![[url=http://shutr.bz/1gUV2hA]"Mikrob"[/url] i "bachor" zamiast "kruszynki" i "dzieciaczka". Młode matki bez lukru](https://m.mamadu.pl/d14ff245ae21f40a340e98013923bfbe,360,0,0,0.jpg)
To, że mój półroczny syn występuje na blogu pod pseudonimem Mikrob, a nie dajmy na to Promyczek jest bardziej efektem mojej wrażliwości językowej niż deklaracją światopoglądową. Od zawsze mam uczulenie na nadmiarowe, a często też zupełnie nieadekwatne zmiękczanie języka w dyskursie publicznym. Na te wszystkie "ziemniaczki i pomidorki" w programach kulinarnych i "pieniążki" w dyskusjach o gospodarce. Język, którym mówi się do dzieci ma swoje prawa i ja też się im poddaję, ale sądzę, że sposób w jaki pisze się o dzieciach niekoniecznie musi go tępo kopiować. Poza tym Mikrob po prostu do niego pasuje- jest mały, ruchliwy, wszędzie go pełno i nie sposób bez niego żyć :) Czytaj więcej
Czy takie zdystansowane podejście do macierzyństwa to "znak czasu", czy też efekt jakiejś współczesnej znieczulicy? O to zapytałem przedstawicielkę nieco starszego pokolenia matek. Zdaniem pani Anny, matki dwóch dorosłych córek, absolutnie tak nie jest. – Szczerze, mama, która nazywa swoje dziecko: wypłoszem, kluchą, wampirem, pijawką, wyjcem wcale nie musi być złą matką , wręcz przeciwnie - po prostu opisuje rzeczywistość, bo jest bardzo blisko swojej córki czy syna na co dzień – słyszę swojej rozmówczyni.
Wiele kobiet, które na zewnątrz mówią o swoich dzieciach skarby, kochanie,wrzucają zdjęcia w siec używa pustych słów. Wystarczy je potem w akcji zobaczyć, podejrzeć - minimum pozytywnych emocji, płytka relacja z dzieckiem zbiera mi się na wymioty.
Słodko, że aż mdli
Lukrowaną matka nie czuję się 27-letnia Patrycja, mam 8-letniego Tobiasza. Jak mówi, mały człowiek to jednak "człowiek" i nie powinno się go traktować jak istotę niespełna rozumu. – Pieszczenie się powoduje, że dzieci nie wchodzą na wyższy poziom, tylko gdzieś tam zostają lub rozwijają się powoli. To dla mnie dziwne, że dorośli starają się być dziecinni i zachowują się jak rówieśnicy swoich dzieci. To dla mnie chore – słyszę od Patrycji.
Jak będziemy wciąż powtarzać dziecku, że jest słodziutkie, to będzie takie nawet wtedy, gdy skończy trzydzieści lat a my będziemy zastanawiać się, jak pozbyć się go z domu.
Macierzyństwo z żurnala
Zdaniem Patrycji, "sweet matki" są w dużej mierze efektem machiny mediowo-marketingowej, która nadaje macierzyństwu konkretną narrację. – W pewnym momencie było to widać wchodząc do sklepów z artykułami dziecięcymi, gdzie aż chciało się wymiotować od różowego koloru. Trudno było znaleźć jakieś inne ubranka, niż inspirowane Hello Kity. Był taki przesyt, że mądrzejsi rodzice powiedzieli w pewnym momencie dość. Nie jesteśmy kretynami, a dzieci nie są naszymi laleczkami. To są ludzie – mówi Patrycja, która przestała kupować magazyny dla rodziców.
Wszystko musi mieć swoje granice, zarówno "sweetaśnośc", jak i "bezlukrowe" spojrzenie na dzieci. Takie właśnie wyważone podejście ma trzydziestoparoletnia Kasia. – Nie jestem lukrowaną matką, bo jestem już starsza. Wprawdzie moja córka ma dopiero dwa lata, ale mam już jakieś życiowe doświadczenie, również z dziećmi – stwierdza moja rozmówczyni. To zaś pozwala jej na to, aby mówić do swojej córki "łobuzie", ale i "królewno". – Jak nabroi, to jest łobuzem – mówi matka.