości, że aż niemożliwe, że w jednym słowie może się tyle znaczeń mieścić.
Mam też kilka swoich ulubionych przekleństw. Kiedy nie wiem, jak skomentować sytuację i zwyczajnie ręce mi opadają, kiedy kumpela opowiada, co znowu wymyśliła jej „ukochana” teściowa, „Ja je**ie” załatwia całą sprawę. Wśród niektórych moich znajomych, jak się kiedyś dowiedziałam, to powiedzenie uchodzi już za klasyk. Nie wiem tylko, czy tym się szczycić, czy udawać, że jednak autora nie znam.
Jest jeszcze jedno, na beznadziejność ogólną. Beznadziejność, po pogoda gorzej niż chu**owa, bo nastrój też nieadekwatny, jest po prostu gorzej niż zazwyczaj czyli w moim przekonaniu i jednym określeniu tego stanu: „chu**owo, jak ch*j”.
I choć czasami nie umiem bez przeklinania, to samo jego używanie powszednie mnie razi. Nie rozumiem do końca intencji używania wulgaryzmów w momencie, kiedy nie niosą one za sobą żadnego pokładu emocjonalnego. Dla mnie przeklinanie, to emocje. No nijak inaczej się nie da.
Oczywiście, że są tacy, dla których „ku**wa” jest jedynie przecinkiem, ale są też i ci, którzy dla podkreślenia wagi swoich słów, a dla mnie chyba jednak zwróceniem na siebie uwagi, używają wulgaryzmów w swoich tekstach, w sposób dla mnie niezrozumiały. No nie wiem, nie lubię, ale to pewnie kwestia gustu.
Jedno jest pewne, tak jak kiedyś przeklinanie było naprawdę w złym guście, tak teraz możemy się z nim spotkać na każdym kroku. W tekstach piosenek, programach telewizyjnych, czy chociażby w - ładnie mówiąc - „słowie pisanym”. Nie mają one najczęściej na celu nikogo obrażać, a wzmocnić przekaz.
Więc zdumiał mnie młodszy Dzik, kiedy ostatnio spytał: -Mamo co znaczy „zajebiście”. Z tym zajebiście to jest nie lada problem. Bo czy to jeszcze wulgaryzm, kojarzący się ze słowem jebać, czy już neutralne słowo, które nawet w telewizji coraz rzadziej bywa wypiskiwane. Zaczęłam od tego, co to znaczy, że zamiast zajebiście można powiedzieć, świetnie, ekstra, super, fantastycznie. Głupio się czułam, bo jak o czymś, co jest naprawdę mega powiedzieć tak zwyczajnie, że jest świetne, zwłaszcza gdy jest zajebiste. Poza tym świadomość, że akurat tego określenia używam niestety dość chętnie, kłóciła się w pomysłem powiedzenia Młodszemu, że to brzydki wyraz i nie powinno się go używać.
Skończyło się na tym, że niezbyt dobrze jest tak mówić, gdyż są osoby, które mogą uznać to słowo za wulgaryzm. – Ok. czyli w szkole nie będę tak mówił, powiem, że coś jest świetne – orzekł Młodszy. Ja odetchnęłam. Oczywiście do czasu, gdy kilka dni później z góry, z Dzików pokoju nie doleciało do mnie siarczyste „ku**wa mac”. Tym razem Starszy. – Eeejjj – krzyknęłam i usłyszałam: - Przepraszam. Jako, że u Dzików był kolega i w najlepsze bawili się w duchy, w głowie odnotowałam potrzebę rozmowy ze Starszym.
Szczerze mówiąc z tą rozmową miałam problem, bo co miałam powiedzieć: - Jeszcze raz to usłyszę, to umyję ci buzię mydłem? Tłumaczyć, co znaczy „ku**wa”, raczej średnio, bo przecież Dzik raczej o ku**wie nie myślał używając tego słowa.
Tak się składa, że jeden z moich ulubionych profesorów na studiach, zresztą mój promotor, to autor „Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów”, który zawsze mówił, że coś jest brzydkie, dziwne, bo nie mieści się w konwencji. A w naszym kraju, gdzie wiele do powiedzenia ma Kościół, nazywanie części ciała, od których wulgaryzmy w zdecydowanej większości pochodzą, jest nadal postrzegane, jako coś bardzo złego. Profesor przeklinał dając upust emocjom, choć mówił, że bardziej niż słowa gorszą go zachowania studentów podczas zajęć.
Nasz język jest ubogi, mało emocjonalny. Weźmy chociażby na tapetę określenie „uprawiać seks”, którego synonimy uznawane są za wulgarne: jeb**ć, ruch**ć, rżnąć, pieprzyć. Co nam po bara bara, które raczej do infantylnych należy.
No, ale nie miało być o tym, jak określać seks.
Wracając do „ku**wa mać” starszego Dzika, co nie było (trzeba przyznać) zwykłą „dupą” lub „kupą”, z których użyciem eksperymentuje pięciolatek, rozmowa właściwie była krótka. Było o tym, że „ku**wa” może kogoś obrazić, że jest to wulgaryzm, którego nie powinno się używać, jak przecinka w rozmowie. Że rozumiem, bo samej mi się zdarza klnąć, gdy emocje biorą górę i nie znajdują innego ujścia, ale poprosiłam, by nie używał po pierwsze słów, których nie rozumie – spytał jak brat, co oznaczają. A po drugie, jeśli już musi, to wtedy, gdy jest naprawdę rozemocjonowany i najlepiej, gdyby obok nie było innych osób.
Czy poskutkuje. Może, choć pewnie przeklnie jeszcze nie raz. Ale mam nadzieję, że tylko naprawdę w wyjątkowych sytuacjach. Zobaczymy.