Myślałam, że przerwa od przedszkola nas uratuje. Teściowa postawiła mnie do pionu
W przedszkolnej szatni od kilku miesięcy przewija się ten sam temat. Infekcje, przeziębienia, osłabienia, pogorszone samopoczucie. Rodzice podpytują, co u kogo i na co pomaga. Sama chętnie biorę udział w tego typu dyskusjach, z nadzieją, że dowiem się czegoś wartościowego. Kilka dni temu jedna z mam zdradziła nam pewien sekret.
Domowe specyfiki
Codziennie rano budzę się z nadzieją, że wszyscy są zdrowi, że nikt nie ma kataru, kaszlu ani bólu gardła. Niestety, choć bardzo bym chciała, choć dokładam starań, różnie bywa. W tym sezonie infekcje nas nie omijają. Dzieci chorują, marudzą i proszą, bym zabrała im ten katar, a ja ze złami w oczach chwytam się wszelkich możliwych sposobów. Tak bardzo chcę im pomóc. Czosnek, cytryna, mleko z miodem i masłem, olej z czarnuszki. Cuda na kiju. Ale nic nie pomaga.
Czasami mam wrażenie, że przesadzam, że może byłoby lepiej, gdybym tak bardzo nie chuchała na swoje dzieci. Ale nie potrafię. Kiedy usłyszę, że pociągają nosem, od razu włącza mi się tryb działania. Może bieganie na bosaka po śniegu wyszłoby im na zdrowie. Koniec końców z odpornością moich dzieci różnie bywa.
On nie choruje
Mój syn już od dłuższego czasu powtarza, że do przedszkola przestał chodzić jeden z jego kolegów. Kamila, bo tak mu na imię, nie ma już chyba ponad dwa miesiące. Najpierw myślałam, że jest chory, potem, że może gdzieś wyjechał. Tak długa nieobecność rzadko kiedy się zdarza.
Jednak ku mojemu zdziwieniu, kilka dni temu Kamila wraz z jego mamą spotkałam w szatni. Pierwsze, o co zapytałam, to powód nieobecności. To, co usłyszałam, najpierw odebrało mi mowę, potem jednak doszłam do wniosku, że to chyba całkiem dobry pomysł.
Mama Kamila postanowiła, że w sezonie infekcyjnym nie będzie posyłała go do przedszkola. Z racji tego, że pracuje zdalnie, mogła sobie na to pozwolić. Teraz, ze względu na jakąś kontrolę, musi pojawić się w biurze, dlatego przyprowadziła syna do przedszkola. Kamil przez te dwa miesiące nie miał kontaktu z innymi dziećmi i ani razu nie zachorował. Zaczęłam sama się nad takim rozwiązaniem zastanawiać.
To zły pomysł
Kiedy spotkałam się z teściową, opowiedziałam jej o pomyśle mamy Kamila. Wspomniałam, że sama chętnie bym w taki sposób postąpiła. Jednak jej reakcja szybko postawiła mnie do pionu. Powiedziała mi tylko jedno: "Trzymając ich pod kloszem, na pewno nie poprawisz odporności. Wyrządzisz im tylko krzywdę".
Choć na początku byłam zła, że tak zareagowała, że od razu skrytykowała i nawet nie chciała podyskutować, to potem, kiedy przemyślałam na spokojnie, doszłam do wniosku, że ona chyba jednak miała rację.
Zamykaniem i trzymaniem pod kloszem im nie pomogę. Owszem, być może teraz nie zachorują, ale jak zareaguje ich organizm, kiedy po takiej izolacji spotka się z wirusem? Czy wtedy też tak szybko zwalczy katar i kaszel? A może przebieg choroby będzie o wiele poważniejszy? Obawiam się, że sprawdziłby się ten drugi scenariusz.