Afera o konkurs, w którym "rodzice zaszaleli". Internauci nie zostawili na nich suchej nitki

Ewa Bukowiecka-Janik
"Jaka to kategoria wiekowa? 0-4 czy 0-40?" – pytają ironicznie internauci pod pracami przesłanymi na konkurs plastyczny dla dzieci. Rzeczywiście, w zbiorze prac trudno znaleźć taką, która nie nosi śladu rodzicielskiej kreski. Gdy na horyzoncie pojawiły się nagrody i miliony lajków, do wyścigu stanęli dorośli – tak można to interpretować. Co na to organizatorzy?
Rodzice zaszaleli w konkursie plastycznym dla dzieci. Internauci domagają się sprawiedliwości fot. flickr
Zjawisko wykonywania prac plastycznych za dziecko jest stare jak świat. Wszyscy znamy je ze szkoły. Każdy miał w klasie Asię czy Marysię, która przynosiła perfekcyjne DIY, za co otrzymywała szóstki, a reszta była daleko w tyle. Część czuła się oszukana, inni mieli z koleżanki "bekę", pozostali głęboko wierzyli w jej talent. Niemniej, ocenianie pracy rodzica, nie dziecka jest zwyczajnie nieuczciwe i to wiedział każdy.

Rodzice i nauczyciele oburzają się za każdym razem na plastyczne wysiłki tak bardzo, jakby działo się to po raz pierwszy. Gorąca dyskusja toczy się obecnie pod postem firmy Plastimet Sp. z o.o.


Firma ogłosiła konkurs plastyczny dla dzieci pracowników i dzieci ich przyjaciół. Nadesłane prace zostały opublikowane na Facebooku. Zwyciężają te, które zdobędą najwięcej pozytywnych reakcji.

"Osobne podium dla oszustów"
Jeden rzut oka na rysunki w kategorii wiekowej 0-4 lata wystarczy, by zauważyć, że prace wykonane zostały z dużą pomocą dorosłych. Niektórzy piszą nawet, że trudno wśród nich znaleźć choć jedną w pełni samodzielną pracę dziecka. Coś w tym jest. Samodzielność – nie walory estetyczne – stała się kryterium wyboru. W konkursie wyraźnie prowadzi jedna praca narysowana niemal na pewno ręką dziecka. Zdobyła prawie 800 polubień, pozostali faworyci mają ich połowę mniej.

Jednak internauci domagają się sprawiedliwości – chcą dyskwalifikacji prac, których na pewno nie zrobiłby żaden 4-latek. Piszą, że takie postępowanie rodziców – robienie czegoś za dziecko – uczy je oszustwa. Mają rację, jednak możliwe, że przeoczyli coś ważnego...

W związku z zaistniałą sytuacją firma napisała odpowiedziała na liczne komentarze: "Kochani, konkurs plastyczny miał ucieszyć wszystkich chętnych. Niektórzy przeoczyli fakt, że autorem pracy miało być dziecko. Widzimy, że nad powstaniem niektórych z nich w kategorii wiekowej 0-4 pracowały całe rodziny. Dlatego z radością informujemy, że widząc to zaangażowanie, postanowiliśmy przyznać dodatkową, specjalną nagrodę dla zespołu rodzinnego. Jednocześnie nagrodę główną w kategorii 0-4 przyznamy pracy, co do której nie ma wątpliwości odnośnie samodzielności wykonania pracy przez dziecko".

Wielu internautów uważa, że to pogarsza sprawę. Piszą: "dodatkowe podium dla oszustów?" i porównują prace wykonane z pomocą dorosłych do osiągnięć sportowych na dopingu.

Mimo że jest w tym myśleniu logika, to jednak "każdy sądzi po sobie". Jeśli traktujemy rodziców, którzy pomogli dziecku wykonać pracę konkursową, jako oszustów, zakładamy, że zgłaszają się oni do niego, by wygrać. Bo sami właśnie po to by się zgłosili. A w tym wypadku niekoniecznie nagroda to jedyna motywacja.

Starania o "Rodzinne Święta"
W tym konkursie nie wygrywa się 10 tys. złotych. Nagrody są fajne (w tej kategorii wiekowej to Lego Duplo), ale trudno uwierzyć, że ludzie biorą udział w tym konkursie tylko po to, by je zdobyć.

Osoby, które tak surowo oceniają postawę rodziców, być może nie wzięły pod uwagę, że wartością tych prac jest głównie to, że w ogóle zostały wykonane. Jeśli zostały wykonane wspólnie, to znaczy, że rodzice z dziećmi spędzili fajny czas. Poświęcili uwagę, włożyli wysiłek. A to już fajne przesłanie dla dziecka.

Wykonywanie prac za dziecko do szkolnego konkursu plastycznego, to jednak coś innego. Przedszkole czy szkoła to instytucje związane tylko z dziećmi – nie rodzicami. Jeśli tam organizowany jest konkurs, to oczywiste, że odbiorcami są dzieci, więc oddawanie pracy rodzica to jawne oszustwo.

W tym wypadku jednak inicjatywę wysunął zakład pracy rodziców. Fakt, w regulaminie wyraźnie jest napisane, że to konkurs dla dzieci, jednak zakład pracy rodziców zostaje zakładem pracy rodziców. Dzieci się z nim nie identyfikują, a w tym wieku nie mają o nim bladego pojęcia. Nawet nie miały prawa się o nim dowiedzieć bez fatygi rodziców. Zatem po co i jak mogłyby chcieć brać w nim udział?

Nietrudno sobie wyobrazić, że motywacją dla tak małych dzieci mogła być postawa rodziców: "zróbmy to". Czy coś w tym złego? Nie jest to usprawiedliwienie dla zbyt ambitnych dorosłych, lecz perspektywa, którą z powyższych powodów można przyjąć.

Tym razem ważna jest też kategoria wiekowa. Rodzice dzieci w wieku 0-4 lat dopiero uczą je, że można brać udział. Że to fajne dla samego udziału. Inicjatywa musi wyjść od rodzica. Samo wykonanie pracy też raczej wymaga pewnego zaangażowania: minimum to spędzenie tego czasu z dzieckiem przy biurku. Czy poprawienie dwóch kresek lub zasugerowanie: "a może narysuj choinkę?" już łamie regulamin konkursu? Bez przesady.

W gronie oburzonych są też tacy, co twierdzą, że pokolorowany szablon to wyręczanie dziecka. Bo SZABLON. A jeśli dziecko chciało wziąć udział, ale ma 2 lata i jeszcze niepewnie trzyma kredkę, to co?

Albo chciało zrobić wyklejaną choinkę, ale nie do końca potrafi, więc tata pomógł - czyli pomysł dziecka, a wykonanie z pomocą rodzica. Czy to też arcyoburzające?

Czy taki rodzic powinien stanąć nad 3-latkiem i rzec: "dziecko, to KONKURS, musisz się starać. Nie masz talentu? Trudno, przegrasz, przyzwyczajaj się, że nie jesteś najlepszy".

Jasne, wyręczanie dziecka to nic dobrego, dzieci muszą umieć przegrywać i wiedzieć, że liczy się gra fair play. Jednak niekoniecznie tylko to powinno przyświecać rodzicom maluchów.

Zatem nie zawsze rodzice, którzy rysują z dzieckiem pracę na konkurs to chciwi oszuści. Klocki fajnie jest mieć, porysować z mamą też. Kropka. Gdy rodzice oddają swoje prace na konkurs w szkole czy przedszkolu kierowani są chwałą i wysokimi ocenami swojego dziecka. To dwie zupełnie różne motywacje. Warto o tym pamiętać, zanim zlinczuje się kogoś tak bardzo serio, jakby chodziło o olimpiadę. Nie konkurs dla najmłodszych.