Keith Richards
Keith Richards Screen z Twittera
Reklama.
Kim był Theodore Augustus Dupree?
Kim był Theodore Augustus Dupree? Dziadkiem Keitha Richardsa, który, jak sam wokalista przyznaje wywiadzie dla "Harper's Bazaar", zaraził go pasją do muzyki. Richards w dzieciństwie nazywał go Gusem, dlatego też swój debiut w gatunku literaturze dla dzieci zatytułował "Gus i ja: historia mojego dziadka i mojej pierwszej gitary". Gus grał w zespole jazzowym "Gus Dupree i jego chłopaki"; za jego namową matka Richardsa kupiła Keithowi jego pierwszą gitarę, na której dinozaur rock'n'rolla grał utwory takich jazzmanów, jak Louis Armstrong i Duke Ellington.
Dziadek-muzyk wpłynął na młodego Keitha do tego stopnia, że na jego cześć postanowił dać swojej młodszej córce na imię Theodora. Theodorę Keith zaprosił też do pracy nad książką: ta trzydziestoletnia dziś modelka (pozowała między innymi dla Tommy'ego Hilfigera i 4Stroke Jeans) w dzieciństwie zdradzała spore talenty plastyczne. "Kiedy usłyszałam tę propozycję, nie mogłam odmówić" - opowiada Theodora brytyjskiemu "Guardianowi". Wykonała ilustracje do książki, na których łatwo rozpoznamy - w szkolnych mundurkach z lat pięćdziesiątych - małego Richardsa i jego kolegę ze szkoły, Micka Jaggera.
Oczywiście, jest pewnego rodzaju naiwnością sądzić, że Richards sam napisał swoją książkę dla dzieci - podobnie jak jego autobiografia, "Życie" (która rozeszła się na całym świecie w kilku milionach egzemplarzy), powstała ona przy sporym udziale ghostwriterów. Richards zresztą tego nie ukrywa, podkreślając tylko, że on dał do książki temat i wniósł w nią swoje emocje: "Niezwykła więź, jaka łączy dzieci z dziadkami", opowiada, "jest unikalna i nie można jej podrobić". Richards wie, co mówi - właśnie po raz piąty został dziadkiem i doświadcza tej relacji z drugiej strony. "Czas więc spełnić dziadkowe obowiązki" - śmieje się gitarzysta.
Gwiazdy dzieciom
W ostatnich latach książki dla dzieci opublikowało sporo gwiazd - między innymi Bob Dylan, Madonna, Paul McCartney i Ringo Starr. Na polskim rynku - przoduje w tym Agnieszka Chylińska, której powieść "Zezia i Giler" z marszu stała się bestsellerem. Łatwo można zarzucić celebrytom, że piszą dzieciom z chciwości i chęci zarobienia łatwych i szybkich pieniędzy. To jednak - jak przekonuje w wywiadzie dla magazynu "Empik" Agnieszka Chylińska - nie do końca tak. "To nie było tak, że dostałam propozycję, albo że ktoś do mnie zadzwonił ze zleceniem napisania książki". A - że publikują pod własnym nazwiskiem? Cóż, trudno, by nie publikowali.
Agnieszka Chylińska

Na pierwszym spotkaniu [z wydawcą - red.] powiedziałam, że byłoby idealnie, gdybym mogła wydać tę książeczkę pod pseudonimem. Ale wydawca chce, żeby książka ładnie się sprzedała. To nazwisko z przodu siłą rzeczy może pomoże (a może nie) promocji książki, ale ideałem byłoby dla mnie, gdyby ludzie skupili się na tym, o czym jest ta opowieść. Trudno, jak jest się wydziaraną Chylińską i pisze się książkę dla dzieci, to trzeba sobie zdawać sprawę, jak dodatkowo może to być odebrane. Ale chyba jestem na to gotowa. Przecież nie pretenduję do miana wielkiej literatki i nie mam ambicji, żeby moja książka była szkolną lekturą.

Książka Chylińskiej dostała znakomite recenzje - chwalił ją nawet prawicowy portal wNas.pl, który odkrył w jej prozie dla dzieci zwrot wokalistki w stronę konserwatyzmu. Czy ktoś odkryje takie elementy także w książce autorstwa kojarzonego raczej z brown sugar Keitha Richardsa?
Cóż, trudno, żeby dzieciom gitarzysta pisał o swoich imprezach, czy przechwalał się tym, że miał w życiu więcej kochanek niż Mick Jagger. Zamiast więc, jak niektórzy hejterzy na amerykańskich portalach, zastanawiać się, ile fałszu jest w tym, że Keith Richards wyciąga stare fotografie z dzieciństwa i powiada rozczulającą historię, lepiej poczekać na książkę, która dziś ukazuje się w Stanach Zjednoczonych i z pewnością - w końcu to książka Keitha Richardsa - zostanie przetłumaczona na polski.
Chcesz więcej stylu? Polub nas na Facebooku!