- Bliźnięta oznaczają dwa razy więcej czułości, dwa razy więcej miłości, dwa razy więcej ciepła. Tylko pracy przy nich nie jest dwa razy więcej niż przy pojedynczym dziecku - o karmieniu piersią, o tym, jak jej znajomi reagowali, gdy okazało się, że jest w bliźniaczej ciąży i o słuchaniu przez dzieci muzyki Mozarta, Michałowi Dobrołowiczowi opowiada aktorka i matka czwórki dzieci, Małgorzata Lewińska.
Małgorzata Lewińska: Ja jestem bardzo różną mamą, bo jestem teraz mamą jakby trzech różnych pokoleń. Najłatwiej jest być mamą tych maleńkich dzieci. Przekonałam się o tym choćby wczoraj, gdy od mojej prawie 16-letniej córki, która jest w tzw. trudnym wieku usłyszałam delikatną uwagę związaną z tym, że nie mówię do niej z taką czułością i nie przytulam jej tak często, jak moje 8-miesięczne bliźniaki...
Wtedy uświadomiłam sobie, że mimo że przecież przytulam 16-letnią Helenę, mówię jej ciepłe słowa, to rzeczywiście w perspektywie całego dnia często bywa więcej słownych potyczek niż słodkiego ćwierkania. Dlatego łatwiej jest być mamą takich maleńkich dzieci niż matką 16-latki z coraz to poważniejszymi problemami czy matką dorosłej kobiety, jak to jest w przypadku mojej starszej córki, która ma 22 lata. Ale emocjonalnie ja je wszystkie traktuję jak maleńkie dzieci.
Czyli jest Pani różną mamą?
Tak! Na pewno jestem mamą bardzo zaangażowaną, opiekuńczą, zadaniową, lecz niestety w przypadku relacji ze starszymi dziećmi mało wylewną. Hołdującą zgubnej często zasadzie, że ważniejsze są czyny niż słowa. Chciałabym by córki doceniały moje zaangażowanie rozgrzeszając mnie z braku tkliwości. Moim zdaniem w tym wszystkim trzeba znaleźć złoty środek. Bo jako mama z 22-letnim stażem (śmiech) wiem, że te ciepłe gesty i słowa są równie ważne. I teraz mam okazję widzieć, jakie to naturalne... W przypadku maleńkiego dziecka mamy absolutną równowagę między czułością okazywaną gestami a troskliwością wynikającą z czynów wobec tego dziecka. To wszystko można wyważyć. Oczywiście dużo trudniej gdy mamy do czynienia z buntem.
Czy cały czas uczy się Pani być mamą?
Tak, dzięki temu, że niańczę teraz bliźnięta, przechodzę lekcję-repetytorium, jak być matką... dla moich starszych córek. Repetytorium z bezwarunkowej tkliwości , czułości i wylewności. Często łapię się na tym, kiedy patrzę na moją 16-letnią Helcię czy dorosłą już Nastkę, gdy ta irytuje mnie czasem swoją niedojrzałością i myślę sobie: "No tak, one też były kiedyś takimi maleńkimi oseskami, to było przed chwilą! Jak cudownie byłoby, gdyby to trwało wieczność". Ale to nie trwa! I dlatego w macierzyństwie najbardziej lubię ten najwcześniejszy okres, bo mimo ciężkiej pracy jest on najłatwiejszy. Dzieci są bezbronne, nie pyskują, jesteśmy dla nich całym światem. A potem okazuje się, że to są odrębne istoty, samodzielnie myślące, nierzadko majace zupełnie inne zdanie.
Czy teraz ta przyjemność jest większa, bo to jest przyjemność razy 2 w przypadku bliźniąt?
To prawda! Mówi się często, że bliźniaki to podwójne szczęście. I ja to potwierdzam. Szczęście, energia, miłość, ciepło - możemy tu wymieniać mnóstwo uczuć, które kręcą się wokół niemowlaka. To nam się kumuluje razy dwa. Dwa razy więcej miłości. Dwa razy więcej ciepła. Dwa razy więcej cierpliwości. Wszystkiego więcej. Natomiast pracy przy bliźniakach nie jest dwa razy tyle co przy pojedynczym dziecku, tylko powiedziałabym że warstwie obowiązków to jest półtora dziecka, no i niestety dwa razy tyle papierów i dokumentów...
A ile tęsknoty? Bo Pani pewnie często nie ma w domu, jest Pani zajęta jako aktorka.
Tęsknota oczywiście pojawia się, choćby w tej chwili, aczkolwiek ja zawsze dbałam o to, żeby w pierwszym roku życia moich dzieci być blisko nich i tak decydować o swoich planach, żeby nie zwariować. Co nie oznacza, że rezygnuję ze swojego zawodu. Po prostu tak organizuję swoją pracę, żeby nie ucierpiały na tym dzieci i żeby nie tracić tych niepowtarzalnych chwil z nimi. Jest to dla mnie tym ważniejsze, że karmię piersią.
Rozumiem, że nikt Pani do tego nie namawiał i nie przekonywał? Tylko wynikało to z Pani przeczucia?
Nikt nigdy mnie nie namawiał do tego. Poza tym nie karmiąc moich najmłodszych dzieci piersią czułabym się bardzo niekomfortowo – to byłaby niesprawiedliwość. To dlatego, że moje starsze córki karmiłam piersią: każdą przez ponad rok. Dyskusja o tym, czy należy karmić piersią czy nie, przypomina mi trochę dyskusję o tym, czy warto szczepić dzieci czy nie warto.
Mam na ten temat swoją teorię podpartą ogromną wiedzą lekarzy, położnych i osób zawodowo zajmujących się laktacją. Pokarm jest w głowie a organizm doskonale wiem dla kogo i ile wyprodukować mleka. Jeśli matka nie jest zdeterminowana lub wręcz nie ma ochoty karmić – nie będzie, po prostu. I ma do tego absolutne prawo. Oczywiście, są takie sytuacje, gdy kobieta ma braki lub zaniki gruczołów mlekowych lub przechodzi jakieś silne załamanie zdrowotne czy nerwowe, które mimo dobrych chęci uniemożliwiają jej karmienie. Często też problemy z karmieniem nie wynikają z winy matki czy jej organizmu, tylko z winy lekarzy i położnych opiekujących się kobietami w ciąży i połogu. Mówi się, że z pustego i Salomon nie naleje, a ja znam takich fachowców, którzy to potrafią.
Czy tego typu przemyślenia zachęciły Panią do otwarcia bloga "Małgosia do kwadratu", gdzie dzieli się Pani informacjami o swoim macierzyństwie?
Mój blog traktuję trochę jak moją kronikę jako matki. Gdy zostałam mamą po raz kolejny, to na przykład zaczęłam żałować, że jeśli chodzi o moje dorosłe dzieci, to nie mam tylu zdjęć i tylu filmów, ile chciałabym mieć. Zaczęłam żałować, że nie zapisałam sobie, kiedy moje dzieci powiedziały pierwsze słowo. Ja tego po prostu nie pamiętam. I blog wziął się też w dużej części z chęci uporządkowania tego wszystkiego, żeby te ważne rzeczy nigdzie nie umknęły. Pomysł jego powstania wziął się jednak przede wszystkim ze społecznej potrzeby. Gdy zaglądałam do internetu i szukałam informacji o ciąży bliźniaczej i bliźniakach doszłam do wniosku, że merytorycznych, praktycznych popartych wiedzą lekarzy i położników informacji jest bardzo mało. W swoim blogu staram się więc oddzielać wiedzę merytoryczną od emocji i odczuć.
Drugim ważnym powodem było „odczarowanie” złej sławy bliźniat. Chciałam pokazać też, że ciążę bliźniaczą i bycie matką bliźniąt można normalnie znieść (śmiech). Gdy ja mówię różnym osobom, że mam 8-miesięczne bliźniaki, to słyszę bardzo różne reakcje. W większości brzmią one tak: "O, Jezu, współczuję!" albo "O, rany, ale pani to ma roboty!". Rzadko kiedy ktoś mówi "Ojej, gratuluję, to podwójne szczęście!". Wiem, że w niektórych kulturach posiadanie bliźniąt traktowane jest jako wyjątkowe naznaczenie. I ja też tak to traktuję. Musiałam sobie czymś zasłużyć, że mnie to spotkało. Bliźnięta nie trafiają się tak po prostu każdemu, dostają je wyjątkowi. Dlatego otwierając bloga pragnęłam podzielic się z czytelniczkami i mam nadzieję z czytelnikami również, pozytywnym nastawieniem.
Jaką informację mogłaby Pani przekazać naszym czytelniczkom, które są w ciąży bliźniaczej i spotykają się właśnie z takimi reakcjami?
Mogę im powiedzieć, żeby się nie bały! Żeby przede wszystkim pomyślały, że skoro z jednym dzieckiem można sobie dać radę, to z drugim jest tak samo. (śmiech) Mogę powiedzieć, że grunt to dobra organizacja i doradzić, żeby do prowadzenia ciąż szukały rady u lekarzy, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu ciąż bliźniaczych. Bardzo ważne,by pamiętały o wyborze właściwego szpitala - przygotowanego na przyjście na świat bliźniąt.
Czy Pani była aktywna tańcząc i gimnastykując się w czasie ciąży?
Tak, ale proszę pamiętać, że jestem osobą wysportowaną. Miałam premierę spektaklu muzycznego „Showbizz”, gdy byłam w dwudziestym tygodniu ciąży. Miałam już wtedy wyraźny brzuszek, ale czułam się bardzo dobrze. Po tej premierze zagrałam jeszcze jeden spektakl, ale wiedziałam, że potem muszę już zwolnić. A więc zostały mi pływanie i pilates dla ciężarnych. W moim przypadku nie było żadnych przeciwskazań do ruchu i do gimnastyki, poza pamiętaniem, że to ciąża bliźniacza, wysokiego ryzyka! Ale były też takie momenty, kiedy sama czułam, że muszę odpocząć i danego dnia będę leżeć i nie ruszać się w ogóle. Krótko mówiąc, trzeba cały czas wsłuchiwać się w swoje ciało, rozum i przede wszystkim słowa mądrego lekarza.
O czym Pani marzy jako matka?
Ja marzę o tym, żeby moje dzieci były zdrowe. I żeby były szczęśliwe. I oby były dobrymi ludźmi.
Podobnymi do Pani?
Bardzo chciałabym mieć poczucie, że nauka, jaką im dałam nie poszła w las. Że te wartości, które w nich zaszczepiałam , przyjęły się i wytworzyły przeciwciała na okrucieństwo, nieuczciwość, kłamstwo, hipokryzję...I że z tego ziarna, które ja zasadziłam coś fajnego wyrośnie. już wyrasta! Jednocześnie jestem świadoma tego, że gdy moje dzieci dorosną mogą być zupełnie inne niż ja. Łatwo jest zapomnieć się i chcieć stwarzać drugiego człowieka na podobieństwo siebie samego. Trzeba jednak pamiętać, że dziecko to zupełnie autonomiczna istota. Chciałabym, żeby moje dzieci były spełnionymi i samodzielnymi ludźmi. Wiem, że to jest bardzo ważne: żeby być tą stanowiącą o sobie jednostką. Mieć silny kręgosłup budowany w domu przez rodziców, ale być jednocześnie samodzielnym w świecie.
Czy umiejętności aktorskie przydawały się i przydają Pani w wychowaniu dzieci?
Często moja ekspresyjność przeszkadza moim starszym dzieciom, zwłaszcza w sytuacjach nerwowych. Ale wiem też, że moim maluchom ta ekspresyjność bardzo odpowiada. Uwielbienie do moich możliwości rośnie, gdy dzieci są małe, a maleje, gdy dzieci robią się starsze.
Czyli pewnie czasami Pani śpiewa albo gra i scenki prezentuje przed bliźniakami...
Nikogo nie gram przed dziećmi, chyba że naśladuję głosy, śpiewam, wygłupiam się po prostu. Mogę też liczyć na Helę. Już dziewiąty rok uczy się w szkole muzycznej. Pięknie śpiewa i gra na wiolonczeli i gitarze. Starsza siostra, Nastka fantastycznie śpiewa klasycznie. To niby wygłupy, ale efekt jest zawodowy, a maluchy to uwielbiają.
Bliźnięta mają ulubioną kołysankę?
Bardzo lubią "Somewhere over the rainbow" z "Czarnoksiężnika z Krainy Oz", karmiłam ich tym już w brzuchu. Poza tym bardzo lubią muzykę Mozarta i w ogóle lubią śpiewanie.