Jako rodzice chcemy, aby nasze dzieci wiedziały i umiały jak najwięcej. Dążymy do tego, aby były najlepsze na zajęciach, wyróżniały się spośród swoich rówieśników nieprzeciętną dojrzałością i inteligencją. Stawiamy sobie to jako cel edukacyjny i chcąc to osiągnąć, wciąż zastanawiamy się, jakie nowe zajęcia wcisnąć naszym dzieciom w i tak napięty już grafik.
Chcemy, by nauczyły się dobrze liczyć, robić eksperymenty, tańczyć, grać na fortepianie, śpiewać, grać w tenisa… możliwości są nieograniczone. Wystarczy mieć pieniądze.
Z drugiej strony to, co możemy mieć za darmo, jest na wyciągnięcie ręki – okazuje się jednak, że właśnie na to zamykamy oczy. Codzienne sytuacje stwarzają nam mnóstwo okazji do uczenia naszych dzieci życia. My jednak często udajemy, że tego nie ma. Czasem jesteśmy wręcz oburzeni.
Tak było w przypadku mamy zwiedzającej poznańskie ZOO. Dosyć głośna afera związana z naturalnym zachowaniem zwierząt, jakim jest rozmnażanie.
„..Do poznańskiej radnej PiS Lidii Dudziak zgłosiły się matki zbulwersowane osłami kopulującymi tuż przy placu zabaw w Starym ZOO w dzielnicy Jeżyce. - Dzieci to oglądają, przecież tak nie może być...„ - No oczywiście!!!
Podobno dyrektor obiecał, że takie sytuacje się nie powtórzą - czyżby zwierzęta postanowiły przestać się rozmnażać?
Czemu zachowujemy się w ten sposób, zamiast wykorzystać takie sytuacje jako okazję do przekazania dzieciom wiedzy o (często wstydliwym) temacie związanym z odpowiedzią na pytanie „skąd się biorą dzieci?”.
Inna historia - u znajomej mamy, która była w ciąży, w drugim miesiącu okazało się, że płód przestał się rozwijać. Bardzo smutna i trudna sytuacja. Mama powiedziała starszym dzieciom, że pierwszy lekarz się pomylił i że tak naprawdę ciąży nie było. Zrobiła to, aby oszczędzić im szczegółów naturalnej w sumie sprawy, jakim jest ciąża i możliwość jej utracenia.
Albo tata nazywający cipkę swojej córki muszelką… No cóż – przyznam się, że mi również trudno pisało się to słowo i wciąż mam obiekcje, czy w takiej postaci powinien zostać opublikowany tekst. Czy jednak tak powinniśmy postępować? Zamykać oczy na rzeczy, które albo są wstydliwe albo trudne?Dla kogo?
Może to dla właśnie nas te sprawy są trudne do przekazania. Nie potrafimy naszym dzieciom otwarcie powiedzieć o rzeczach, które nas otaczają i są elementem naszego życia. Zadaję sobie pytanie - czego ich w ten sposób uczymy?
Jako mama dwójki dzieci często staję w sytuacji konieczności udzielenia odpowiedzi na pytania, które jak je słyszę, sprawiają, że szeroko otwierają mi się oczy i zastanawiam się, co odpowiedzieć, aby powiedzieć prawdę w przystępny dla dziecka sposób. No i właśnie – PRAWDĘ.
Cipka, seks, kopulacja, poronienie. Bo jak inaczej je nazwać? Czy może udawać, że ich nie ma? Coachingowo zapytam – a jak ty uważasz? Co Twoim zdaniem jest najlepsze dla Twojego dziecka?