Hartman, czyli pars pro toto
Piotr Pacewicz
13 października 2014, 10:30·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 13 października 2014, 10:30Także to, co dziś określamy jako kazirodztwo zostanie w przyszłości prawnie dopuszczone w ograniczonym zakresie i przy zachowaniu prawnych zabezpieczeń przed krzywdą i eksploatacją uwikłaną w relacji seksualnej. Tak by prawo nie krępowało ludzkich pragnień wtedy, gdy nie ma to etycznego uzasadnienia.
„Afera kazirodcza”, czyli lincz na Janie Hartmanie, niestety z udziałem mediów (
skandaliczna okładka „Wprost”) i uczelni (skierowanie „sprawy Hartmana” do Rzecznika Dyscyplinarnego Uniwersytetu Jagielońskiego) a także polityczny atak na ministrę Małgorzatę Fuszarę, nie zachęca do poważnej rozmowy o kazirodztwie, czyli - etymologicznie - skażonym rodzicielstwie (kazić, skazić, skazitelny i nieskazitelny, kaziród, kazirodztwo…). Bo trudno dyskutować w warunkach takiej histerii i nagonki (por. mój wpis
Uratowani przed kazirodztwem).
Ale skoro tyle się o kazirodztwie mówi, może warto jednak skomentować to, co Jan Hartman napisał na blogu? Nawet jeżeli jego
wpis na polityka.pl nie był (jakby to nazwać?) przesadnie wnikliwy.
Sam Hartman przyznaje zresztą, że nie przemyślał sprawy: „Jak co tydzień pisałem coś na bloga. Wpadłem na temat i napisałem w 20 minut, co mi w duszy zagrało. Jak zawsze. Nie myślałem o konsekwencjach, o partii itd. Jestem człowiekiem wolnym i spontanicznym”.
Już
kiedyś polemizowałem z muzyką płynącą z duszy Jana Hartmana, gdy postulował, by dostępu do edukacji mieli wyłącznie ci, „którzy uczyć się pragną i mają po temu jakieś predyspozycje (a z pewnością nie jest to większość ludzi)”. Tym razem Hartman ogłosił, że "upada najsilniejsze tabu ziemskiego globu, jakim jest zakaz kazirodztwa". Powołał się na toczącą się w niemieckich mediach dyskusję nad częściową depenalizacją kazirodztwa.
Tamtejsza Rada Etyki oceniła przypadek Patricka Stuebinga (rocznik 1977) i Susan Karolewski (1984) – rodzeństwa urodzonego w patologicznej rodzinie. Ich rodzice mieli ósemkę dzieci, z których żyją tylko Partick i Susan. Jako trzyletnie dziecko Partick został rozdzielony od biologicznej rodziny (po tym jak pijany ojciec zaatakował go nożem) i umieszczony w rodzinie zastępczej. Z Susan spotkał się dopiero w 2001 roku po śmierci matki. Zakochali się w sobie i od tego czasu mieszkają razem. Susan jest osobą nie w pełni sprawną intelektualnie, np. nie umie pisać. Mają czwórkę dzieci, z czego troje jest niepełnosprawnych i wychowuje się w rodzinach zastępczych. Tylko najmłodsza córka mieszka z nimi. Patrick dwukrotnie lądował w więzieniu za kazirodztwo, pierwszy raz na osiem miesięcy, drugi raz (w 2008 r.) na dwa i pół roku. Jego odwołania odrzuciły wszystkie niemieckie sądy i Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Rada Etyki uznała jednak, że więzienie Stuebinga było nieuzasadnione, zwłaszcza, że w 2004 r. poddał się zabiegowi wazektomii (podwiązaniu nasieniowodów). Według członków Rady ryzyko urodzenia chorych dzieci nie jest zresztą wystarczającym powodem, by zakazywać związków między rodzeństwem, zwłaszcza, że takie ograniczenia nie obowiązują np. osób chorych na choroby dziedziczne. Rada Etyki podkreśliła też, że nie należy karać za sam akt seksualny, zwłaszcza, gdy para stosuje środki antykoncepcyjne a tym bardziej w przypadku Stuebinga, który wybrał bezpłodność.
Rada zastrzegła jednak, że ewentualna depenalizacja stosunków kazirodczych dotyczyłaby tylko rodzeństwa przyrodniego.
Na kanwie tej niewesołej – przyznacie - historii Hartman ogłosił koniec tabu kazirodztwa uderzając w tony triumfalne: "jeśli udaje się powiązać harmonijnie miłość macierzyńską albo bratersko-siostrzaną z miłością erotyczną, to osiąga się nową, wyższą jakość miłości i związku".
I pytał: "Co właściwie może dziś w czasach dostępnej skutecznej antykoncepcji służyć za usprawiedliwienie zakazu kazirodztwa?". Zasugerował, że nic, a "jeśli związki kazirodcze są najczęściej toksyczne, to dlatego, że są zakazane, a nie odwrotnie". Ocenił też, że "wszystko, co mamy na podorędziu, jest natury religijnej i obyczajowej".
Filozof popełnił błąd „pars pro toto” (wziął „część za całość”) ogłaszając koniec tabu w oparciu o szczególny przypadek miłości rodzeństwa, które nie wychowywało się razem. Seksuolodzy piszą, że działa wtedy tzw. genetyczna atrakcyjność seksualna, która jednak zostaje „wyłączona” gdy dzieci wychowują się wspólnie (także gdy są niespokrewnione – stąd np. uderzająco mało małżeństw między ludźmi, którzy pochodzą z tego samego kibutzu).
Filozof nie zauważył, że ogromna większość przypadków kazirodztwa (zachowań seksualnych między osobami blisko spokrewnionymi) to molestowanie seksualne przez: ojców, ojczymów, dziadków, wujków, braci, siostry i matki (taką kolejność ustalono w badaniach w wielu krajach). Ofiarami przemocy padają najczęściej osoby niepełnoletnie, znacznie więcej dziewczynek niż chłopców. W Polsce molestowanie seksualne szczególnie często współwystępuje z alkoholizmem mężczyzn (por.
poruszające wyznanie Ewy Wanat o tym jak – jako 14-latka - była molestowana przez swego dziadka).
Relacja seksualna jest tu pochodną relacji władzy. Tak jak w przypadku molestowania przez wychowawców, opiekunów czy katechetów, dziecko jest zmanipulowane, zastraszone, zawstydzone itp. i na ogół milczy o swej krzywdzie.
Jak znaleźć drogę pośrednią między absurdalną pochwałą kazirodztwa jako wyższej formy miłości a odruchowym odrzuceniem przy pomocy tabu? Jakie kryteria oceny przyjąć? Marta Konarzewska, z którą napisaliśmy razem książkę „Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu” (2012) uważa, że powinno być miejsce na debatę o „kazirodztwie” rozumianym jako „dobrowolna relację erotyczną dwójki dorosłych osób, która nie krzywdzi żadnej z nich ani nikogo poza tą relacją” (por.
Konarzewska: Daliśmy się zaszantażować konserwatywnej mentalności). Mielibyśmy do dyspozycji trzy kryteria: 1.
dojrzałości (dorosłości) osób, 2.
dobrowolności (nie ma przemocy, przymusu, wykorzystywania pozycji władzy), 3.
braku czyjejkolwiek krzywdy.
Według wielu psychologów relacja rodzic – dziecko, nigdy nie będzie w pełni partnerska (gdyż ukształtowała się w okresie pełnej zależności dziecka od rodzica), co oznacza, że erotyczna relacja dorosłego dziecka z matka lub ojcem powinna być bezwzględnie zakazana. Dlatego jeżeli na Zachodzie mówi się o możliwej legalizacji kazirodztwa, to tylko dla rodzeństwa i to przyrodniego (by zmniejszyć ewentualna krzywdę potomstwa) a także takiego, które nie wychowywało się razem.
Oba warunki są daleko idącym zabezpieczeniem. Ten pierwszy jest może zbyt daleko idący w czasach powszechnie dostępnych środków antykoncepcyjnych (para może nie mieć dzieci), ten drugi ma gwarantować, że relacja erotyczna nie wynika z przemocy czy dominacji ukształtowanej w dzieciństwie np. przez znacznie starszego brata.
Warto przy okazji zauważyć, że dobrowolne stosunki seksualne między dorosłymi krewnymi nie podlegają karze w Belgii, Holandii, Luksemburgu, Hiszpanii, Francji. I świat się tam nie zawalił.
Rozmowa o kazirodztwie ma sens, gdy szukamy kryteriów naszych moralnych ocen i tym samym podstaw obowiązującego prawa. Powinna uczyć nas oddzielać odruchowe reakcje typu „to obrzydliwe” od rzetelnej analizy racji i szukania twardego gruntu etycznego. Jeszcze nie tak dawno homoseksualizm karany na całym świecie był więzieniem, dziś homofobiczny odruch niechęci przestaje kształtować prawo, które nie miało żadnego etycznego uzasadnienia. W 11 krajach UE dopuszczalne są małżeństwa homoseksualne, a tylko nieliczne nie dają osobom homoseksualnym prawa zawierania związków partnerskich. Tabu homoseksualizmu przetrwało już tylko w kilku krajach, gdzie szczególnie silny jest wpływ religii. Niestety, Polska jest – obok Węgier – prawdziwym bastionem homofobii.
Także to, co dziś określamy jako kazirodztwo zostanie w przyszłości prawnie dopuszczone w ograniczonym zakresie i przy zachowaniu prawnych zabezpieczeń przed krzywdą i eksploatacją uwikłaną w relacji seksualnej. Tak by prawo nie krępowało ludzkich pragnień wtedy, gdy nie ma to etycznego uzasadnienia.