Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1T0tGsa]Leonid Mamchenkov[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1T0tGsa]Leonid Mamchenkov[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
REKLAMA
Pierwsza bitwa - przychodzi w momencie, gdy orientujesz się, że podstawowa potrzeba człowieka, nazywana snem, nie ma racji bytu przy dziecku. Zastanawiasz się jak to możliwe, żeby mieć taki budzik, które regularnie co trzy godziny (czasem nieregularnie i częściej) budzi się na jedzenie, krzycząc przy tym wniebogłosy (jakby nie jadło co najmniej kilka dni). I leżysz w łóżku, wyrywa (a raczej wyszarpuje cię ze snu krzyk połączony z płaczem). Biegniesz (gnasz) do łóżeczka dziecka. Dajesz mu pierś (lub butelkę - z nią jest gorzej, bo musisz przygotować mleko i podgrzać), siadasz. I nagle orientujesz się, że nie pamiętasz drogi z łóżka do małego nienajedzonego stworzenia - twojego dziecka. Z czasem przyzwyczajasz się do tych zaników pamięci. Ich prawdopodobnej przyczyny dopatrujesz się w zmęczeniu i wiecznym niedospaniu.
P.S. Przegrywasz tę bitwę za każdym razem. Dziecko musi jeść.
Druga bitwa - gdy zaczynasz powoli odzyskiwać sen i wydaje się, że najgorsze minęło… Hahahaha jesteś w błędzie! Twój przeciwnik jedynie zbiera siły i na podstawie obserwacji i nabytej poprzez doświadczenie wiedzy na twój temat, reorganizuje arsenał broni. Kolejny atak następuje zupełnie niespodziewanie. Zaczyna się od malutkich rzeczy. Twój przeciwnik jest coraz bardziej samodzielny. Na początku wydaje się to bardzo kuszące, bo przyjemne jest to, że nie musisz robić za niego wszystkiego. Jednak przychodzi moment, sytuacje, które regularnie cię wykańczają. “Chce sam!”, “Ja idę pierwszy”, “Sam się ubiorę”, “Nie pomagaj mi”. Takie niepozorne zdania, ale wypowiadane w momentach, gdy śpieszy ci się do pracy, jesteś spóźniona na spotkanie, musisz w 10 minut dowieźć dziecko do przedszkola (trasą, która zajmuje ci normalnie dwadzieścia), bo za te 10 minut jest śniadanie, a to już 4 raz w tym tygodniu (a jest czwartek), gdy się spóźniacie (Pani przedszkolanka już nawet tego nie komentuje).
P.S. Przegrywasz tę bitwę. Przecież nie możesz niszczyć w dziecku chęci usamodzielnienia się. Gorzej! Pomagasz mu w tym, żeby coraz częściej podejmowało taką inicjatywę.
P.S.2 Cierpisz, bo zdajesz sobie sprawę, że twoje dziecko nie jest już od ciebie zależne w 100 procentach.
P.S.3 Odczuwasz dysonans. Z jednej strony cieszy cię ta sytuacja, a z drugiej… ech...
logo
Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1GoN2Uq]Upsilon Andromedae[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
Trzecia bitwa - ta bitwa, to codzienne starcia o porządek, ruszanie twoich rzeczy, przekładanie ich, chowanie w różne dziwne miejsca. To walka o twoje terytorium. Nieustanne prośby, groźby. Zapomnij o tym, że utrzymasz na swoim terytorium ład i porządek. Nie dość, że nieustannie nie możesz znaleźć swoich rzeczy, to nawet jeśli je znajdziesz nie licz na to, że będą całe i zdrowe. Nie ma już podziału na twoje i jego. Teraz wszystko jest dobrem wspólnym, a łupami wojennymi są zawsze twoje rzeczy. Krem rozmazany na ścianie? (tak ten za kupę kasy, miał być na zmarszczki, a teraz wchłania się w gustowną gips-kartonową wnękę, co gorsza był tłusty). Pasta do zębów wtarta w dywan? Flakon perfum wylany do umywalki? Twój przeciwnik nie zna granic, jego wyobraźnia jest bujna, a pomysły na kolejne tortury wyjątkowo wyrafinowane.
P.S. Pozostaje ci kupować takie kremy, których nie będzie żal ścierać ze ścian.

Czwarta bitwa - gdy twój przeciwnik dobrze pozna język tubylców i ich zwyczaje, to zaczynają się prawdziwe, regularne starcia. Dzieją się one na różnych płaszczyznach, dotyczą różnych tematów, nie wiesz kiedy się pojawią. To słynne i znane wśród rodziców zdanie - “wiem lepiej”. Twój przeciwnik kompletnie cię lekceważy, nie ma dla ciebie żadnego szacunku i nie licz na to, że uda się wam zawrzeć rozejm lub podpisać umowę określającą warunki pokoju. Musisz przez to przebrnąć. Niestety najczęściej będziesz słyszał, że się nie znasz, nie masz racji i nic nie wiesz. Twoje dziecko nie będzie dawać za wygraną, po prostu od teraz ma swoje zdanie, z którym oczywiście możesz się nie zgodzić. Zazwyczaj się nie zgadzasz. I co z tego?
P.S. W tej bitwie nie jesteś na przegranej pozycji. Możesz nauczyć swojego przeciwnika czym jest kompromis.
P.S.2 Zawsze możesz też odwołać się do swojej władzy rodzicielskiej. Dziecko już wie jakie ewentualne koszty może ponieść w sytuacji, gdy się z tobą nie zgodzi.
Piąta bitwa - to bardzo trudna bitwa, ponieważ chodzi o twój honor, a w zasadzie autorytet. “A tata Michała powiedział”, “Pani od angielskiego twierdzi”... Oj tak szykuj się! Nie będzie lekko. Lepiej naucz się jak uzasadnić swoje zdanie i czym jest prawdziwa dyskusja. Nie licz na taryfę ulgową. Każdy będzie wiedział lepiej od ciebie. To będzie bolesna bitwa, bo choć to przeciwnik, to już zdążyłeś się do niego przyzwyczaić i go polubić, pokochać. Walka z nim, każda bitwa, to taka mała lekcja życia. Dla ciebie i dla niego. Patrzysz jak się ścieracie, uczycie się siebie nawzajem, poznajecie swoje słabe i mocne strony, uczycie się kompromisów. Wasza relacja jest bardzo mocna, bo emocjonalna.
P.S. Jest jeszcze wiele bitew. Różnych. Te akurat najmocniej utkwiły w mojej pamięci.

Co słychać na Waszym polu walki?