Uczynić dziecko lepszym
Kasia Kopińska
16 października 2014, 08:03·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 października 2014, 08:03Spośród wszystkich mi znanych, realny ogląd rzeczywistości cenię sobie najbardziej. Patrzę przez ten pryzmat na otaczający mnie świat, albo przynajmniej czynię starania, by jak najczęściej tak właśnie było. I oto jakiś czas temu zaczęła mi towarzyszyć wątpliwość, czy aby na pewno jest to właściwa perspektywa, jeśli o macierzyństwo idzie… Ale po kolei.
Zaczęło się bardzo niewinnie. Natknęłam się w sieci na cytat J.W.Goethego. Ślęcząc przed laty nad "Faustem" do głowy by mi nie przyszło, że jego autor stanie się moim guru w temacie macierzyństwa:))) A jednak! Stał się nim za sprawą tego oto cytatu:
"Jeśli widzimy człowieka takim, jakim on jest, czynimy go gorszym. Jeśli widzimy go takim, jakim może się stać, pomagamy mu w tym, aby taki się stawał."
Te dwa zdania wpełzły do mojej głowy, zakradły się tak głęboko, że nie sposób było przestać o nich myśleć i wnikliwie analizować… Zaczęłam się zastanawiać, jak widzę każde z moich dzieci i odpowiedź przyszła szybko. Nie była zadowalająca. Widziałam je takimi, jakie są. Z całą gamą zalet, ale i pokaźną kolekcją niedoskonałości. Tym samym czyniłam je gorszymi, nie chciałam ani minuty dłużej.
Jak sięgam pamięcią, moi rodzice również widzieli mnie dokładnie taką, jaką byłam. Co więcej, werbalizowali ten obraz i dość szybko stał się czymś na kształt poprzyklejanych etykietek. Właściwie nie mówili nic, co by nie było zgodne z prawdą i dziś już rozumiem, że w ten, bądź co bądź mało wyszukany sposób, chcieli mnie po prostu motywować, mając na uwadze moje przyszłe dobro i szczęście. Bo tego, że chcieli dobrze, jestem absolutnie pewna. Tyle tylko, że widzenie mnie taką, jaką faktycznie byłam i ubieranie tego w słowa, z dnia na dzień stawało się dla mnie coraz większym balastem. To trochę tak, jakby założyć dziecku buty z betonu, oczekując jednocześnie, że będzie latać. No fucking way, nie da rady.
Na tym samym twardym dysku mam zapisanych kilka co najmniej dowodów świadczących o tym, że Goethe miał rację… Pamiętam Asię. W latach młodości wkurzałam się czasem na te różowe okulary, przez które patrzyła na nią jej mama. To ta optyka, przy której nie widzisz w kimś żadnych wad, tylko same zalety. Często idealizująca, chwaląca w co drugim wypowiadanym zdaniu. Ale patrząc dziś na Aśkę widzę, że cholernie skuteczna:) Tomek, kolejny przykład dzieciaka widzianego przez obojga rodziców takim, jakim mógł się stać. I się stał. Najmłodszym doktorem habilitowanym na jednej z najlepszych uczelni w kraju, dobrym mężem, przykładnym ojcem. Facetem szczęśliwym, spełnionym. Przypadek? Nie sądzę…
Widzenie człowieka takim, jakim może się stać jest mi dobrze znane z coachingu. Przyznaję, działa cuda. Doświadczyłam ich, każdemu polecam. I chcę takich cudów dla swoich dzieci. Chcę dodawać im skrzydeł i patrząc na nie w taki sposób, czynić je lepszymi. Może z podpowiedzi Goethego skorzystasz i Ty?