Po pierwsze – ABBA rządzi, kochają ją wszyscy – i kobiety, i mężczyźni, i starzy, i młodzi, i romantycy, i cynicy.
Po drugie – dwanaście lat temu w Londynie zobaczyłem anglojęzyczny pierwowzór, zakochałem się w nim i zamarzyłem sobie, żeby został kiedyś zaadaptowany w Polsce.
Po trzecie – okazało się, że podobne marzenie miał dyrektor Romy, Wojciech Kępczyński, który już wielokrotnie (Koty, Les Miserables, Upiór w Operze) udowodnił, że dysponując nieporównywalnie niższymi budżetami, niż to ma miejsce na West Endzie, czy na Broadwayu, potrafi tworzyć arcydzieła.
Wreszcie po czwarte – prawie wszyscy pamiętają i uwielbiają hollywoodzką ekranizację z 2008 roku i nie mogli się doczekać zestawienia Meryl Streep, Amandy Seyfried, Pierce’a Brosnana i spółki z ich nowymi polskimi odpowiednikami.
Wyszło super, chyba nawet lepiej niż można się było spodziewać.
1. Muzyka
Przeboje zespołu ABBA znamy wszyscy na pamięć. Błyskawicznie wpadają w ucho i trudno się od nich uwolnić. I jest tak zarówno z największymi uznanymi hitami, jak i z tymi mniej popularnymi, które odkrywamy podczas spektaklu i błyskawicznie się w nich zakochujemy (jak „Tak mi się wymyka cały czas”). Pozostaje tylko się dziwić, dlaczego Teatr Roma nie wydał jeszcze płyty z przebojami z musicalu.
2. Libretto
Trochę się obawiałem, bo często jest tak, że teksty które fajnie brzmią po angielsku, po przetłumaczeniu na polski robią się banalne i kiczowate. Daniel Wyszogrodzki dał radę. Tłumaczenie było lekkie, łatwe i przyjemne, dokładnie takie, jakie powinno być. Money, money to kasa, kasa. Ale nic na siłę i Honey, honey to po prostu Honey, honey.
3. Aktorstwo
Porównania z aktorami z wersji filmowej są nieuniknione. Alicja Piotrowska, jedna z trzech odtwórczyń roli Donny, z pewnością nie gra lepiej od Meryl Streep, ale jeśli chodzi o talenty wokalnie, to bije ją na głowę. Paulina Łaba jest równie urocza, jak Amanda Seyfried ale lepiej tańczy. Jan Bzdawka jest zabawniejszy od Colina Firtha. A Barbara Melzer (w filmie tę rolę zagrała Christine Baranski) jest z każdym rokiem bardziej pociągająca i seksowna – nie sposób oderwać od niej oczu, kradnie każdą scenę, w której się pojawia.
4. Scenografia
Mamma Mia to pierwszy spektakl po remoncie Romy. I widać, że na remoncie nie oszczędzano. Wszystko robi imponujące wrażenie. Poza nowymi wygodnymi fotelami i klimatyzacją, zainwestowano w wielkie ledowe ekrany, dzięki czemu stanowiąca miejsce akcji i znajdująca się w centrum sceny stara grecka tawerna otoczona jest naturalnymi greckimi krajobrazami. Polska inscenizacja została zrealizowana z dużo większym rozmachem niż londyńska.
5. Choreografia
Młodzi aktorzy, prowadzeni przez Agnieszkę Brańską, ganiają, skaczą, przewracają się po scenie, ale przede wszystkim tańczą niczym oszalali. A chwilę później, bez cienia zmęczenia, zasapania, czy jednej fałszywej nuty śpiewają kolejne zwrotki piosenek ABBY. Sceny taneczne są tak elektryzujące, że od aktorów nie sposób oderwać wzroku, a polska inscenizacja okazuje się dużo bardziej roztańczona niż nowojorska czy londyńska.
6. Kostiumy
ABBA to również fantastyczne pole do popisu dla specjalistów od kostiumów. Dorota Kołodyńska przygotowała ich podobno ponad 350, niektóre z nich to prawdziwe perełki.
7. Interakcja z publicznością
Jeśli ktoś nie był jeszcze na spektaklu i nie chce sobie psuć niespodzianki na koniec, niech tego nie czyta. Po serii bisów artyści pojawiają się na scenie raz jeszcze i śpiewają „Waterloo”. A wraz z nimi śpiewa (na ekranie pojawiają się słowa piosenki, niczym w karaoke) i bawi się podrygująca i klaszcząca publiczność. Szaleją z radości nawet największe sztywniaki.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to przez kilkanaście minut pierwszego aktu coś szwankowało z nagłośnieniem. I mimo że siedzieliśmy w jednym z pierwszych rzędów, to mieliśmy wrażenie, jakby aktorzy śpiewali z offu. Ale potem wszystko się poprawiło – może akurat nie mieliśmy szczęścia i trafiliśmy na gorszy dzień dźwiękowca.
Na koniec anegdota. Bilety na spektakl zamawiałem roztropnie, przewidując ich niedostępność, jeszcze we wrześniu ubiegłego roku. Wykonałem wtedy kilkanaście telefonów, pytając rodzinę, przyjaciół i znajomych, czy chcą z nami iść. Wszyscy chcieli, musiałem w sumie zamówić 40 biletów. Na sali zasiedli w ramach naszej grupy reprezentanci przeróżnych grup wiekowych. Najmłodszy uczestnik naszej wyprawy miał 6 lat. Byli nastolatkowie, dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziesto-, pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatkowie. A najstarszy członkiem ekipy był 78-latek.
Byli tam głosujący i na Komorowskiego, i na Dudę i na Kukiza. Pełen przekrój społeczeństwa.
I wiecie co? Wszystkim się podobało. Każdy znalazł coś dla siebie. Jeden muzykę, drugi elektryzujące tańce, trzeci prostą i wzruszającą historię o miłości. I wszyscy wyszli w ten piątkowy wieczór z Teatru Roma pozytywnie nastawieni do świata, z uśmiechem na ustach, nucąc pod nosem jedną z musicalowych piosenek ABBY.
Czego i Wam życzę, jeśli jeszcze Mamma Mia nie widzieliście. Tylko o zakupie biletów pomyślcie z dużym wyprzedzeniem. Pierwsze wolne miejsca – na lipiec.