Po ponad 7 miesiącach żłobkowania nadal słyszę pytania, czy nie było mi szkoda oddać takiego malucha do placówki. Do "placówki"? Prywatny żłobek w małym mieście nie do końca jest "placówką", ale to może byś dyskusyjne. Wiem jedno. Nie żałuję. Czy było mi szkoda? I tak. I nie.
Do dziś pamiętam miny opiekunek ze żłobka, kiedy w pierwszym dniu przyniosłam Zgredka (proces adaptacyjny sobie darowałam). Zostawiłam, powiedziałam, że śpi, kiedy chce, je kiedy chce i nie boi się obcych twarzy. Z niedowierzaniem przyjęły słowa matki-wariatki. Kiedy wróciłam po 6 godzinach, przyznały, że miałam rację. Tak rozpoczęła się przygoda pięciomiesięcznego malucha ze żłobkiem. Dziś już nawet nie umiem sobie wyobrazić życia bez żłobka. Rodzicom zatrudniającym opiekunki zazdroszczę tylko wtedy, gdy mały jest chory i muszę zostać z nim w domu. Zazwyczaj dzień choroby to dzień, kiedy wolnego wziąć nie mogę, mąż też nie może i mamy kłopocik. Na szczęście zawsze znajdzie się jakaś ciocia lub babcia skłonna przejąć dowodzenie nad siłami nieczystymi na kilka godzin.
Żłobek natomiast jest niezwykłą wartością dodaną do wychowania mojego dziecka. Ilość zabawek, materiałów edukacyjnych, czas poświęcany dzieciom i sama obecność innych dzieci powodują, że moje małe zło rozwija się ekspresowo. Nie wiem, jak rozwijałoby się, gdyby było z nianią, ale widzę, jak wędruje to szataństwo z krzesełkiem pod meble, żeby wejść wyżej i wziąć pożądany przedmiot, choć jeszcze chodzić samodzielnie nie umie. Widzę jak umie się kłócić (choć mówić nie umie), jak umie się do dzieci przytulać i jak umie z dziećmi lub obok dzieci funkcjonować. Nie boi się ludzi, do każdego chętnie idzie na ręce. Mogę do oddać na chwilę koleżance, kiedy na przykład chcę znaleźć w odmętach torebki dzwoniący telefon, mogę spokojnie zrobić zakupy, ponieważ już od wieku niemowlęcego uczy się to małe zło, że nie jest pępkiem świata.
Od kilku dni zastanawiałam się, dlaczego moje dziecko (niechodzące, ale samodzielnie stojące) gibie się z nogi na nogę, gdy słyszy muzykę, choć my zbyt taneczni nie jesteśmy i na pewno nie wpadłabym na pomysł, żeby z roczniakiem tańcować po mieszkaniu (wolę przytulaski, naukę dreptania, klocki i książki). Dopiero w serwisie społecznościowym przeczytałam, że nasz żłobek teraz ma taki tańcujący tydzień. Moje dziecko widzi inne dzieci i sam się gibie w rytm muzyki. To są takie małe rzeczy, ale jak się wszystko złoży razem, robi się rzecz wielka.
Oczywiście jest mi żal wyciągać syna z łóżka o 6.20. Samej siebie jest mi żal. Lubimy się tarzać w pościeli do południa wszyscy razem, ale to nie jest możliwe. W tygodniu pracujemy, a w weekendy syn ma włączoną opcję: "możemy spać do południa, obudzę mamę o 6.00 i jej o tym powiem".
Zastanawiam się, czy moje dziecko na pewno ma właściwą opiekę. Czy poświęca mu się wystarczającą ilość czasu, czy nikt nie robi mu krzywdy, kiedy ja pracuję. Wszystkie wątpliwości rozwiewa jednak moje dziecko co rano, kiedy wysiadam z samochodu i idę wyciągnąć je z fotelika. Z uśmiechem na twarzy wyciąga to mojej dziecko rączki w moją stronę i macha nogami, kiedy go niosę w stronę budynku żłobka.
To jest najlepszy dowód na to, że postąpiłam słusznie. Mamy profesjonalną opiekę do dziecka, a ponadto żłobek nie choruje, nie ma urlopu, nie ma nic ważnego do załatwienia, nie musi wcześniej wyjść, nie spóźnia się w śnieżycę i nie narzeka na upały. Z kolei my możemy się rano spóźnić, możemy odebrać w nagłych wypadkach dziecko później. Nie zamieniłabym żłobka na nianię.
Jedna z opiekunek zapytała mnie, jak się czuję z tym, że oddaję dziecko do żłobka. Było to w pierwszych dniach żłobkowania.Zdziwiłam się i nie za bardzo wiedziałam, o czym jest to pytanie. Jak się czuję? Normalnie. Przyszła pora, że chcę wrócić na pełny etat do pracy. Nie będę robić castingu na nianię, bo pewnie i tak nikt moich oczekiwań nie byłby w stanie spełnić, a ja nie byłaby moich oczekiwań sfinansować.
Wróciłam do pracy na kilka godzin dziennie zaraz po wyjściu ze szpitala - prowadzę swoją firmę, jestem dziennikarką, zatrudniam pracowników, nie za bardzo mogłam więc pozwolić sobie po trzech miesiącach zwolnienia lekarskiego na dalszą nieobecność tuż przed wyborami samorządowymi.
Jeszcze w ciąży zaklepałam miejsce w żłobku. Zapytałam , kiedy dziecko może być w placówce. Po określonej liczbie tygodni od porodu wsiadłam w auto i zawiozłam dziecko. Dopiero dziś, kiedy oglądam rodziców początkujących w żłobkowaniu, widzę, że moje podejście było słuszne, ponieważ ja nawet nie pomyślałam, że żłobek to jest problem, więc moje dziecko nie miało szansy czuć, że matka-wariatka jest zestresowana, smutna, zła, rozżalona.
Żłobkowanie jest fajne. Ja polecam. Mimo minusów, jakimi są choroby i wirusy i to poranne wstawanie.