
REKLAMA
Michał Dobrołowicz: Czy Pana córki są też czytelniczkami Pana książek, powieści takich jak "Samotność w sieci" czy "Bikini"?
Janusz Leon Wiśniewski: Nie, a to dlatego, że moje córki mają problemy z czytaniem po polsku. Za to słuchają moich książek w formie audiobooków po polsku. "Samotność w sieci" jest trochę tabuizowanym tytułem, tam jest sporo elementów emocjonalności, erotyki. Córki mają problemy z erotyzmem ojca. One są zdziwione, że takie myśli w głowie ich ojca w ogóle się pojawiają. Szczególnie, że chodzi o ojca-naukowca. Im się wydawało, że zajmuję się tylko algorytmami i wzorami chemicznymi. A tutaj okazało się, że jestem romantyczny, że myślę o erotyce.
Córkom, gdy są małe, wydaje się, że ojciec miał seks w życiu dwa razy. "Za pierwszym razem urodziłam się ja, a za drugim moja siostra. Więcej to się nie odbywało" - to jest takie myślenie (śmiech). Teraz gdy moje córki są starsze patrzą na to inaczej znając oczywiście swoje relacje z mężczyznami. Natomiast ten element mojego pisarstwa nie wywołuje żadnego tsunami. One się przyzwyczaiły, ponieważ nie znają mojej popularności w Polsce. Wiedzą, że jestem popularny, ale patrzą na to z perspektywy tego, że są w Niemczech. I z tego bardzo się cieszę.
Moje córki nie patrzą na mnie ani jako na naukowca, ani jako na autora, przede wszystkim jak na ojca. Radzą się mnie.
W jakich tematach?
W temacie edukacji na przykład. Prosiły mnie o radę, gdy zastanawiały się, jaki kierunek studiów warto wybrać. Ale już w sprawach emocjonalnych moje córki nie zgłaszają się do mnie. Tutaj uważają, że lepiej niż ojciec może wspomóc je mama. O ich pierwszych zawodach miłosnych na pewno wcześniej ode mnie wiedziała moja żona.
Jak to jest być ojcem już dorosłych córek?
Relacje z dorosłymi córkami są na pewno inne niż wtedy, gdy były one małymi dziewczynkami. Gdybym miał siebie podsumować, powiem szczerze: nie byłem idealnym ojcem. Uważam, że zbyt mało bajek czytałem moim dzieciom, zbyt bardzo zajęty byłem zapewnieniem im bytu materialnego, szczególnie jako emigrant. Gdy wyemigrowaliśmy do Niemiec moja starsza córka miała 4 lata, a młodsza dopiero się urodziła we Frankfurcie nad Menem. Skupiłem się więc bardzo na zapewnieniu im godziwego bytu.
Obie są świetnie wykształcone.
To prawda. Jedna z nich zrobiła doktorat z bioinformatyki. Mówiąc szczerze, nie dałbym sobie dobrej noty za moje ojcostwo w obecnej perspektywie. Wiem, że powinienem spędzać z nimi więcej czasu, a nie tylko dbać o to, żeby miały wszystko, co jest im do życia potrzebne. Wiem, że dużo ważniejsze od spędzania wakacji w urokliwych miejscach naszego globu są rozmowy z dziećmi. Czytałem moim córkom mało bajek - tak to mogę podsumować. Za to napisałem im jedną bajkę: "W poszukiwaniu najważniejszego. Bajka trochę naukowa". Ta bajka jest pewną próbą usprawiedliwienia się. Mam nadzieję, że moje córki będą ją czytać swoim dzieciom.
Czy córki podglądają Pana na Facebooku?
Oczywiście, że tak. One mają nawet specjalny status bliskiego znajomego. I pewnie też mam taki status u nich. Ale nie komentują tego, co ja wklejam na Facebooku. Chciałbym, i to też było moje założenie, żeby na moim profilu było bardzo mało informacji z mojego życia prywatnego. Chcę to oddzielić i chcę tę prywatność zachować. Chronię też ich prywatność. Nie chcę, żeby one były utożsamiane z tym, że są córkami Jnausza Leona Wiśniewskiego.
Jeśli mają taką ochotę to lubią to, co ja wrzucam na Facebooku. Ale generalnie bardziej mi to komentują do ucha, najczęściej telefonicznie, niż dokonują elektronicznego polubienia.
Jakiego typu są to komentarze?
Sa to komentarze zadziwiające. Na przykład moja córka powiedziała mi kiedyś: "Tata, ty chcesz cały czas edukować". U mnie faktycznie pojawia się dużo wpisów, w których przekazuję różne informacje: opowiadam o rocznicach, o urodzinach poetów, o nowych odkryciach naukowych, interpretuję te odkrycia naukowe. Jeśli piszę o kimś to odbrązawiam te postaci, które były mocno zabrązowione u nas.
Opowiadam o tym, że ci poeci, którzy są często bardzo cenieni u nas byli w życiu łajdakami w różnych sytuacji i coś takiego wyciągam. Moje córki uważają, że w ten sposób odstraszam od siebie ludzi, że za dużo jest tam wiedzy. Ale celowo nawet na Facebooku nie przestaję być nauczycielem. Temu wszystkiemu towarzyszy cały czas umowa między mną a moimi córkami, że chronimy naszą prywatność. I zawsze, gdy chcę o nich wspomnieć na swoim profilu, to wcześniej z nimi to ustalam.
W jaki sposób rozmawiał Pan ze swoimi córkami o seksualności? Czy miał Pan swój sposób, żeby takie informacje przekazać?
W tej sprawie w Niemczech jest o wiele łatwiej rodzicom. Odkładałem problem mówienia o seksualnosci na trochę później. A potem okazało się, że już szkoły niemieckie zrobiły to za mnie dużo wcześniej niż się spodziewałem. Wyjechałem z Polski - z kraju, w którym w ogóle edukacji seksualnej nie było w szkołach. Natomiast tam już w czwartej klasie szkoły podstawowej dzieci bawią się modelami kobiet, które rozkładają, wyciągają malutkie laleczki z ich brzuchów. Już w takim wieku dzieciom opowiada się o seksualności.
Gdy dowiedziałem się o tym i przejrzałem ich podręczniki, to zadałem tylko pytanie, czy wszystko zrozumiały z tej lekcji, czy chcą coś dodatkowego wiedzieć. I w takiej sytacji nie musiałem prowadzić dodatkowych rozmów. I one nie miały dodatkowych pytań. W podręcznikach wszystko było opisane bez żadnych emocji i bez dylematów obyczajowych. Niemcy słyną z tego, że o seksualności mówią otwarcie, wcześnie i bardzo zabezpieczająco. Dlatego też liczba niechcianych w ciąż w Niemczech jest dużo mniejsza niż u nas. Dużo niższa niż w Polsce jest też liczba dopuszczalnych aborcji.