Mucha nie siada! Z Anną Muchą rozmawia Magda Mołek [wywiad]
Miesięcznik SENS
01 grudnia 2014, 12:20·15 minut czytania
Publikacja artykułu: 01 grudnia 2014, 12:20
Kiedy warto posłać paparzzim uśmiech, zamiast posłać ich do diabła? Czy wizerunek musi mówić prawdę?
- Przyszłam z tezą, że Mucha usiadła. Nie kupuję ciebie takiej - mówi Magda Mołek
- Trudno! – odpowiada Anna Mucha…
Wywiad z Anną Muchą z grudniowego wydania miesięcznika Sens
Reklama.
Magda Mołek: Nie lubisz udzielać wywiadów? Dlaczego? Anna Mucha: Hmm...
Może ci pomogę? Może dlatego, że jak sama kiedyś powiedziałaś prawda jest nudna i się nie sprzeda, więc chodzi o to, że trzeba koloryzować, wymyślać?
Mało kto sobie zadaje trud, żeby weryfikować czyjeś słowa. I powiedzmy sobie szczerze, że ludzi częściej interesuje, jaki rozmiar noszę, niż co robię, czym się zajmuję. Ostatnio moja menadżerka spytała, czy mam ochotę w prasie coś skomentować. Uznałam, że jeśli będę miała, to nie muszę udzielać wywiadu, tylko zrobię to na swoim blogu na MamaDu.pl. A poza tym czasami lepiej jak jestem niepytana.
Lepiej, dla kogo?
Lepiej dla mnie. Wywiady mnie już nie rozwijają, nie inspirują. Mogę na palcach jednej ręki policzyć i wyjdzie mi na to, że tylko wywiady z Najsztubem mnie do czegoś sprowokowały. Do myślenia i działania.
Akurat ten, który ostatnio czytałam był chyba niezbyt inspirujący, bo dotyczył twojej ciąży, orgazmu przy porodzie i wymiotowania w bramie...
Ale to po tym jak rozmawiałam z Najsztubem postanowiłam wypełnić aplikację i pojechać do Stanów, do szkoły aktorskiej w Nowym Jorku. Bo wcześniej to było w sferze jakiejś idei, pomysłów, ale nie takich, które realizowałam.
Może brak Ci raczej w życiu autorytetów, skoro potrzebujesz wywiadu, żeby tobą wstrząsnął…
No, to jest niestety możliwe.
Pytanie, kim są ludzie dookoła Ciebie, nie ma na kogo liczyć?
To nie o to chodzi. Mam znajomych, przyjaciół, bliskich, rodzinę, na których absolutnie mogę liczyć, natomiast prawdą jest, że brakuje mi autorytetów i brakuje mi inspiracji. Brakuje mi tego gonienia cały czas, rozwoju.
Ja przyszłam z tezą, że Mucha usiadła. Nie ma już tej dziewczyny sprzed lat. Pełnej wigoru, inteligentnie dowcipnej. Nie kupuję Ciebie...
Trudno.
...bo widzę kobietę, która na przykład przychodzi rozmawiać do telewizyjnego studia o sprawach dotyczących dzieci, z dekoltem od którego - fakt- nie można oderwać wzroku, ale nie ma też mowy, by skupić się na meritum. Po co ta manifestacja?
Celem tej rozmowy, a konkretniej celem tego spotkania było poznanie Małgorzaty Terlikowskiej i zaproszenie jej do pracy na moim portalu MamaDu.
Z zaproszeniem wystarczyło zadzwonić. Dekolt potrzebny do nagłośnienia sprawy? Jesteś cyniczna?
Korzystam z tych narzędzi, które mam. I jeżeli moim celem jest stworzenie portalu, który będzie inny niż wszystkie, to takie rzeczy robię. Chcę żeby to był portal, który jest mądry, czytany, inspirujący, lubiany, który jednocześnie kształtuje społeczeństwo od najmłodszych. Mam taką szansę, traktuję to jako wyzwanie i chcę to zrobić. Ale zaraz, zaraz, kto tu jest cyniczny? TVN 24 zestawiając mnie z Małgorzatą Terlikowską licząc na to, że będzie jatka zamiast spokojnej rozmowy, nie jest cyniczny? Ten, kto ma takie olbrzymie narzędzie i doprowadza do tego, żeby ludzie się wzięli za łby w imię oglądalności? Czy ten, kto korzystając z tej oglądalności może powiedzieć, że możemy razem, mimo bycia po dwóch stronach barykady, stworzyć coś fajnego? Fakt, że pójdę do jakiejś telewizji i powiem o swoim projekcie, zaproszę kogoś do współpracy, wykorzystam czyjąś oglądalność uważam za w porządku. Bo czy telewizja nie wykorzystuje mojej twarzy do przyciągania widza?
Korzysta. Pytanie tylko, czy trzeba sięgać po tę samą broń.
Dlaczego tę samą broń? Ja Ci powiedziałam, że sięgam po podobne narzędzia, ale w imię innego celu. Ja chcę coś zbudować.
Portal dla rodziców to naprawdę jest coś, co fascynuje dziewczynę taką, jak Ty?
Niezwykły jest proces budowania czegoś, co mam nadzieję w moich założeniach będzie miało siłę na miarę akcji „Rodzić po ludzku” Gazety Wyborczej. Ja mam dużo społecznych ciągot, potrzeb.
Byłaś dawno dawno temu radną, ale chyba krótko?
To było dla mnie ciekawe doświadczenie, ale nie szczególnie budujące, w sensie realnego przełożenia na to, co się dzieje i jak żyjemy dookoła.
Czyli nie widziałaś efektów swojego zaangażowania?
Nie widziałam i czułam, że tam moja energia niepotrzebne się spala, że ja chcę zrobić coś innego. Tam byłam wciskana w garnitur, który kompletnie do mnie nie pasuje.
No, bo to jest polityka. Ale tu jeszcze potrzebny jest gen społecznikowski. Chcesz powiedzieć, że go masz?
Tak. I to jest moja ułomność. Żyłoby mi się spokojniej, ciszej, bez żadnego problemu, gdybym tego nie miała. Byłoby mi lżej. Nie musiałabym patrzeć na niektóre rzeczy i nie wkurzałyby nie tak. Nie doprowadzałyby mnie do takiej szewskiej pasji. Po co mi to w ogóle? Nie jest mi to do niczego potrzebne. Ten mój lichy wzrost i ten gen, to jest kara boska!
Nie masz wrażenia, że przestałaś inspirować?
Ludzie się zmieniają. Myślę, że skupiłam się na czym innym.
I rola zaangażowanej społecznie matki walczącej o przewijaki, prawo do nagości maluchów na plażach to jest zgodne z tobą? Pasuje ci to?
Jeżeli cokolwiek jest niezgodne ze mną, to ja o tym mówię.
Kiedyś ostro wypowiedziałaś się o posiadaniu dzieci. Zmiękłaś? Podobno jest tak, że odpływ zainteresowania tematem dziecka następuje, gdy ono kończy 5 lat. Wcześniej działasz pod wpływem hormonów i że tak powiem szczególnie rozumianego szczęścia. No, ale ten temat zawsze będzie mi bliski. I już za każdym razem, gdy oglądam film, w którym dzieje się jakaś krzywda komuś, a już dziecku szczególnie, to mnie to dotyka albo mocno wzrusza.
Ty, propagatorka hasła „po co nam dzieci”, zwolenniczka ostrych polemik i właścicielka ciętego języka, dajesz sobie prawo do bycia miękką?
Tak. Ale też już mi się nie chce walczyć o pewne rzeczy. Nie chce mi się tracić energii na rzeczy, które nie są istotne.
Sukces zawodowy jest istotny?
Gram w teatrze, w komedii „Single i Remiksy”. Bilety rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Ludzie śmieją sie na głos, wychodzą z rozmazanym makijażem, powtarzając najlepsze teksty... Ciężko byłoby rezygnować z sukcesu i niesienia ludziom radości w imię spełniania czyiś amibicji. Bo należałoby, bo wypada... Jesteśmy mega dobrze przyjmowani i jestem chyba rozpuszczona, bo nie dziwi mnie już owacja na stojąco.
Często zdarza się, że musisz myśleć za innych?
Ty i ja jesteśmy zodiakalnymi bykami. Obie wiemy, gdzie są granice naszej cierpliwości. I wiemy, że to nie jest wcale krótki loncik. Że owszem, możemy się denerwować, ale rozumiemy wiele rzeczy i jesteśmy w stanie spojrzeć na pewne sprawy szeroko.
Jaki wpływ na twoje dzieci ma zawód , który wykonujesz?
Jestem workiem treningowym, że tak powiem muszką u celu. Jestem w stanie wszystko zrobić, żeby odwrócić uwagę od nich, mogę nawet wyskoczyć z pudełka, żeby dzieciaki były szczęśliwe i spokojne. Cokolwiek się będzie działo, spokój moich dzieci jest o tyle najważniejszy, że jeśli ktoś sobie mnie bierze na cel to proszę bardzo. To ja mogę mu dostarczyć różnego rodzaju rozrywek.
Zamierzasz chronić przed mediami swoje dzieci?
Tak! I dlatego nie mam sesji z dziećmi, nie chadzam z nimi na imprezy, gdzie są media, nawet jeśli są to imprezy dla dzieci. Chciałabym, żebyśmy ustanowili takie prawo, które ma chronić tę mniejszość, w której jesteśmy i żeby na przykład fotograf nie mógł w ogóle nawet wyciągać aparatu w sytuacjach, w których sobie tego ewidentnie nie życzymy. Czyli na przykład, kiedy jesteśmy z dziećmi w parku i na ulicy, w sytuacjach, kiedy jesteśmy w szpitalu, na cmentarzu.
Obawiam się, że po tym słowach wiele osób powie...
Że jestem hipokrytką?
W powszechnym odbiorze jesteś osobą, która z paparazzi flirtuje, prawie wszystkie twoje zdjęcia, zrobione na ulicy w sytuacjach prywatnych, pokazują jak Anna Mucha jest zadowolona z tego, że ktoś jej robi zdjęcia, na przykład na parkingu.
A próbowałaś strzelać do paparazzi?
Strzelać?
Nie wiem.. z wiatrówki? Wiesz, co by było na zdjęciu, gdyby ustrzelił cię paparazzi, do którego strzelasz? Byłabyś ty z bronią, z wściekłą miną. I wiesz, co można zrobić z takim zdjęciem? Wszystko. Można dopisać, Że strzelałam do staruszki, która przechodziła za wolno na pasach i ją pospieszałam, albo że strzelałam do dziecka.
Może zamiast strzelać do kogokolwiek, wystarczy, że nie będziesz uśmiechać się do obiektywu?
To będę na tych zdjęciach wściekła, niezadowolona, nieszczęśliwa. To, że ktoś się uśmiecha, to nie znaczy, że należy go gwałcić na rogu. Zmieńmy to myślenie!
Wiesz, co będzie, jeśli będziesz nieszczęśliwa i niezadowolona na zdjęciu? „O, chyba ma kłopoty w domu, chyba partner ją zdradza albo ją bije. O, chyba tam jest wielkie nieszczęście. I co to oznacza? Nikt nie chce się identyfikować z nieszczęściem. Choćby firma kosmetyczna, czy firma samochodowa, czy ktokolwiek inny. A ja nie będę robiła specjalnie wywiadów i fotografowała się z dziećmi, żeby zapewniać wszystkich, jaka to ja jestem bardzo szczęśliwa. Ponieważ mogę wyjść z domu i po prostu się do kogoś uśmiechnąć. I nie, że się uśmiecham do paparata. Tylko się uśmiecham do siebie, do ciebie, być może, przyjazny mi czytelniku. Jeżeli wychodzę na ulicę i mam robione zdjęcie, to koniec końców lepiej wyjść na tym zdjęciu ładnie i na uśmiechniętą niż na sucz, która jest ciągle wściekła, niezadowolona, zła i nieszczęśliwa. Ja po pierwsze nie mam tego w naturze, gdyż ponieważ nie jestem suczą i nie jestem niezadowolona, jestem bardzo sympatyczna, bardzo! Prawda proszę pana?
(Ania potwierdza to u kelnera)
Poza tym Ty możesz robić różne rzeczy, żeby nie uchodzić za wyniosłą blondynkę i królową śniegu. A ja mogę robić inne rzeczy, choć często i tak one będą wykorzystywane przeciwko mnie, jakbym się nie starała.
Robiłaś ustawki z papparazzi?
Ustawka w moim rozumieniu to jest świadome wydzwanianie do kogoś i proszenie i mówienie, że tu i tu, o tej i o tej godzinie będę, proszę zrób mi zdjęcie. Nigdy w życiu ani ja, ani moi ludzie tego nie zrobili. Ustawka to nie jest wyjście z domu. A oni stali pod moim domem non stop, próbowali się włamać do szpitala, przebierali się za budowlańców wtedy, kiedy rodziłam i myślisz, że ja ich zapraszałam? Po co ja wydawałam pieniądze na ochronę, jeśli chciałabym mieć zdjęcia z sali porodowej? Jak myślisz, po co wyklejam szyby w mieszkaniu od strony ulicy, skoro niby chcę, żeby mi w domu zrobiono zdjęcie? Czy ja mam się wściekać za każdym razem jak widzę jakiegoś faceta z aparatem? Mam mieć za każdym razem zaciętą minę? Nie, mogę się tylko uśmiechnąć a swoje pomyśleć. Nie będę z nimi walczyć, nie będę się rzucała na nich, bo mi się już nie chcę. Rozumiesz? A to, że zdaniem niektórych jestem tak zwaną królową ustawek - proszę mi udowodnić.
Masz tak piękne ciało na tych wszystkich okładkach? Sprzedajesz nam prawdę?
Ja w to wierzę, co sprzedaję. Już dawno powiedziałam, że photoshop jest najlepszym przyjacielem kobiety. Błagam, nie czepiaj się.
No, masz alibi, ale sprzedajesz bajkę.
Ale każda z nas w tej chwili już może korzystać z przywilejów tej bajki.
Każda? Anonimowa pani w, dajmy na to Częstochowie, już nie.
A może ona ma tak doczepione rzęsy, że ani ja ani ty w życiu byśmy nie wpadły na to.
Pytałam o photoshopa.
Ale mówimy o oszukiwaniu. Pani Zosia z Częstochowy zrobiła sobie właśnie operację cycków, bo już wie, że może i chce. A ja na przykład wiem, że będę chciała mieć jeszcze jedno dziecko i muszę się 15 razy zastanowić nad tym, czy przypadkiem operacja cycków nie spowoduje, że na przykład nie będę mogła karmić. A jest to dla mnie znacznie ważniejsze niż operacja cycków. Anonimowa pani ma tę komfortową sytuację, że jej za przeproszeniem tyłek obgadują tylko koleżanki na poczcie. A mój obgadują i panie na poczcie, i pani Zosia, i panie w mięsnym, i panie w maglu, i pan na stacji benzynowej.
Ale ty nie musisz tego tyłka pokazywać, masz wybór.
To prawda. Natomiast to, że wybrałam taki, a nie inny zawód, nie świadczy jeszcze o tym, że mam nie mieć swoich praw oraz nie zasługiwać na pewien elementarny szacunek, jakim jest na przykład prawo do prywatności. I jak ktoś robi zdjęcie mojemu dziecku, kiedy jesteśmy na przykład na spacerze w parku, to uważam to za okropne, bo z jakiego powodu moja córka ma się stresować, tudzież czuć, że ja się stresuję, bo ktoś nas śledzi. Potem publikuje na przykład te zdjęcia w Internecie, zakrywa twarz, ale nie chroni jej przed tym, żeby ktoś na podstawie jej ubrania powiedział, że córka na przykład jest gruba albo, że jest brzydka. I to są takie rzeczy, na które ja dzisiaj nie musze zwracać uwagi, ponieważ Stefania nie siedzi przed komputerem i nie czyta komentarzy. Ale nie wiem, czy jak będzie miała lat 8, to już tego nie będzie robiła.
Dzieci w szkole jej o tym przypomną.
Skoro mamunia zdecydowała, że będzie tak pracowała, to jeszcze nie jest powód, że by moje dzieci nie były chronione. A fakt, że ja pracuję i robię to, co robię nie świadczy o tym, że jak zamykam drzwi swojego domu, albo jak spędzam czas ze swoją rodziną, albo jak spędzam czas ze swoim być może kochankiem, to nie mam szansy na spokój. Tylko muszę się ciągle rozglądać i ukrywać rodzinę. Ja się nie powinnam kryć, nie powinnam się bać, uciekać.
Jaki jest twój wizerunek w mediach?
Patchworkowy.
Pasuje ci to?
Wiesz, co, i tak i nie, bo ja myślę, że wiele rzeczy, które zostały o mnie albo wokół mnie powiedziane, wokół mnie narosły, nie są prawdziwe. Na przykład wracając już do tego mojego obsesyjnego myślenia o pracy. Nie zasłużyłam sobie na wiele komentarzy, które tę pracę deprecjonują.
Bo zawodowo jesteś „Madzią z serialu”?
To mi nie przeszkadza. Jeżeli ktoś się nie zna i nie orientuje w tym, co robię, to to klepie. Natomiast o tyle mi to nie przeszkadza, że na tę Magdę, wolałabym jednak, żeby to była Magda w serialu…
Ale funkcjonuje jako „Madzia” No wiem, wiem. Ale ta bohaterka już robi wszystko, żeby jednak była Magdą. Więc o tyle to mi nie przeszkadza, że po pierwsze coś za tym idzie. Ludzie chodzą do teatru, żeby zobaczyć mnie w innej niż rola Magda z „M jak miłość”.
Ale na przykład reżyser Wojciech Smarzowski nie dzwoni z propozycją roli?
No Smarzowski nie dzwoni, ale czy ja muszę sobie podcinać żyły z tego tytułu? Ale zadzwonił do mnie Królikiewicz, dostałam rolę w jego filmie fabularnym Sąsiady, który miał pokaz na festiwalu filmowym w Gdyni. Przeczytałam później jedną recenzję pod tytułem, że Mucha i Pudzian fajnie, czy też świetnie… ja wiem, niuans. (TO ŁUKASZ MACIEJEWSKI, ZNANY I CENIONY KRYTYK FILMOWY, NAPISAL: MUCHA I PUDZIANOWSKI TEZ ZRESZTĄ ŚWIETNI) Usłyszałam recenzję od jednej z dziennikarek, której kolega siedząc obok i oglądając ten film powiedział „ty, to Mucha umie grać?”. To jest nieprawdopodobne w ogóle, niewiarygodne.
Masz talent?
Mam.
Do czego?
Oj, do wielu rzeczy.
Do czego głównie?
Świetnie robię na przykład ciasto drożdżowe.
To pewnie za mało dla reżysera czy scenarzysty, żeby napisać dla ciebie rolę...
To zależy od tego, czy lubi dobrze zjeść . A tak serio - myślę, że mam talent do tego, żeby… wiem, że to też pokracznie brzmi, ale do tego, żeby nie być obojętna ludziom. Że wyzwalam emocje. To są różne emocje, różne stany. Że nawet, jeśli ktoś nie jest w stanie mnie jednoznacznie ocenić, to chce się w ogóle mną zainteresować i zawiesić na mnie wzrok, skupić uwagę.
Jesteś magnetyczna. Ale czy to jest talent?
W moim zawodzie to jest talent. Dar.
A Mucha umie grać?
Umiem.
A gdzie to udowodniłaś?
Wiesz co, no jeszcze o "Sąsiadach" nie powinnam się wypowiadać, dlatego, że..
To nie jest główna rola?
Nie, to jest taka zbitka epizodów, krótkich historyjek. Rzecz się dzieje w Łodzi i opowiada o ludziach, którzy są społecznie wykluczeni głównie ze względu na biedę, która ich dotknęła. Obsada to absolutna plejada nazwisk. Głowacki, Poniedziałek, Herman, Błaszczyk, Dałkowska… I tu udowodniłam, że gram. Wiesz co, udowadniam to mniej więcej, co weekend w teatrze, z lepszym albo gorszym skutkiem, ale to weryfikuje się codziennie. Udowadniam to grając, co prawda nielicznie w różnych filmach, czym sobie na przykład zaskarbiam wyjątkowe uznanie, na przykład nominację do Maliny.
Tę nagrodę akurat przyznają za kiepskie role.
Ale ja nie powiedziałam, że gram dobrze. Ja powiedziałam, że mam talent, i że gram. Uważam, że są lepsze momenty i gorsze. To też dużo zależy od reszty ekipy, pracy zespołowej. To ja świecę twarzą. A tak naprawdę jak się odbiera Oscary to się mówi o pracy zespołowej. I dlaczego tak jest, że u Królikiewicza Mucha potrafi grać, a u Iksińskiego nie potrafi? Magda, ja nie narzekam, mam wypełniony kalendarz do końca kwietnia następnego roku. Mogę się skupiać na tym, co mam w najlepszym rozumianym tego słowa sensie, albo teraz się bardzo napinać, żeby udawać kogoś innego, kim nie jestem i nie będę. I iść na przykład ubrana w czarnych powłóczystych ciuchach i mówić, że ja jestem artystką.
A tymczasem ciągle biegasz w szpilkach.
Skoro ciągle biegam w szpilkach, dobrym samochodem się wożę i na pewno nigdy zakupów nie zrobiłam w supermarkecie, czy w warzywniaku na rogu, więc co ja wiem o życiu? Gówno wiem! Nie chce mi się nikomu udowadniać, że może być inaczej... Choć to jest męczące. I jeszcze a propos wizerunku. Totalnie rozbawionej, rozhasanej, imprezującej dziewczyny. Nikt, żaden dziennikarz, tudzież prawie dziennikarz, bo też obcuję z takimi, nikt nigdy nie zadał sobie trudu, żeby policzyć, na ilu imprezach bywałam któregokolwiek roku i z jakiej okazji. A zapewniam, że nie byłoby to skomplikowane. Wystarczy umieć liczyć do 10.
„Masz być wolna, po to stworzył cię Bóg.” – takie słowa wypowiada postać, którą grałaś w „Pannie nikt” u Andrzeja Wajdy. Odnosisz to wciąż do siebie prywatnie?
A może moim celem na przykład jest bawienie ludzi, dostarczanie im szeroko pojętej rozrywki? Bo rozrywka to nie zawsze znaczy, że się wszyscy będziemy śmiać. Wiem o tym, że ludzkość sobie poradzi bez przewijaków. Nawet, jeśli będę o nie walczyła, albo starała się dogadać. A muszę się starać tak dogadać, żeby te przewijaki były, a ja żebym nie wychodziła na jędzę, że tych przewijaków nie ma. Na tym polega ta mądrość. Bo walka to nie znaczy zacięta mina i dźganie na prawo i lewo różnymi argumentami. Walka czasami oznacza to, że robisz coś, za co nadal cię ludzie cenią i szanują, a jednocześnie lubią i chcą ci pomagać. Jednocześnie nikt się nie wścieka. Nikt nie ma do ciebie o to pretensji. Ja uważam, że niewielu jest ludzi, którzy tak potrafią. Wiesz, co jest sztuką dyplomacji? Powiedzieć komuś spadaj tak, żeby ten się ucieszył, że może się spakować i zabrać walizki. Więc generalnie rzecz biorąc, muszę się nauczyć tego, żeby ludzie mnie lubili. Żeby chcieli ze mną być, ponieważ będą chcieli ze mną pewne cele i pewne idee wdrażać. Nie chcę dzielić ludzi niechęcią i nienawiścią i złością.
Wybierasz dobro?
Naiwne to, co?
Nie, jeśli naprawdę tak jest, jeśli nie jest to merkantylne..
O Jezu, na koniec chciałabym też zapłacić rachunki, ja nie jestem świętą Teresą.
Do czego zainspirował Cię ten wywiad dziś? Odczep się. Może do tego, żeby rzeczywiście pamiętać o tym, co jest najważniejsze.
A co jest najważniejsze?
Święty spokój. Czego ja jestem najlepszym dowodem.
Powiedziała to ta, która ma ciągle towarzystwo paparazzi. Na nasze spotkanie też przyjechałaś „z ogonem”?