Macie dość mobbingu. Tekst Katarzyny Troszczyńskiej Was otworzył. Do redakcji MamaDu przychodzą maile. Smutne. Pracujecie na różnych stanowiskach, a te historie mają wspólny mianownik – brak poczucia bezpieczeństwa w pracy, poniżanie, lęk i frustracja.
Najbardziej zaskoczył mnie odzew kobiet, które pracowały z Kasią. Znają szefową o której pisała. Ich historie zdecydowanie zasługują na publikacje. Ale w tej sprawie nie chodzi o konkretną osobę tylko o szersze zjawisko mobbingu. Chciałabym, żebyście czytając te opowieści wiedziały, że są rzeczy na które nie można się zgadzać.
Kiedy trafiamy do miejsca, w którym pewne zachowania (społecznie nieakceptowalne) są normą łatwo się pogubić. Tracimy obiektywny ogląd sytuacji, nie ufamy swoim uczuciom. Myślimy: „Może to ja prowokuję, robię coś źle?". Lub: „To nic takiego, wszyscy to znoszą". Nieprawda. Nie prowokujesz. I nie wszyscy to znoszą.
Spotykam się z twierdzeniem, że ludzie na wysokich stanowiskach mają cechy socjopatów i dlatego odnoszą sukces. Nie zgadzam się! Zło jest złem. Mobbing jest złem. Znam świetnych menadżerów, którzy mają klasę. Osiągają sukces, bo mądrze i z szacunkiem zarządzają ludźmi. Nie umiesz okazywać szacunku, zostań w domu. Na twoje miejsce znajdzie się inny geniusz.
Jako psycholog, ale przede wszystkim kobieta namawiam was, walczcie o godność. Mówcie, o tym co was spotyka. Jeśli nie dogadujecie się z szefową – idźcie wyżej. Ona też ma przełożonych. Jedna osoba może nie ma takiej mocy, żeby zmieniać rzeczywistość. Ale już grupa ludzi ją ma.
Wiem, że czasem trudno jest powiedzieć „nie". Ale trzeba. My, kobiety powinnyśmy się w pracy wspierać, a nie niszczyć.
O to historie kobiet, które doświadczyły mobbingu.
Aleksandra
„Pamiętam dobrze. Szefowa wzywa mnie do gabinetu i pyta co myślę o innych pracownikach. Albo dopytuje, jak się inni sprawują. Nie chcę nikogo obgadywać, mówię więc, że wszyscy są fajni. Wydzwania do mnie wieczorami. Nie mogę poświęcić czasu rodzinie. „Pani Olu, może mi Pani zaufać, na pewno słyszała pani o mnie różne rzeczy" jątrzy. Gdy próbuję zmieniać temat, złości się: „Nie leży pani na sercu dobro zespołu! Nie współpracuje pani". Jest wściekła, wypadam z łask.
Wykorzystuje pracowników do załatwiania spraw prywatnych. Koleżankę wysyła do kwiaciarni po świąteczne stroiki dla siebie. Mróz, dziewczyna ma uraz kręgosłupa, ale szefowej to nie obchodzi. Dziewczyna w ortopedycznym kołnierzu kursuje między biurem, a kwiaciarnią. Robi zdjęcia stroików, potem szefowa analizuje: ten kolor nie, tamten też nie, wstążka nie taka. W końcu, uff, decyduje. Koleżanka wykłada swoje 600 zł. Wraca do firmy, kładzie kwiaty. Szefowa dostaje szału: „Zabierz to badziewie, tę ohydę". Pieniędzy nie oddaje".
Iwona
„ONA ma obsesję na punkcie wyglądu. Mówi: „Ale ta X brzydka". Albo: „Ale ona się roztyła. Okropność". W redakcji aukcja kosmetyczna. Wybieram krem 50 + dla mamy.„Proszę się nie chwalić, że dla mamy. Niedługo też będzie pani stara". Wchodzę do jej pokoju: „Proszę nie zakładać tej sukienki!" słyszę. Albo „Zrobi pani coś z tymi odrostami?" . Upokarza mnie przy zespole: „To skandal co pani zrobiła, to jak pani pracuje!". Myślę, że to moja wina. Że naprawdę zawalam. Ale ona jest taka dla większości. Wcześniej nie wierzyłam, że jest potworem".
Karolina
" Była dla mnie autorytetem. Teraz widzę, że manipulowała mną. Na przykład publiczny sąd nad jej zastępczynią, zresztą kiedyś przyjaciółką. „Co o niej myślicie?"– pytała każdego z zespołu. Nie myśleliśmy dobrze. Dziś wiem dlaczego. Szefowa podjudzała tamtą, mówiła, że jesteśmy bandą debili i leni, że trzeba nas zdyscyplinować. Wykorzystała ją, a potem zniszczyła. Inna sytuacja. Wybieramy okładkę. Ona dyrektorowi artystycznemu, który jest moim narzeczonym każe robić 30 różnych wersji, które niczym się od siebie nie różnią. Jest 22.00, cały zespół siedzi.
Potem wpada w swoje szały. Krzyczy, że nikt nie może wyjść z pracy, jeśli ona wciąż jest. Nieważna jest rodzina, dzieci. Nieważne, że ludzie nie mają nic do roboty. Czytają książki, przeglądają gazety. „Czeka na mnie dziecko, muszę zwolnić opiekunkę" mówi jedna z dziewczyn. „A ja mam w domu psa, też czeka" stwierdza ona sucho.
Obraża się. Bo ktoś nie ma czasu wyjść po pomidory i zrobić dla niej sałatki. I to wiecznie upokarzanie ludzi. Potrafi wrzeszczeć na mnie przez 20 min. Potem okazuje, że nie zauważyłam w tekście literówki. Nie rozumiemy jej szałów.
Mamy pracownika X. Jednego dnia go wielbi, drugiego chce zwolnić. Patrzymy oniemiali. On wciąż pracuje tak samo. Boję się, kiedy słyszę jej kroki. Mam migreny. Podczas ostatnich miesięcy mojej pracy praktycznie mnie nie zauważa. Idę więc do niej i pytam: „Mam szukać pracy? Jesteś niezadowolona?". Ucieka wzrokiem. Wkrótce mnie zwalnia. Albo papier ze zwolnieniem dyscyplinarnym (zarzuty są absurdalne) albo za porozumieniem stron.
Nie mam siły na walkę. Żałuję. Inaczej oskarżyłabym ją o mobbing. W nowej pracy przez trzy miesiące mam dreszcze, kiedy słyszę kroki szefowej. Jest mi słabo, boję się. Dziś myślę: „To jest nieprawdopodobne, że ja to przeżyłam i nic z tym nie zrobiłam".
Weronika
„ONA wszystko zostawia na ostatnią chwilę. Innym nie daje urlopu, sama znika na dwa tygodnie. W końcu przychodzi na trzy dni przed zamknięciem projektu. Siedzimy od rana do nocy. Inni ludzie mają wolne między świętami – my nigdy. Pracujemy w Boże Ciało, w weekend majowy. Wiemy, że ona robi to specjalnie. Nie ma rodziny, nie zależy jej. Praca z nią to był koszmar mojego życia. Wstydzę się, że doprowadziłam siebie do takiego stanu".