Fot. Flickr/[url=https://www.flickr.com/photos/heartbeats/16763124729/]joan!ta[/url] / [url=http://bit.ly/CC-BY-SA-2]CC BY-SA[/url]
Fot. Flickr/[url=https://www.flickr.com/photos/heartbeats/16763124729/]joan!ta[/url] / [url=http://bit.ly/CC-BY-SA-2]CC BY-SA[/url]
REKLAMA
Anna: – To nie ma być historia o tym, że nie wolno usuwać ciąży, bo tego się zawsze żałuje! Ani jakiś manifest: urodź, bo zobaczysz, jak będziesz szczęśliwa? Ok? To tylko o mnie. O decyzji, którą ja zmieniłam. Może dzięki mojej historii jakaś kobieta pomyśli, że warto urodzić dziecko nawet, gdy go się na początku nie chce.

Część 1. Zakochanie

To nie jest ani o przelotnym seksie. Ani o tym, że kobieta jest głupia, bo się nie zabezpiecza. Jeśli już, to jest już bardziej historia o naiwności.
Byłam zakochana, on też był – podobno – zakochany. Krótko się spotykaliśmy. Cztery miesiące. Ale mówił: kocham, nie wyobrażam sobie świata bez Ciebie. Zostawił u mnie szczoteczkę do zębów, ja u niego krem. Zaczynaliśmy budować związek.

Część 2. Seks i test

Nie mogłam brać tabletek antykoncepcyjnych. On nie znosił prezerwatyw. Zresztą wiedziałam, że mam endometriozę. „O dziecko będzie musiała się pani starać" powiedział mi kiedyś ginekolog. Tamtego dnia miałam z „Dupkiem" (tak go potem nazwałam) piękny dzień. Przyjaciele na obiedzie, wino. Potem seks. Powiedział: „mogę tym razem skończyć w tobie?". „A jak będę w ciąży?" zażartowałam. „Chciałbym mieć z tobą dziecko bardzo. To by przypieczętowało nasz związek" powiedział.
Tydzień później weszliśmy w fazę kryzysu. Naprawdę tak to zadziałało. Pstryk i facet się zmienia. Jest jakaś zazdrość, awantury o kubek, spóźnienie z pracy. Ja też byłam poddenerwowana. Nie łagodziłam, ale eskalowałam konflikty.
Czy czułam, że jestem w ciąży? Coś ty. Po dwóch tygodniach od dnia spodziewanej miesiączki, zrobiłam test. Między rozmową z przyjaciółką, herbatą i tysiącem spraw do załatwienia. Byłam pewna, że mam zaburzenia hormonalne. Miałam gdzieś wyjść, rzuciłam okiem na test ciążowy i zobaczyłam dwie kreski. XXI wiek, seks bez zabezpieczenia. Teoretycznie to proste. Ale dodaj do tego: ludzie latami starają się o dziecko, ty masz endometriozę, torbiele i twój ginekolog bardzo wyraźnie mówi: „będzie problem". Dwie kreski na teście ciążowym były więc dla mnie szokiem. Miałam 25 lat, pracę na umowę o dzieło, prawie żadnych oszczędności, mieszkałam w wynajętym mieszkaniu.
logo
Fot. Flickr/[url=https://www.flickr.com/photos/pinkmoose/2566700164/]Anthony Easton[/url] / [url=http://bit.ly/mamadu]CC BY[/url]
Miałam nadzieję, że mój facet powie: „Super, cieszę się". Albo chociaż: „Kurczę, słabo, ale damy radę". A on coś mamrotał. Wyszedł z domu, wrócił po dwóch godzinach i poszedł spać. Następnego dnia powiedział: „usuń tę ciążę, nie jesteśmy gotowi, skombinuję kasę, nie martw się".
Jeden dzień zajęło nam znalezienie ginekologa, który usuwa ciążę. Jeden dzień.
Robi to mnóstwo miłych lekarzy, panów z brodą, w okularach. Panów znanych. Nie chce pani tego dziecka? Proszę bardzo. To kosztuje 2500 tysiąca. Sama pani widzi, o tutaj, tu jest już serce, w tym momencie potrzebna jest narkoza. Ale proszę się nie martwić, tak to zrobimy, że nie będzie śladu, będzie pani mogła mieć jeszcze dzieci. Tak, tak wtedy mój anestezjolog ma wolne.
Patrzyłam na ekran monitora, słyszałam bicie serca.
logo
Fot. Flickr/[url=https://www.flickr.com/photos/topdrawersausage/2366129904/]Jeremy Tarling[/url] / [url=http://bit.ly/CC-BY-SA-2]CC BY-SA[/url]

Część 3. Decyzja

Nie chodzi o całą machinę, o to, że to niby nielegalne, ale wystarczy kilka telefonów, by to zrobić. Wystarczy kasa. Chodzi o to, że gdyby aborcja była legalna, ale na przykład, dopiero po rozmowie kobiety z psychologami. Żeby to była naprawdę jej decyzja, a nie pod wpływem chwili, emocji, szoku, braku wsparcia ze strony mężczyzny.
Ja czułam się: odrzucona, obrzygana, niechciana. Jednego dnia ktoś mnie kocha, chce mieć ze mną dziecko. Drugiego dnia pożycza po znajomych gotówkę na aborcję, wścieka się na mnie, pyta jak to możliwe, przecież mam endometriozę. Potem, oczywiście myślałam: ciąża z facetem, którego znasz cztery miesiące to loteria.
1 czerwca pięć lat temu termin zabiegu. Godzina 20.00, bo doktor takie rzeczy robi po godzinach. Wcześniej badania, pobierania krwi. Z. to profesjonalista. „Dupek" w poczekalni.
Nagle tysiące myśli: co z tego, że nie mam pracy, co z tego, że Dupek jest dupkiem, nie muszę z nim być. Nie jestem za niego odpowiedzialna, ale moje dziecko jestem. To były ułamki sekund. Chwilę przed podaniem „głupiego jasia" powiedziałam: Nie, nie chcę tego.
Z. mnie uspokajał, powiedział, że oczywiście, że to super i chętnie poprowadzi moją ciążę. W sumie czułam się jak w krainie absurdu.
logo
Fot. Flickr/[url=https://www.flickr.com/photos/katya_alagich/8434993188/]Alagich Katya[/url] / [url=http://bit.ly/mamadu]CC BY[/url]

Część 4. Konsekwencje

Minęło 5 lat. Mam super syna. Nowego, fajnego mężczyznę, dobrą pracę. Ojciec mojego dziecka okazał się dobrym ojcem, choć od dawna nie jesteśmy razem. Mam też endometriozę, niedrożne jajowody – najprawdopodobniej nie będę mogła mieć więcej dzieci. Decyzja, żeby nie usuwać ciąży była najlepszą decyzją w moim życiu. Wiem, że bywa różnie, historie są różne. Ale czasem warto zaryzykować.