Poronienia w Polsce: Liczba dramatów rośnie, ale większość kobiet nie chce o tym mówić
Jakub Noch
09 września 2014, 15:20·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 września 2014, 15:20
Mówi się, że tak kończy się większość pierwszych ciąż. Inni straszą, że po poronieniu nadzieja tylko w in vitro. - Rośnie ilość poronień, ale jednocześnie rośnie też ilość ciąż w późnym okresie życia - mówi naTemat ginekolog-położnik, dr Jacek Tulimowski. Jednocześnie sporo kobiet nie chce też o poronieniu w ogóle rozmawiać.
Reklama.
Planując ciążę wiele kobiet i par bombardowanych jest tysiącami prawd na temat tego, jak w nią zajść, utrzymać, a potem urodzić piękne i zdrowe dziecko. O ile coraz więcej mówi się o rodzeniu po ludzku i rozsądnym planowaniu rodziny, to większość osób milczy o tym, że dziecko straciło.
Każda poroni?
Historie takie można usłyszeć w przychodni ginekologicznej. - Jedne kobiety mówią, iż teraz poronienia to nie koniec świata, bo żyjemy w takich czasach, że każde pierwsze podejście pewnie się teraz tak kończy. Z drugiej strony wielu straszy, że poronienie oznacza od razu konieczność sięgnięcia po in vitro, albo i w ogóle trzeba zapomnieć o dziecku - opowiada nam 25-letnia Marta.
O ile głośno nikt nie mówi o swojej tragedii to, internetowe społeczności dla kobiet po poronieniach pełne są traumatycznych relacji, w których za głównego winowajcę uznaje się polską służbę zdrowia, albo konkretnego lekarza. Wielu przekonuje też, że coś dzieje się ze zdrowiem Polek złego. Ile w tym prawdy? Trudno to wiarygodnie zweryfikować, bo jak tłumaczy w rozmowie z naTemat dr Jacek Tulimowski, nikt nie prowadzi w naszym kraju w tej kwestii wiarygodnych statystyk.
Poronić to wstyd?
Nie z każdym poronieniem trafia się bowiem do szpitala. Sporo kobiet za wszelką cenę nie chce też o poronieniu rozmawiać. - Dla kobiety, która czekała na dziecko to jest zawsze głęboko traumatyczne przeżyciem. Kobiety, które poroniły nie chcą więc wracać myślami do tego zdarzenia - tłumaczy psycholog Barbara Stawarz.
W jej ocenie, wielu kobietom, które straciły ciążę jest wstyd się do tego przyznać, ponieważ obwiniają się za to. - Często dlatego, że mają świadomość zaniedbań, których się dopuściły, albo sądzą, że to konsekwencja dawnego trybu życia z młodości, czyli alkoholu czy narkotyków. Psycholog podkreśla, że te kobiety, które za wszelką cenę milczą na temat przeżytego poronienia wstydzą się tego ze względu na panujący stereotyp matki Polki. - Wiele kobiet uważa więc, że musi poradzić sobie samemu ze wszystkim I skoro się nie udało, to na pewno musi być ich wina. Z kobietami, które poroniły rozmawiam bardzo często i one zawsze mają sobie do zarzucenia mnóstwo spraw - ocenia.
Jednocześnie ginekolog-położnik rozwiewa wszelkie mity, które coraz gęściej narastają nad głowami kobiet zamartwiających się o swoją płodność. Z doświadczenia specjalisty wynika bowiem, że mimo wzrastających problemów z utrzymaniem ciąży przez część Polek, trudno mówić o tym, by tego typu problemy stały się już normą. - Dziś poronienia mogą dotyczyć maksymalnie 30 proc. ciąż - zapewnia. Dotąd twierdzono jednak, że powinno być to zaledwie 15 proc.Jacek Tulimowski łatwo tłumaczy tę zmianę.
Liczba poronień rośnie, ale...
- Mówimy o zwiększającej się liczbie poronień i być może jest to prawdą. Proszę jednak spojrzeć na to, jak zmienił się wiek przyszłych matek. Rośnie ilość poronień, ale jednocześnie rośnie też ilość ciąż w późnym okresie życia. Dziesięć lat temu średnia wieku przyszłej matki to było nieco ponad 20 lat, teraz to już około 30 lat - stwierdza lekarz. Dojrzałe kobiety zwykle zachodzą więc w ciąże już z pewnymi problemami zdrowotnymi, głównie hormonalnymi - Wiele kobiet przychodzi do naszych gabinetów około 30-tki chcąc planować macierzyństwo i okazuje się, że nigdy nie miały wykonanych specjalistycznych badań. Wtedy często dowiadują się, że mają mięśniaki, które również mogą być czynnikiem poronień - wyjaśnia ekspert.
Zdaniem dr. Tulimowskiego, wzrost liczby poronień można powstrzymać jednak nie tylko stawiając na wczesne macierzyństwo. Wystarczyłoby, gdyby Polki tylko bardziej świadomie je planowały. I chcąc zajść w ciążę radziły się lekarzy, a nie zdawały na rady kolorowych pism. Bo ryzyko utraty upragnionej ciąży łatwo zminimalizować pamiętając o prostych zasadach. Po pierwsze trzeba planować macierzyństwo z odpowiednim, kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. - Do ciąży naprawdę trzeba się dziś przygotować. Przede wszystkim robiąc kilka podstawowych badań. Morfologię, USG dopochwowe i badanie tarczycy. Warto także zrobić badania pod katem toksoplazmozy, czy cytomegalii - wyjaśnia nasz rozmówca.
Ciąża to nic pewnego
Ginekolog podkreśla, że kobiety, które regularnie widują się ze swoim lekarzem zwykle nie mają później większych problemów z tym, by kilka miesięcy po zgłoszeniu specjaliście chęci zajścia w ciążę bezpiecznie i skutecznie do zapłodnienia doprowadzić. A później bez obaw tę ciążę donosić.
Często dramatem kończy się bowiem oczekiwanie od lekarzy cudów. - W czasach, gdy naszym życiem rządzi planowanie, często biznesplany, sporo młodych i ambitnych kobiet uważa, że w ciąży również wszystko można zaplanować. Nie raz spotykałem się z takimi sytuacjami, gdy pacjentka przychodziła w czerwcu streszczając mi swoje życiowe plany. Na sierpień planowała urlop, we wrześniu zmianę pracy, a w listopadzie chciała zajść w ciążę, by być w niej już w grudniu. Trzeba tymczasem wziąć poprawkę na takie plany. Kiedy o tym przypominam, słyszę: "proszę pana, ja na pewno w grudniu będę w ciąży". A z dzieckiem nie jest jak z zakupem auta, które zamówione na określony termin będzie na nas czekało - tłumaczy lekarz.
W USA maj jest obchodzony przez organizacje pozarządowe, instytucje działające na rzecz praw reprodukcyjnych, seksualnych jako miesiąc działań dotyczących problematyki nastoletniego rodzicielstwa. Choć w naszym kraju jak na razie nie ma podobnej kampanii, to warto przyjrzeć się sytuacji polskich nastolatków, którzy zostają rodzicami oraz zastanowić się jakie aspekty rzeczywistości społecznej powodują, że do młodocianych ciąż dochodzi tak częstoCzytaj więcej