Nauczycielka: "Ferie zimowe to zło w czystej postaci. Trzy dni by wystarczyły"
Za moich czasów uczniowie z utęsknieniem czekali na 14-dniową przerwę w szkole. Teraz też odliczanie trwa w najlepsze. Oddech potrzebny jest zarówno dzieciom, jak i nauczycielom, bo jakby nie patrzeć jedni i drudzy zasłużyli na odpoczynek.
Tyle dni wolnego?
Czy można nie lubić ferii zimowych? Czy można nie cieszyć się z możliwości błogiego lenistwa (w przypadku nauczycieli – płatnego)? No jakoś nie mieści mi się to w głowie. Będę musiała jednak spuścić z tonu i dać upust emocjom, bo jak się okazuje, przerwa zimowa może być dla kogoś... utrapieniem.
"Jestem nauczycielką z wieloletnim stażem. Po 17 latach pracy w szkole wyciągnęłam wnioski, którymi postanowiłam się podzielić. Niby ferie zimowe same w sobie są super, ale zauważam, że po dwóch tygodniach wolnego uczniowie wracają do szkoły rozleniwieni i zupełnie oderwani od rzeczywistości.
Te 17 czy nawet 15 lat temu dzieci były bardziej sumienne, pracowite i miały większy szacunek do nauczyciela. W obecnych czasach panuje jakieś bezprawie i samowolka. Ale oczywiście nauczyciel nie może krzyknąć, bo zaraz wyląduje na dywaniku u dyrektora.
Przejdźmy do tego powrotu po feriach do szkoły. Na początku w klasach panuje chaos. Dzieci marudzą, mają problem ze skupieniem, a lekcje przypominają bardziej walkę o przetrwanie niż faktyczną naukę. Jak lwica walczę o ich uwagę, ale z różnym skutkiem. Ziewanie rozgrzewa mnie do czerwoności, a bywa, że połowa klasy zachowuje się tak, jakby ledwo wstała z łóżka. Zamiast skoncentrować się na nauce, to uczniowie prowadzą niekończące się dyskusje o tym, co robili w wolne dni. Na zadawane przeze mnie pytania odpowiadają niechętnie lub wcale. Tak, jakby robili mi łaskę, że w ogóle przyszli na lekcję.
Rozumiem, że odpoczynek jest ważny, ale czy naprawdę potrzebne są aż dwa tygodnie przerwy? Krótsze ferie, na przykład trzydniowe (z weekendem byłoby to pięć dni), pozwoliłyby dzieciom zregenerować siły, ale nie rozleniwiłyby ich do tego stopnia. Obecna forma ferii, choć atrakcyjna dla uczniów, w praktyce wydłuża proces adaptacji i sprawia, że pierwszy tydzień nauki po przerwie jest w dużej mierze stracony.
Jeśli pięć dni to za mało, to już nawet niech ten tydzień odpoczywają, no ale nie dwa. Krótsza przerwa byłaby z korzyścią dla uczniów i rodziców, którzy nie musieliby kombinować, jak zorganizować dzieciakom czas. A i dziadkowie mogliby odetchnąć, bo wiadomo, że niektóre wnuki to u nich spędzają całe swoje wolne".