Reklama.
Jak już wspomniałam w poprzednim poście, jestem w wieku powiedzmy mocno dojrzałym. Teraz przypominam sobie , co zasłyszałam od swojej babci, matki czy też teściowej kiedyś, kiedy byłam bardzo młoda, u progu swojego dorosłego życia. Wówczas nie miałam ochoty nad tym się zastanawiać, niektóre stwierdzenia budziły we mnie bunt, inne po przemyśleniu chyba uwzględniałam w swoim życiu, bo zupełnie dobrze mnie się wiodło. Chcę podzielić się z wami tymi mądrościami życiowymi, których słuszności doświadczyłam w życiu.
Będąc matką trojga dzieci , byłam często bardzo zmęczona, czasami znudzona codziennymi obowiązkami, ciągle śpiąca i marzyłam aby moje urwisy już były dorosłe. Wyobrażałam sobie , jak będzie fantastycznie, kiedy nie będę miała już obowiązków wobec dzieci. Zwierzając się teściowej ze swoich matczynych problemów, skarżąc się jej na los, usłyszałam takie oto zdanie :
Małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci duży kłopot”.
Niedługo trzeba było czekać (naprawdę niedługo, bo czas zasuwa w tempie zastraszającym- to na pocieszenie młodych matek) aby zrozumieć , co chciała ta starsza i doświadczona kobieta powiedzieć mi. Okres dorastania dzieci, to tylko zapowiedź tego, z czym trzeba będzie zmierzyć się w niedalekiej przyszłości. W tym czasie rozpoczyna się powolna utrata wpływu na swoje pociechy. Toczą się negocjacje . Zadaniem rodziców jest je zatrzymać a zadaniem dzieci wyrwać jak najwięcej wolności, swobody dla siebie. Kształtuje się ich tożsamość a co za tym idzie wola do stanowienia o sobie. W czym to się przejawia? A chociażby w toczeniu boju o godzinę powrotu dzieci z imprezy. Rodzice mówią dziesiąta a nastolatek z drwiącą miną stwierdza: „o tej godzinie to dopiero wszystko się zaczyna”
Okres dorosłości dzieci to całkowita utrata wpływu i kontroli. Nic już nie możemy zrobić, niczego zakazać, a i nasze dobrotliwe rady w celu ustrzeżenia ich przed kłopotami, przyjmowane są z ironią. Co to dla nas matek, rodziców oznacza? (chyba bardziej dla matek , bo ojcowie lepiej radzą sobie z samodzielnością dzieci!) To oznacza, ze oprócz własnego życia mamy tyle dodatkowych „żyć” ile mamy dorosłych dzieci. Doświadczamy bogactwa, które nas przytłacza. Przytłacza dlatego, bo na tym etapie nie mamy wpływu na los dziecka a nasze doświadczenie generuje w wyobraźni potencjalne dramaty. Zdroworozsądkowe „JA” podpowiada : nie wtrącaj się, każdy to musi przejść sam, a emocjonalne „JA”: muszę coś zrobić aby uchronić je przed cierpieniem, zmartwieniem, rozpaczą.
Teraz powrócę do okresu mojego dorastania, dorastania moich dzieci a niebawem zaznam dorastania moich wnuczek.
Gdy byłam nastoletnią dziewczyną, a później studentką mój ojciec nie pozwalał mi nocować po spotkaniach koleżeńskich, imprezach u znajomych. Niezależnie od pory nocy miałam wrócić do domu, chociażby taksówką. Bardzo się dziwiłam tej zasadzie, bo przecież bezpieczniej byłoby nie wracać w nocy do domu lecz spać u kogoś. Oczywiście tę zasadę przeniosłam w swoje rodzicielskie życie. Moje dzieci również musiały wracać do domu, co wiązało się z jazdą po nie, często późno w nocy. Gdy impreza odbywała się w pobliżu domu mój mąż czekał na ich powrót nawet wówczas, gdy spał. Zawsze słyszał otwieranie zamka i cichutkie prawie kocie stąpanie syna czy córki po skrzypiących schodach. Z sypialni niby od niechcenia rzucał „ dobrze, że już jesteś”. Nigdy jednak specjalnie nie sprawdzał w jakim stanie dziecko wraca do domu chyba, że nadarzyła się naturalna okazja np. spotkanie po drodze w przedpokoju.
Jaką rolę więc pełniło te kilka słów „dobrze, że już jesteś”? Wiedzieliśmy, że tak jak my sami w okresie wchodzenia w życie eksperymentowaliśmy z używkami , tak i nasze dzieci to czynią. Oczywiście towarzyszył nam lęk o to, aby nie przesadziły i ustrzegły się przed problemem. Wówczas w szkołach prowadzone były zajęcia profilaktyczne z zakresu uzależnień od alkoholu i narkotyków. Badano efekty tych działań. Okazało się, że po zintensyfikowanym działaniu kadry pedagogicznej więcej dzieci, młodzieży sięgało po używki. Znowu więc głoszona prawda życiowa „owoc zakazany lepiej smakuje” została potwierdzona. Dlatego też powstrzymywaliśmy się od nadmiernych komentarzy, moralizowania na temat narkotyków, picia alkoholu.
Rzucone „dobrze, że jesteś” i czekanie na dziecka powrót do domu było formą dyskretnej kontroli. Nie nachalnej, podważającej wiarę jego, że jest godne zaufania ale pozostawiającą w dziecku przekonanie, że rodzice czuwają. A jak czuwają to nie mogą na imprezie wypić więcej piwa aby nie zdradzić się, że w ogóle pili. W ten sposób kontrola ze strony rodziców budowała ich wewnętrzną kontrolę, co stanowi filar dorosłości. Nachalna , despotyczna kontrola zawsze grozi tym, iż dziecko kiedy będzie poza jej zasięgiem, spróbuje zakazanego owocu bez umiaru. Nie ma bowiem wewnętrznych hamulców.
Pisząc te słowa uzmysłowiłam sobie, że wychowywanie dzieci to ciągłe balansowanie pomiędzy „wpisywaniem ich w ramki” społecznych norm, zakazów i nakazów a dawaniem swobody i prawa do samostanowienia. Równowaga jak we wszystkim, tak i w wychowaniu jest potrzebna. Ale to tylko dygresja… Wróćmy do tematu.
Dziecko z domu wychodzi tylko jeden raz”
to słowa, które usłyszałam od ojca, gdy postanowiłam się usamodzielnić. Teraz przypomniałam sobie je , gdy moja córka stoi przed decyzją wyprowadzenia się z domu. Mądrości tego stwierdzenia po raz kolejny doświadczam. To bardzo ważna zasada, która pomaga dziecku dokonać świadomego wyboru i dorosnąć.
Brak odwrotu od decyzji wyjścia się z domu, to wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Zamieszkanie z partnerem wiąże się z podjęciem gry, której efektem będzie ustalenie indywidualnych granic. To zgoda na podporządkowanie się i walka o swoje miejsce w relacji. Brak odwrotu nie pozwala zareagować na codzienne trudności bycia razem w dziecięcy sposób „zabieram swoje zabawki i idę”. Każe dogadać się, wybaczyć, ustanowić nowy porządek dnia. A gdy się nie uda, nie mogą wrócić do rodzinnego domu lecz muszą podejmować następne odpowiedzialne decyzje. Ucieczka pod skrzydła rodziców możliwa jest tylko na chwilę, na moment wypłakania się.
I tylko na tym polega ich rola w życiu dorosłych dzieci.