Są takie chwile, że dziękuję Bogu, że jestem facetem i nie muszę podejmować tak dramatycznych decyzji, jak dziewczyna, która pracując w międzynarodowej korporacji medialnej na warszawskim Służewcu (nie bez powodu zwanym Mordorem), dostała propozycję nie do odrzucenia: albo usuniesz ciążę, albo wylatujesz.
Agnieszkę znam od lat i zawsze uważałem, że przesadza poświęcając się pracy bez reszty. Zatrudniono ją na umowę o dzieło w dziale nowych projektów. Zarząd wymyślał nowe gazety i zlecał jej przygotowanie numerów „zerowych”, które można byłoby przedstawić do badań na specjalnie dobieranych grupach „typowych” czytelników. Niektóre projekty wchodziły potem w życie, inne lądowały w „zamrażarce pomysłów” czekając na lepsze czasy, które nigdy nie nadchodziły. Agnieszka pracowała po kilkanaście godzin na dobę. Często w weekendy. Aż dziwne, że poznała się z Markiem, który w tym czasie był zatrudniony w konkurencyjnym koncernie.
Szczera rozmowa
Zakochali się, a po paru miesiącach okazało się, że ona jest w ciąży. W pracy właśnie kończyli duży projekt. Agnieszka, choć pierwsze tygodnie były dla niej trudne, zacisnęła zęby i pracowała bez słowa skargi. Po wysłaniu gazety do druku poszła do szefowej i powiedziała jej całą prawdę. Zawsze uważała, że szczerość, to podstawa zdrowych relacji. Poprosiła, by przy następnym projekcie mogła pracować bez weekendów i nocy. Obiecała, że po urodzeniu dziecka wróci do pracy w ciągu miesiąca. Jednak, tak jak podejrzewała, szefowa nie była zachwycona tym, co usłyszała.
Prośby i groźby
„Nie była zachwycona” to nie jest najlepsze określenie. Szefowa wpadła w furię. Zaczęło się od manipulacji: „Jak mogłaś mi TO zrobić?!”. Potem były groźby: „Opamiętaj się, bo zerwiemy z tobą współpracę!”. Żądania: „Musisz natychmiast usunąć!”. A wreszcie odwołanie do sumienia: „Przecież wy nie jesteście małżeństwem! Nie wiesz, że to grzech?”. To ostatnie byłoby nawet zabawne, gdyby nie totalna masakra emocjonalna dziewczyny, która w piątym tygodniu ciąży przyszła po poradę do swojej szefowej – skądinąd szczęśliwej matki dwójki uroczych dzieciątek.
SMS grozy
Wisienką na torcie był SMS, który Agnieszka dostała dwie godziny później: „Jak załatwisz tę sprawę w ciągu tygodnia, to mogę zapomnieć o naszej dzisiejszej rozmowie”. Agnieszka zachowała go, pomimo zmiany telefonu. Nie, żeby kogokolwiek szantażować, ale aby spojrzeć na niego, gdy za parę lat los się odmieni i to była szefowa będzie u niej szukała pracy. A że tak kiedyś będzie, to niemal pewne. Bo ten SMS był dla przyszłej matki takim wstrząsem, że podziałał jak sole trzeźwiące.
Szef nie widzi współpracy
Agnieszka nie zastanawiała się już ani chwili. Wiedziała co ma zrobić. Dla spokoju sumienia poszła jeszcze tylko na rozmowę do samego szefa-szefów. Ale tak jak przypuszczała, nie miał jej do powiedzenia niczego poza tym, że jej przełożona jest nią „bardzo rozczarowana” i „niestety, nie widzi możliwości dalszej współpracy”. Agnieszkę nie zaskoczyło ani jedno słowo, które padło podczas tej rozmowy. Dokładnie tego się spodziewała, znając zażyłe stosunki, które łączyły jej byłą szefową i głównego bossa. Nie musiała składać wypowiedzenia, bo przecież nie miała z pracodawcą żadnej wiążącej umowy. Po prostu dowiedziała się, że ma już nie przychodzić. Tak się to teraz elegancko załatwia w Mordorze.
Tyle razem przeszłyśmy
Ta historia ma na szczęście happy end. Agnieszka urodziła zdrowego chłopczyka. Pobrali się z Markiem, a po odkryciu, że istnieje życie poza korpo, oboje zaczęli pracę na własny rachunek. Są pracowici, rozkręcają firmę, mają marzenia i optymistycznie patrzą w przyszłość. Niedawno była szefowa wysłała Agnieszce zaproszenie na Facebooku. Dołączyła do niego radosny list, w którym gratulowała narodzin synka i założenia firmy. Agnieszka przeczytała ten list dwa razy, żeby się upewnić, że oczy jej nie mylą. Wyjęła komórkę i odnalazła SMS-a od szefowej, tego w którym każe jej usunąć ciążę. A potem, bez histerii, wyrzutów i scen, po prostu zablokowała ją na Facebooku.
Od znajomych z byłej pracy dowiedziała się później, że byłej szefowej zrobiło się naprawdę przykro z tego powodu. Przecież tyle razem przeszły! Agnieszka jej zrobiła grubą nieprzyzwoitość tą ciążą, a ona, miłosiernie, wyciągnęła do niej rękę. No cóż, ludzie nie potrafią odwdzięczyć się dobrodziejom…