Ojciec na gwałt potrzebny
Jacek Wasilewski
14 września 2014, 19:04·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 września 2014, 19:04Gdzieś nam się nasi ojcowie podziali. To znaczy nie ma ich w kulturze. Są sami synowie. To jakaś katastrofa – tak jakby wyparowali z powodu jakiejś seksmisyjnej bomby. Pierwsza sprawa, to w naszej figurze mężczyzny skierowanej do mężczyzn nie ma ojca – to, co dotyczy dzieci, to kwestia matki. Figura ojca – kiedy twardy facet opiekuje się bobasem – bywa rozczulająca dla pań konsumentek, ale nie jest to obraz ojca dla synów. Pamiętam, była reklama z Dudkiem, który się bawił internetem z synem. Ale nie ma ojca, który przekazuje dziecku kawałek siebie. Ojca nie ma, ale słyszmy od matki: poczekaj, przyjdzie ojciec i inaczej z tobą porozmawia.
W naszej kulturze większość robią synowie- i giną. I to są malowani chłopcy, dzieci nie zaznające seksu, które musi poświęcić Ojczyzna-matka. Ojca nie ma. Co powstanie młodzi ojcowie wywożeni na Syberię zostawiali synów w domu. Powstanie Warszawskie to też Synczyzna, a nie Ojczyzna. Świątobliwe pienia nad II RP pozwalają nam puścić w niepamięć brak silnego ojca w PRL – to facet zapijaczony, albo twardy i zdystansowany. Albo zapijaczony i zdystansowany, jak w książce Kuczoka. Wielka tęsknota za takim zwyczajnym ojcem wykluła się w uwielbieniu papieża, kogoś, kto by był autorytetem, na kim można by się oprzeć. Bo bez niego wcześniej to tylko matka – też Matka Boska, która najmatczeńsza jest i ważniejsza niż cała Trójca Święta. Mickiewicz tylko dziś niej uratowany. Polska roku 1920 też.
Według Junga ważne jest, żeby pokonać w odpowiednim czasie ojca. Jak to się dzieje normalnie widać np. u Galla Anonima, w cytowanej pieśni z XII wieku: „Ojcom naszym wystarczały ryby słone i cuchnące, My po świeże przybywamy, w oceanie pluskające! Ojcom naszym wystarczało, jeśli grodów dobywali, A nas burza nie odstrasza ni szum groźny morskiej fali.” Drużyny, jak widać, dawały radę. Podobnie w filmie "Billy Eliot".
„Jeśli bowiem dziecku nie uda się w wyznaczonym czasie zerwać więzi łączącej je z ojcem, pokonać go, może się zdarzyć, że zacznie żyć nie własnym życiem, lecz życiem ojca – pisał Jung w „Marzeniach sennych dzieci”- tak, jak to się dzieje w książce Kuczoka. A co, jeśli nie ma kogo pokonać? Jeśli nie ma się z kim zmierzyć, bo ojciec na drugiej zmianie zarabiał, albo co zarobił to wydawał na mecie, albo był nieporadny i matka mówiła, o co chodzi w życiu, albo po prostu znikł, udając że jest młodzieniaszkiem i wciąż najlepszym towarem we wsi?
Ojciec symbolizuje zasadę twórczą, kształtującą – to nadająca sens zasada duchowa. Jeśli mamy sobie przepatrzeć filmy z ojcem, to mamy przegranych facetów. Mamy Kiepskiego, do którego widz ma stosunek ambiwalentny, ale trudno aspirować do tego, żeby go pokonywać. Mamy "Tatę" Ślesickiego, w którym ojciec przegrywa z matką (piersi ojca bronią, a nie żywią – zobaczcie ten plakat). Mamy "Wesele" Smarzowskiego, w którym ojciec jest typowym dyktatorem, wobec którego wsiowe społeczeństwo wyciąga po wszystko rękę. Tradycyjna głowa rodziny to projekcje dla kobiet – w "Klanie" i "M jak Miłość". A jeśli jest rzeczywiście wzorem – jak w filmie "Chce się żyć" – musi umrzeć, żeby bohater był sam, jak każdy polski bohater. Edi – któremu dziecko zabierają. "Pogoda na jutro" – ojciec ukrywa się w klasztorze. "Kret" – ojciec tracący dobre imię itd. itd.
Nasz polski superfacet to pracownik korporacji lub facet tokujący. Jeśli przepatrzeć prasę dla mężczyzn, liczą się gadżety, panny lub pieniądze (najlepiej wyraża to reklama Calvina Cleina Contardiction – facet i dziecko to sprzeczność, w odróżnieniu od Eternity dla kobiety). To samo co w gazetkach dla nastolatków. Rola kogoś, kto nadaje sens światu, jest nieobecna, gdyż to świat faceta, który sam jest jeszcze jednym wielkim popędem – albo zwycięzcą spod trzepaka (to politycy) albo dowcipnisiem z imprezy (to reklamy piwa).
Główny przywódca prawicowy eksponuje tylko matkę. I sam nie jest – nie dał rady – być ojcem. Ten, który mógł być ojcem, był bratem. Liczbowo w dzieciach za Jarosława nadrobił obecny prezydent – ale zobaczcie spot prezydencki – rodzina je przy stole, a facet jest nieobecny, siedzi na tronie pod ścianą – 46 sekunda spotu wyborczego.
Kiedy czytam mickiewiczowski "Powrót taty", w którym to, co łączy zbójcę i kupca, to ojcostwo, myślę sobie, że coś się stało dzisiaj niedobrego. Że może wyglądamy na ekranie nie powstańców, nie bezdomnych, nie gangsterów, ale kogoś takiego jak w "Nemo", "Fantastyczny Pan Lis", "Strasznie głośno, niesamowicie blisko". Że polska kultura czeka na powrót taty. Czyli chyba na nas.