"Czas spełnić obowiązki dziadka". Keith Richards i inni piszą dla dzieci
Wojciech Engelking
11 września 2014, 16:58·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 września 2014, 16:58
Wedle wszelkich prawideł współczesnej medycyny, Keith Richards już dawno powinien nie żyć. Gitarzysta zespołu The Rolling Stones, jak ujawnia w swojej wydanej trzy lata temu autobiografii, zawsze przodował w imprezowaniu, nie stroniąc od alkoholu i mocniejszych używek. Tymczasem Richards właśnie skończył siedemdziesiąt lat i postanowił zadebiutować jako autor książek dla dzieci. Nie jest w tym osamotniony - i polskie, i światowe gwiazdy muzyki i filmu coraz częściej piszą dzieciom. Dlaczego?
Reklama.
Kim był Theodore Augustus Dupree?
Kim był Theodore Augustus Dupree? Dziadkiem Keitha Richardsa, który, jak sam wokalista przyznaje wywiadzie dla "Harper's Bazaar", zaraził go pasją do muzyki. Richards w dzieciństwie nazywał go Gusem, dlatego też swój debiut w gatunku literaturze dla dzieci zatytułował "Gus i ja: historia mojego dziadka i mojej pierwszej gitary". Gus grał w zespole jazzowym "Gus Dupree i jego chłopaki"; za jego namową matka Richardsa kupiła Keithowi jego pierwszą gitarę, na której dinozaur rock'n'rolla grał utwory takich jazzmanów, jak Louis Armstrong i Duke Ellington.
Dziadek-muzyk wpłynął na młodego Keitha do tego stopnia, że na jego cześć postanowił dać swojej młodszej córce na imię Theodora. Theodorę Keith zaprosił też do pracy nad książką: ta trzydziestoletnia dziś modelka (pozowała między innymi dla Tommy'ego Hilfigera i 4Stroke Jeans) w dzieciństwie zdradzała spore talenty plastyczne. "Kiedy usłyszałam tę propozycję, nie mogłam odmówić" - opowiada Theodora brytyjskiemu "Guardianowi". Wykonała ilustracje do książki, na których łatwo rozpoznamy - w szkolnych mundurkach z lat pięćdziesiątych - małego Richardsa i jego kolegę ze szkoły, Micka Jaggera.
Oczywiście, jest pewnego rodzaju naiwnością sądzić, że Richards sam napisał swoją książkę dla dzieci - podobnie jak jego autobiografia, "Życie" (która rozeszła się na całym świecie w kilku milionach egzemplarzy), powstała ona przy sporym udziale ghostwriterów. Richards zresztą tego nie ukrywa, podkreślając tylko, że on dał do książki temat i wniósł w nią swoje emocje: "Niezwykła więź, jaka łączy dzieci z dziadkami", opowiada, "jest unikalna i nie można jej podrobić". Richards wie, co mówi - właśnie po raz piąty został dziadkiem i doświadcza tej relacji z drugiej strony. "Czas więc spełnić dziadkowe obowiązki" - śmieje się gitarzysta.
Gwiazdy dzieciom
W ostatnich latach książki dla dzieci opublikowało sporo gwiazd - między innymi Bob Dylan, Madonna, Paul McCartney i Ringo Starr. Na polskim rynku - przoduje w tym Agnieszka Chylińska, której powieść "Zezia i Giler" z marszu stała się bestsellerem. Łatwo można zarzucić celebrytom, że piszą dzieciom z chciwości i chęci zarobienia łatwych i szybkich pieniędzy. To jednak - jak przekonuje w wywiadzie dla magazynu "Empik" Agnieszka Chylińska - nie do końca tak. "To nie było tak, że dostałam propozycję, albo że ktoś do mnie zadzwonił ze zleceniem napisania książki". A - że publikują pod własnym nazwiskiem? Cóż, trudno, by nie publikowali.
Książka Chylińskiej dostała znakomite recenzje - chwalił ją nawet prawicowy portal wNas.pl, który odkrył w jej prozie dla dzieci zwrot wokalistki w stronę konserwatyzmu. Czy ktoś odkryje takie elementy także w książce autorstwa kojarzonego raczej z brown sugar Keitha Richardsa?
Cóż, trudno, żeby dzieciom gitarzysta pisał o swoich imprezach, czy przechwalał się tym, że miał w życiu więcej kochanek niż Mick Jagger. Zamiast więc, jak niektórzy hejterzy na amerykańskich portalach, zastanawiać się, ile fałszu jest w tym, że Keith Richards wyciąga stare fotografie z dzieciństwa i powiada rozczulającą historię, lepiej poczekać na książkę, która dziś ukazuje się w Stanach Zjednoczonych i z pewnością - w końcu to książka Keitha Richardsa - zostanie przetłumaczona na polski.
Na pierwszym spotkaniu [z wydawcą - red.] powiedziałam, że byłoby idealnie, gdybym mogła wydać tę książeczkę pod pseudonimem. Ale wydawca chce, żeby książka ładnie się sprzedała. To nazwisko z przodu siłą rzeczy może pomoże (a może nie) promocji książki, ale ideałem byłoby dla mnie, gdyby ludzie skupili się na tym, o czym jest ta opowieść. Trudno, jak jest się wydziaraną Chylińską i pisze się książkę dla dzieci, to trzeba sobie zdawać sprawę, jak dodatkowo może to być odebrane. Ale chyba jestem na to gotowa. Przecież nie pretenduję do miana wielkiej literatki i nie mam ambicji, żeby moja książka była szkolną lekturą.