Lubię przyjeżdżać do przedszkola. Chociaż zdecydowanie wolę odbierać Zuzkę, niż ją tam zostawiać. Rozstania są trudne, zwłaszcza gdy ona ma łzy w oczach i zgrabnie manipuluje uczuciami. Staram się być konsekwentna i asertywna, ale w ostatnich tygodniach rzadziej miałam ku temu okazję. Wszystko dlatego, że wizyty w przedszkolu ograniczyły się w grudniu praktycznie do zera.
Sezon jesienno-zimowy jest niezwykle trudny dla rodziców. Odbija się na ich obowiązkach zawodowych i często wiąże się z nieobecnością w pracy. Dzieci nieustannie się przeziębiają, smarkają, kichają, gorączkują. Trudno. Większość powie „takie życie, dzieci muszą swoje odchorować”. Muszą?! A to niby dlaczego? Rozumiem raz, dwa, trzy razy, ale czy comiesięczne smarki w nosie i permanentny kaszel to norma? Nie! Nie! I jeszcze raz nie!
Znam winnego. Wiem kto ciągle zaraża moją córkę i wasze dzieci. Wy też go znacie. To rodzic – smark(acz). Gatunek pozbawiony wyobraźni, trochę lekkoduszny, optymistycznie nastawiony do życia, na bieżąco z nowościami aptecznymi doraźnego leczenia, nadużywający uprzejmości, egoista. I na tym kończy się ta zabawna strona problemu. Niestety wiem, że bardzo trudno jest zmienić podejście rodziców, którzy przyprowadzają chore dziecko do przedszkola. I nie będę się rozwodzić nad tym, jak to zrobić. Problem jest nagminny i dotyczy praktycznie każdej placówki opiekuńczej.
Lekarz w poniedziałki
Co możemy zrobić? Świetnym przykładem jest akcja rady rodzicielskiej w Wilanowskim przedszkolu nr 416. W każdy poniedziałek do placówki przychodzi lekarz pediatra, który bada dzieci, oczywiście po wcześniejszej zgodzie rodziców. Podejmuje decyzję czy dziecko jest zdrowe, a jeśli nie to kieruje na dalsze leczenie do przychodni. To rozwiązanie pomaga eliminować część chorób zakaźnych.
Najczęstszymi chorobami wieku dziecięcego są te związane z górnymi drogami oddechowymi – mówi pediatra – neonatolog, dr Monika Bracik. Atakują noso – gardziel i objawiają się jako zwykły katar, zapalenie gardła lub u cztero, pięciolatków zapalenie zatok. Gardło, ucho i nos to system naczyń połączonych, który jest atakowany przez wirusy i bakterie najczęściej drogą kropelkową. Dopóki nie zauważymy poważniejszych objawów takich jak gorączka, zapalenie spojówek, kaszel czy katar ropny, to możemy stosować leki uszczelniające, witaminy i wapno. Jednak gdy pojawią się dodatkowe symptomy, należy niezwłocznie skonsultować się z pediatrą.
Częste chorowanie = niebezpieczne powikłania
Po infekcji dróg oddechowych możemy mieć do czynienia z ich nadreaktywnością. Najczęściej problem ten skupia się na oskrzelach. Ich wzmożona aktywność to nieprawidłowa reakcja na czynniki infekcyjne, czyli drobnoustroje i nieinfekcyjne – kurz, zmiana temperatury, wilgoć, wykładzina w przedszkolu. Nie należy się tym przesadnie martwić, ponieważ problem znika samoistnie, zazwyczaj po około dwóch tygodniach.
Jednak niedoleczona lub zaleczona infekcja może dać poważne powikłania: ostre, a następnie przewlekle zapalenie zatok, zapalenie ucha, zapalenie węzłów chłonnych, zapalenie oskrzeli, czy zapalenie płuc. Niestety, ale zdarzają się również przypadki zapalenia opon mózgowych lub posocznicy, najczęściej w sytuacji gdy maluch jest nosicielem pneumokoka, a nie był na niego szczepiony.
Układ immunologiczny człowieka odpowiada na bodźce chorobowe i infekcje. Trenuje i szlifuje odporność poprzez produkcję przeciwciał. Częste chorowanie wzmaga jego działalność i pobudza do ciągłego wysiłku. Zmęczony infekcjami organizm zaczyna źle reagować. W ten sposób możemy doprowadzić do powstania chorób autoimmunologicznych, np.: zapalenia stawów, a nawet cukrzycy typu I, ponieważ wśród czynników powodujących tę chorobę jest również infekcja wirusowa.
Pamiętajcie, że profilaktyka w takich sytuacjach jest prosta. Dobrze zróżnicowana dieta, spacery, aktywność fizyczna, szczepienia, wietrzenie pomieszczeń i odpowiednie ubranie. Jakie? Zawsze starajmy się zakładać dzieciom o jedną warstwę ubrań więcej, niż mają dorośli. Podkoszulka, bluzka, bluza, rajstopy, spodnie, kurtka, czapka, rękawiczki, szalik i ciepłe buty, powinny wystarczyć.
Czy znasz swoje prawa?
Od lat obserwuję problem w kontekście świadomości przywilejów, mówi Beata Wawrzos, praktyk HR. Rodzice często nie mają pojęcia, jakie prawa im przysługują. Z tytułu umowy o pracę mają zagwarantowane 60 dni w roku na opiekę nad dziećmi, które nie przekroczyły czternastego roku życia. Należy jedynie dostarczyć zaświadczenie lekarskie o chorobie podopiecznego i złożyć stosowne oświadczenie, druk ZUS Z-15, zawierający m.in. pytania: czy jest inny domownik mogący zapewnić opiekę?, czy drugi rodzic pracuje? oraz za ile dni w roku kalendarzowym wypłacono już zasiłek opiekuńczy.
Istnieje również możliwość zapewnienia, z wyżej wymienionego limitu 60 dni, czternastodniowej opieki dziecku powyżej czternastego roku życia lub dorosłemu znajdującym się pod opieką zatrudnionego na umowę o pracę. W tym okresie zarobki stanowią 80% całego wynagrodzenia. Oczywiście powyżej sześćdziesiątego dnia choroby można dostarczyć zwolnienie lekarskie, będzie ono stanowiło podstawę usprawiedliwienia nieobecności, ale będzie ono niepłatne.
Ostatnim uprawnieniem rodzica są dwa dni opieki na dzieckiem do czternastego roku życia z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. Można je wykorzystać pod warunkiem, że drugi rodzic lub opiekun z niego nie skorzysta.