"Ten przedszkolny trend doprowadza mnie do szału. Codziennie w szatni festiwal żenady"
"Codziennie ok. 15 odbieram córkę z przedszkola. To jej pierwszy rok w placówce, zaczęła we wrześniu. Adaptacja przebiegła nieźle, może przez pierwsze dni mała trochę popłakiwała, ale szybko się przyzwyczaiła. Kiedy po nią przychodzę, zwykle marudzi, że jestem tak wcześnie, bo chciałaby jeszcze dłużej się bawić... To państwowe przedszkole, otwarte do 17:30, wiem, że wielu rodziców odbiera dzieci dopiero ok. 17. Nie dziwię się w sumie, ja mam szczęście, bo pracuję w takich godzinach, że nie muszę zostawiać jej tam na cały dzień.
U nas ta 15 to taka przeciętna godzina odbioru dziecka, zwykle kiedy przychodzę, trafiam na jakiegoś rodzica w szatni albo któryś przychodzi, kiedy my z Klarą się szykujemy do wyjścia. No i zauważyłam coś, co strasznie mnie irytuje. Kiedy pani 'przekazuje mi' Klarę, zwykle tylko jej dziękuję, pytam, czy coś ważnego się działo, o czym muszę wiedzieć i skupiam się już tylko na córce. Chcę wiedzieć, jak jej minął dzień itd. Ale niektórzy rodzice, zamiast skupić się na dziecku, wdają się w dyskusję z paniami.
Tylko robią z siebie pośmiewisko
Zagadują, pytają o wszystko. Czy Jaś albo Staś zjadł całe śniadanko, czy obiadek mu smakował? A czy mięsko nie było za twarde i czy pogryzł, bo w domu to różnie przy tym jedzeniu bywa... Czy Zosia się ładnie bawiła? Z kim się bawiła? Czy nikt jej nie dokuczał? Czy piżamkę chętnie założyła na leżakowanie? I czy to na pewno dobra piżamka, może jednak lepsza byłaby z krótkim rękawkiem?
Ostatnio był Dzień kropki, więc już kilka dni wcześniej były pytania: a czy spodenki też muszą być w kropki? Czy tylko bluzeczka? A jakie duże te kropki? A kolorowe? A mogą być czarne? To są autentyczne pytania, które ci rodzice zadają. Przecież to śmieszne, to zawracanie paniom głowy duperelami. Przecież one są w pracy, mają pod opieką inne dzieci. Zamiast wrócić do grupy, muszą stać przez 20 minut i wysłuchiwać durnych pytań nadopiekuńczych rodziców.
Skupcie się na swoich dzieciach
Najgorzej, kiedy rozmowa schodzi na tematy prywatne. Słyszałam raz, jak jakaś matka zapytała w piątek pani, co będzie robiła w weekend. Mnie byłoby wstyd! Rozumiem, że fajnie mieć dobre relacje z nauczycielkami, ale dla mnie to gruba przesada. Wydaje mi się, że takie zachowanie tylko krzywdzi dzieci. Bo dzieci, które się odbiera, czują, że matkę czy ojca bardziej interesuje rozmowa z panią z przedszkola. Ale też dzieci, które wciąż czekają na rodziców, mogą być przez to smutne.
Dla mnie to czysta głupota. Wczoraj też tak było i jestem pewna, że dziś, kiedy będę odbierać małą, będzie to samo. Aż na samą myśl mam ciarki żenady. Więc błagam, rodzice, jeśli to czytacie: opanujcie się. Takie zachowanie naprawdę może przynieść więcej szkody niż pożytku. Pozdrawiam, Aneta".