"Nie wystarcza na połowę tego, co potrzebne jest dziecku w szkole" - 300 zł na wyprawkę to kpina

Martyna Pstrąg-Jaworska
300+ na wyprawkę szkolną to stała kwota dofinansowania zakupów do szkoły. A w realnym życiu inflacja, coraz wyższe ceny zeszytów i tornistrów, zmiana cen w związku z VAT... Czy przypadkiem nie pora na nowe spojrzenie na świadczenie i jego waloryzację?
300+ na wyprawkę nie starcza nawet na połowę rzeczy, które dziecku potrzebne są w szkole. Wszystko kosztuje więcej, a pomoc od państwa cały czas w tej samej kwocie. Unsplash
Rząd chwali się pomocą dla rodzin i wspomaganiem finansowym – każdy otrzymuje 500+ czy 300 zł na szkolną wyprawkę dla dzieci uczących się. System nie uwzględnia jednak tego, że w życie podrożało.


W rzeczywistości kupienie całej wyprawki szkolnej dla jednego dziecka jest prawie o 10% droższe niż jeszcze rok temu. Jaka jest tego przyczyna? Inflacja, która sięgnęła również artykułów szkolnych i plastycznych, nowe ceny VAT sprawiły, że 300 zł staje się niewielką pomocą od państwa w skompletowaniu wyprawki szkolnej.

300 zł nie starcza nawet na połowę wyprawki…

"Dziennik Gazeta Prawna" zauważył, że skompletowanie wyprawki nie tylko jest coraz droższe, ale w porównaniu z latami sprzed pandemii, różnica jest wręcz kolosalna. Przed pandemią, czyli we wrześniu 2019 roku, szkolna wyprawka kosztowała rodziców o 40% mniej, niż ma to miejsce obecnie.

"Kwota ta obejmuje koszyk podstawowych produktów, do tego kupowanych po jednej sztuce. Nie obejmuje podręczników, które są darmowe tylko dla uczniów szkoły podstawowej. Tymczasem za jeden trzeba zapłacić od 30 zł do ponad 50 zł. A do pierwszej klasy szkoły ponadpodstawowej potrzeba ich kilkanaście" – napisano w artykule.

Do przyborów szkolnych dochodzą tornister, kapcie, zeszyty, podręczniki czy nawet pudełko śniadaniowe na przekąski w czasie szkolnej przerwy. A trzeba pamiętać również o oddzielnym obuwiu i stroju sportowym na WF. To takie banalne rzeczy, które same w sobie nie kosztują wiele, ale gdy zbierze się tego większa ilość, kwota przekroczy tę z zapomogi nawet o kilkaset złotych.

Brak okazji na tańsze zakupy

Nie ma też zbyt wiele promocji, które mogłyby trochę pomóc rodzicom w obecnej sytuacji. Producenci artykułów szkolnych, nie są zbyt skłonni do dużych obniżek cen towarów. Wszystko przez sytuację związaną z pandemią. Dodatkowo wystąpiła również spora inflacja, która rok do roku wyniosła aż 5 %, a ostatnia taka podwyżka cen artykułów do szkoły miała miejsce ponad 10 lat temu.

A jeszcze niedawno (podczas wystąpienia 30 lipca br.) premier twierdził, że "Inflacja jest kwestią, którą należy odnosić do wzrostu wynagrodzeń; kiedy wynagrodzenia rosną dwa razy szybciej niż inflacja, oznacza to, że za zarabianą kwotę możemy kupić dwa razy więcej". Premier Mateusz Morawiecki w wystąpieniu mówił też, że wzrost wynagrodzeń w Polsce dotrzymuje tempa inflacji. Dlaczego więc rząd nie uwzględnia inflacji w pomocy, której udziela rodzinom i którą się tak chwali podczas każdego wystąpienia? Panie Premierze, kiedy nastąpi waloryzacja świadczeń udzielanych rodzicom...?