
REKLAMA
Michał Dobrołowicz: Słyszałem, że jako dziecko była pani łobuziarą.
Maryla Rodowicz: To prawda. Miałam - jak powiedzielibyśmy teraz - ADHD. Nie było wtedy telewizorów, więc dzieci chętnie wychodziły na podwórko. Bo właśnie na podwórku działo się bardzo wiele: były bandy, były niesamowicie dzikie zabawy. Atrakcji było tak wiele, że aż trudno było zagonić dzieci do domu.
Teraz jest inaczej i teraz trudno jest odgonić dzieci od komputera. Wtedy chodziło się też na wagary, miało się różne przeżycia związane z niebezpiecznymi zabawami.
Chodziłam do szkoły podstawowej i do liceum we Włocławku, gdzie płynie bardzo szeroka Wisła. W pamięć zapadły mi zabawy polegające na chodzeniu przęsłem mostu nad rzeką. Przechodzeniu górą! Dobrze pamiętam "główki" dla wędkarzy i skakanie po tych "główkach", które były poprzerywane rwącym nurtem. Nie była to bezpieczna zabawa, pamiętam, jak jedna z koleżanek wpadła do wody i była afera.
Było też podobno chodzenie po rusztowaniach?
Tak! Gdy trwało malowanie czy remont w domu to rusztowanie było atrakcją, bo można było wejść bardzo wysoko i ganiać się. Ktoś pokazał mnie na wysokościach mojej babci. Jak mnie zobaczyła zdrętwiała i wypadły jej siatki z zakupami z rąk.
Czy takie doświadczenia z pani dzieciństwa miały wpływ na to, jaką pani była i jest mamą?
Myślę, że nie chciałabym, aby moje dzieci wiedziały, co ja wyrabiałam w dzieciństwie. Miałam problemy zwłaszcza z córką. Dlatego, że ona zakochała się w motocykliście i zamiast do szkoły szła do klubu motocyklowego. Tam spędzała całe dnie, miała bardzo dużo opuszczonych godzin w szkole, w końcu nawet uciekła z domu w nieznane, wsiadła w nocy do pociągu i przed siebie. Było z tym wiele historii! Zwłaszcza ze była to końcówka roku szkolnego trzeciej klasy liceum...
Może to zamiłowanie do motocykli u pani córki zostało przekazane w genach? W końcu pani jest kojarzona z motoryzacją, a dokładnie z marką Porsche.
Tak może być, bo ja też, gdy słyszę, że jedzie motor to zawsze się obejrzę. Gdy stoję na światłach i obok mnie stanie motocykl to pozdrawiamy się nawzajem, zdarza się, że motocyklista popisuje się, wyjeżdża przede mnie, pali gumę, jedzie na tylnym kole.
Miałam też takie marzenie, żeby jeździć motocyklem, kupić sobie Harleya i przejechać nim na przykład całe Stany. Marzenie związane z podróżą po Stanach zostało ze mną do teraz. Najchętniej zabrałabym do samochodu całą trójkę dzieci i wybralibyśmy się w tę podróż razem. Wychodzę z założenia, że marzenia trzeba realizować!
Woli pani jeździć samochodem sama czy w towarzystwie, na przykład z dziećmi?
Lubię jeździć sama. Bardzo lubię siedzieć za kierownicą i myślę, że moje dzieci mają to po mnie, może z wyjątkiem starszego syna. Jednak moim zdaniem on nie powinien prowadzić samochodu. (śmiech) Bo jest według mnie zbyt rozkojarzony, przez wiele lat studiował filozofię i ma skłonności, żeby się zamyślać. (śmiech) Ale na przykład córka, która dostała ode mnie dwa lata temu samochód mówi mi, że kocha siedzieć za kierownicą.
Przekazała jej to pani w genach?
Myślę, że tak. Kiedy córka była w liceum to pewnego dnia w garażu znalazłam MZK-kę, dwie 125 i 250, jeszcze była po drodze WSK 125, zabytkowa, którą sama złożyła! Podziwiałam ją za to!
Jeśli chodzi o jazdy i wyjazdy, to wiem, że jest takie zdanie, które często słyszała pani od swojego syna, Jaśka. To zdanie brzmiało "Mamo, tylko nie wyjeżdżaj!".
Dokładnie tak mówił syn Jasiek, ale też córka Kasia. Zarówno syn, jak i córka bardzo przeżywali moje wyjazdy. Zwłaszcza Jasiek płakał, histeryzował i to dla mnie było bardzo trudne. Stałam w przedpokoju, wiedziałam, że niedługo odleci mój samolot, a w perspektywie miałam wyjazd na kilka tygodni na przykład do Stanów czy Rosji na serię koncertów.
Świadomość, że dziecko płacze była straszna dla mnie jako dla matki. Potem wydawałam wielkie sumy na telefony, bo kiedyś trzeba było zamawiać rozmowy na określoną godzinę, cierpliwie zerkać na tę rozmowę, a na to wszystko szło po prostu dużo kasy.
Miała pani jeszcze jakiś sposób na poradzenie sobie z tęsknotą poza telefonami?
Przesadzałam z prezentami, co też odczułam finansowo. Pamiętam, jak w Stanach kupiłam tych prezentów bardzo wiele i potem musiałam płacić kupę kasy za nadbagaż.
A były to ciężko zarobione pieniądze w klubie, gdzie śpiewałam nocami. Nie było łatwo: do tego dochodziły rozłąka i ten nieszczęsny nadbagaż. Pamiętam, jak prosiłam celnika amerykańskiego, żeby się zlitował i obniżył sumę, jaką miałam zapłacić przed odlotem.
Był prezent, który szczególnie zapadł pani w pamięć?
Pamiętam, jak weszłam do amerykańskiego sklepu z zabawkami i tam zobaczyłam zabawkę-motocyklistę, którego motocykl miał mnóstwo światełek i sygnałów dźwiękowych emitowanych w momencie dojazdu do ściany.
Pamiętam też robota, który miał kartkę w dłoni i wypuszczał z siebie dym. Ten robot podchodził na przykład do mnie, ja wpisywałam coś na jego kartce, a on potem wracał do dziecka z zapisaną kartką. To były przeróżne bardzo atrakcyjne zabawki, których u nas wtedy nie było.
Wiem, że pani ma podobne poczucie humoru jak pani dzieci. I lubicie pewien kontrowersyjny amerykański serial animowany.
Chodzi oczywiście o "South Park", kreskówki Disneya, Hanna-Barbera, które uwielbiam. Zdarza się, że oglądamy je razem, kiedy siedzimy w nocy. To mnie zawsze śmieszyło i zawsze będzie śmieszyć.
Ma pani czas na takie nocne seanse?
Czas jest, gdy przychodzą Święta. Wtedy spotykamy się, przyjeżdżają wszystkie dzieci. To już tradycja, że one siedzą i oglądają najczęściej koreańskie horrory klasy B. (śmiech) Na przykład "The Ring", "Klątwa". To je bardzo śmieszy.
Pani ulubiony gatunek filmowy to...
Ja lubię filmy sensacyjne, ale też bardzo lubię filmy Quentina Tarantino.
"Pulp fiction"?
"Pulp fiction" też, ale też "Wściekłe psy", "Od świtu do zmierzchu" czy "Django". Bardzo lubię jego poczucie humoru.
Gdy pani słucham to mam w głowie obraz bardzo rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. A jaki będzie Sylwester w tym roku? W pracy?
Właśnie w tym roku będzie inaczej. Sylwestra w tym roku spędzam na Karaibach i już teraz bardzo się cieszę, że trochę oderwę się od zawodu. Sama jestem ciekawa, gdzie spędzimy Nowy Rok - wiem na razie, że będę wtedy na Karaibach w grupie przyjaciół. Tam na szczęście nikt mnie nie zna, więc mogę się poczuć swobodnie.
Często odwiedza pani takie miejsca, gdzie nikt pani nie zna, gdzie na ulicy nikt pani nie woła, nie zaczepia, nie prosi o autograf?
W październiku grałam koncerty w Nowym Jorku, to jest tak wielkie miasto, że można poczuć się anonimowym. Aczkolwiek, jak weszłam do sklepu to sprzedawczyni, która była Rosjanką powiedziała po usłyszeniu mojego imienia, że była kiedyś taka piosenkarka Maryla Rodowicz i zapytała, czy to może ja. To się zdarza w różnych miejscach. Podobną sytuację miałam w Londynie.
Na stole, przy którym siedzi Maryla Rodowicz rozłożyłem kilkanaście papierowych pasków. Na odwrocie każdego z nich wpisane było inne pytanie do naszego gościa. Proszę panią Marylę o wybranie jednej z kartek i przeczytanie pytania.
Stok narciarski czy plaża? Plaża! Plaża i nicnierobienie, ewentualnie pływanie, bo bardzo lubię zanurzać się w wodzie. Nawet niedawno rozmawiałam z mężem o tym, że narty nas nie wciągnęły. Aczkolwiek, jak byłam studentką AWF-u to miałam hopla na punkcie nart i wszędzie jeździłam z nartami. Mimo że nie byłam świetnym narciarzem, to ryzykowałam i zjeżdżałam z bardzo wysokich gór. Ale wybieram zdecydowanie plażę!
Z plaży chcę teraz na moment przenieść się na scenę koncertową. Nawiążę do książki Romana Czejarka z Pierwszego Programu Polskiego Radia, redakcyjnego kolegi Marii Szabłowskiej, z którą pani napisała najnowszą książkę "Maryla. Życie Marii Antoniny". Myślę o wydanej w tym roku książce "Kochane Lato z Radiem"...
... to, co przeczytałam o sobie w tej książce zdumiało mnie!
Mnie też zdumiało to, co przeczytałem o pani! Można tam znaleźć informacje, zgodnie z którymi śpiewa pani w czasie koncertów bardzo cicho, ale do specjalnego mikrofonu.
To nie jest żaden specjalny mikrofon, tylko seryjna produkcja. Dowiedziałam się dopiero z tej książki, że to niby jest specjalny mikrofon, a to nieprawda. Gdy śpiewa się balladę i nie jest to miejsce, żeby się wydzierać do mikrofonu to robi się to po prostu spokojniej. Wszystko zależy od utworu. Czasami śpiewa się dynamicznie, forte, a czasami spokojnie, wszystko zależy od piosenki, klimatu muzyki.
W tej książce pojawia się też teza, zgodnie z którą pani podchodzi do występów bardzo spontanicznie i czasami lubi pani zaśpiewać piosenkę, której nie było w planie ale akurat na jej zaśpiewanie w danym momencie najdzie panią ochota.
Bardzo często tak się zdarza. Moi muzycy są wtedy zwykle przerażeni. O tym w książce "Maryla. Życie Marii Antoniny" opowiada Adam Sztaba. Zdarza się tak, że jest ogólna kolejność utworów. Ale ja pytam publiczność, co mam zaśpiewać. I jeżeli ktoś wykrzykuje konkretny tytuł to ja to muszę wykonać. Nie wyobrażam sobie inaczej. I odwracam się wtedy do muzyków, powtarzam ten tytuł i widzę przerażenie w oczach. Gram wtedy i śpiewam z gitarą, oni mogą się podłączyć, o ile pamiętają...
Możemy wylosować kolejne pytanie?
Maryla Rodowicz sięga do leżących na stole kartek.
Wychowanie dzieci: dyscyplina czy zaufanie? Hmm... (śmiech) Dyscyplina aczkolwiek ja nigdy jej nie egzekwowałam. Często ścierałam się o to z moim mężem, który ma zupełnie inne poglądy na wychowanie. On próbował wychowywać te dzieci i uważał, że dyscyplina jest bardzo ważna, po czym ja łamałam jego zakazy i zgadzałam się na wiele sytuacji. Myślę, że trzeba mieć zaufanie do dzieci. Dyscyplina jest ważna, ale nigdy nie byłam konsekwentna. To zdaniem mojego męża był wielki błąd.
Gdyby mogła pani cofnąć czas to byłaby pani bardziej konsekwentna w tej sprawie?
Gdybym miała więcej czasu to tak. Są rodzice, którzy pilnują, czy dzieci odrobiły lekcje. Mnie często zdarzało się nie być w domu, ponieważ wyjeżdżałam. Myślę, że dzieci to wykorzystywały, miały zaległości, zdarzało im się nie odrabiać lekcji.
Maryla Rodowicz sięga po kolejną kartkę z pytaniem.
O! Boże Narodzenie: na wyjeździe czy w domu? Boże Narodzenie zawsze w domu, bo kojarzy mi się z rodziną. Bardzo podoba mi się to, że przyjeżdża choinka, która zawsze jest za wysoka, potem jest szukanie siekierki, żeby ją obciąć, potem ubiera się tę choinkę. Lubię takie tradycyjne zachowania wokół Bożego Narodzenia. W przygotowaniu potraw zawsze pomaga mi córka, do której, wskutek braku dyscypliny, nie mogę się dodzwonić od dwóch dni.
Często tak się zdarza?
Z moją córką często. Za to moi synowie zawsze oddzwaniają! Natomiast Kasia jak kamień w wodę, przepadła. Podobno się zakochała, ale to jej nie tłumaczy. Zaczynam się tym denerwować i zdarza mi się pisać na jej Facebooku, i to tym publicznym. Ona potem mówi do mnie "Mama, błagam, nie rób tego na publicznym Facebooku, robisz siarę..." Siara straszna!
Moja córka przez rok pracowała w stajni w Szwajcarii, zajmuje się ujeżdżeniem koni. Nie odzywała się do mnie przez parę dni, była bardzo zajęta, prowadziła jakiś kurs. Ja nie wiedziałam, co się dzieje. Zapytałam na Facebooku, czy ktoś ma telefon do właściciela tej stajni. Ludzie zaczęli mi pomagać. I moja córka dopiero wtedy zorientowała się, że trzeba się odezwać, że to jest po prostu obciach!
Czy pani dzieci są równie wysportowane jak pani?
Starszy syn zaraził mnie pasją do piłki nożnej, w którą grywał często jeszcze w czasach liceum. Natomiast Kasia świetnie pływa i jest bardzo silna. Jeszcze w podstawówce, kiedy na lekcjach wychowania fizycznego było pchanie kulą, ona miała najlepszy wynik w szkole, czyli lepszy nawet od chłopców! (śmiech) Pojawiały się wtedy propozycje trenowania siłowego sportu. Wszystkie dzieci jeżdżą na nartach, ponieważ rokrocznie dbałam o to, żeby wywozić je w góry, głównie do Bukowiny i do Zakopanego. I do tego moje dzieci świetnie pływają.
Pani w tej chwili też dba o swoją formę? Pytam, bo pani ciągle jest kojarzona z dawnymi sukcesami sportowymi, między innymi w sztafecie.
Wie pan, ja pod stołem trzymam ciężarki, które widzę i patrzę na nie codziennie. Ostatnio mam wyrzuty sumienia, bo niedawno siedząc przed telewizorem brałam ciężarki i ćwiczyłam górę, a gdy miałam zapał to ćwiczyłam też dół, czyli nogi i brzuch. Teraz mam wyrzuty sumienia, bo mam tak dużo zajęć, że nie mogę się zmobilizować.
Maryla Rodowicz sięga po kolejną kartkę z pytaniem.
Kołysanka na dobranoc czy czytanie dziecku przed snem? Oczywiście jedno i drugie! Nie mogło i nie może być inaczej!
Jeśli chodzi o czytanie to na stole obok nas leży egzemplarz książki "Maryla. Życie Marii Antoniny". Pani już podobno myśli o drugiej części tej książki, tak wiele jest materiału.
O kontynuacji myślałyśmy z Marią Szabłowską, która zrobiła te wszystkie wywiady już w czasie pisania części pierwszej. Gdy zbierałyśmy materiały i siedziałyśmy z grafikiem okazało się, że już jest czterysta stron. A została jeszcze połowa wywiadów. Wydawnictwo zadeklarowało, że wyda tę drugą książkę w maju.
Podejrzewam, że jest zainteresowanie tą książką, tą kontynuacją od strony pani wschodnich przyjaciół. Myślę o Rosji i o Ukrainie.
Tak, były takie rozmowy. Wszystko jednak zostawiam Wydawnictwu.
Życzę Udanych Świąt i dobrego 2015 roku.
Życzę państwu pogodnych Świąt, żeby udało się odpocząć i żebyśmy postarali się kochać swoją rodzinę, chociaż to często nie jest łatwe. I żeby w nowym roku wszystkie plany wypaliły.