Dostałam kwiaty – trzy lekko pogniecione różyczki. Oto, czego nauczył mnie prezent od syna

Redakcja MamaDu
Warto zapobiegać, żeby nie dopuścić do sytuacji, gdy zabraknie nam sił, utracimy radość z tego, że jesteśmy rodzicami czy wręcz stracimy chęci do życia, a sfrustrowani rodzice to najgorsze rozwiązanie! Zacznijmy więc dbać o siebie już dzisiaj, żeby nasze życie nie było wyłącznie praktyczne i rozważne, ale czasem też przyjemne i radosne. Ja uczę się od mojego Miszcza, który, choć młody potrafi być i rozważny, i romantyczny. Wczoraj, na przykład, dostałam od niego kwiaty. Konkretnie trzy lekko pogniecione różyczki, które kupił, wracając ze szkoły... – pisze Agnieszka Dydycz w kolejnym felietonie dla Mamadu.pl.

Zapraszamy do świata lekcji spisanych specjalnie dla MamaDu przez Agnieszkę Dydycz – trenerkę motywacyjną, mentora oraz autorkę książek dla dorosłych i dla dzieci. Jej opowieść dla dzieci "O Wojtku z planety Uran" została napisana razem z synkiem. Mówi, o tym, co dla dzieci jest najważniejsze: o trosce, akceptacji, życzliwości i magii przytulania. Dzieci ją uwielbiają, z kolei nam dorosłym, historia ta przypomina o tym, o czym łatwo zapominamy, a o czym warto pamiętać. W każdym wieku.

Agnieszka opowiada o tym także w swoich książkach dla dorosłych. "Z pamiętnika masażysty", "Człowiek zawsze kicha dwa razy", "Marzenia z terminem ważności" oraz "Dzisiaj należy do mnie", które są o ludziach takich jak my, czasem odważnych, a czasem mniej. Inspirują, dają nadzieję, a przede wszystkim pokazują, że największa siła i moc jest w nas samych. Przekonują, że warto jest szukać swojego miejsca na ziemi i zmieniać swoje życie na lepsze. Bo warto jest marzyć, lecz dobrze też czasem się odważyć!

Lekcja nr 1, czyli na początku jest nadzieja…

Czego możemy nauczyć się od dzieci?
Lekcja nr 2, czyli rozważnie i romantycznie.


Gdy zostajemy rodzicami, nasze dotychczasowe hierarchie wartości ulegają zmianie. Zwykle nie jest to jedynie subtelna modyfikacja dotychczasowego stylu życia, lecz zmiana totalna. Gdy bowiem wyczekiwany przez dziewięć miesięcy nowy członek naszej rodziny ląduje wreszcie w jej centrum, zaczyna mieć wpływ na praktycznie każdy aspekt naszego życia.

Bobas staje się naszym nowym Słońcem, wokół którego orbitujemy. Od tej pory, robimy wszystko, co w naszej mocy, by zaspokoić jego potrzeby, a sami usuwamy się dyskretnie na plan drugi. Bobas rządzi!


Bobas zaczyna decydować, jak spędzamy nasz wolny czas (cha, cha!) oraz na co wydajemy ciężko zarobione pieniądze. Oszczędzanie nie jest mocną stroną świeżo upieczonych i przejętych swoją nową rolą rodziców, którzy chcą dla dziecka jak najlepiej. Chcą mu dać wszystko, co najlepsze i najzdrowsze, polecane przez doświadczonych pediatrów oraz ekspertów. Pieluszki, śpioszki, ekologiczne jedzenie, a potem, przedszkole, najlepsza szkoła, lekcje baletu, nauka języków obcych…

Nowa kiecka, modne buty czy super krem, na który od dawna mamy ochotę, mogą poczekać,
choć jeszcze rok temu, to właśnie były nasze priorytety. Ale teraz mamy przecież dziecko, musimy być odpowiedzialni! Jeśli więc nie należymy do tych najbogatszych, musimy wybierać pomiędzy poszczególnymi kategoriami wydatków i najczęściej, jako super odpowiedzialni rodzice, wybieramy to, co według nas powinno dostać nasze dziecko. Nie my.

Dlatego dzisiaj, zainspirowana kolejną rozmową z Miszczem, chciałam nas – rodziców zachęcić do tego, żebyśmy czasem przypomnieli sobie, że nasze potrzeby i marzenia są równie ważne. Że w szaleństwie odpowiedzialnego rodzicielstwa warto pamiętać także o sobie, choćby po to, żeby nie zwariować i nie dać się wpędzić w pułapkę totalnego podporządkowania się roli rodzica.

Dotyczy to każdego obszaru naszego życia, także finansowego. Jeśli bowiem tego nie zrobimy, może się to dla nas skończyć bardzo źle. Bo gdy podporządkujemy całe nasze życie bobasowi, a swoje potrzeby stłumimy lub schowamy do zamrażalnika – wcześniej lub później przyjdzie moment, że dłużej nie damy rady wytrzymać.
Archiwum prywatne
W końcu nam się uleje, a wtedy może nam zabraknąć sił i motywacji do dalszego funkcjonowania w tym zaburzonym układzie. W ekonomii, taki brak równowagi nazywamy gospodarką rabunkową i jest ona równie groźna, jak bomba z opóźnionym zapłonem. Kryzys pojawia się bowiem w najmniej spodziewanym momencie, wybucha, zaczyna szaleć i niszczy wszystko...

By temu zabiec, powinniśmy więc bardziej świadomie zacząć dbać o swoje potrzeby. Stać się ważni dla siebie samych i siebie nawzajem, uważni nie tylko na to, czego potrzebuje nasz bobas, ale także na to, czego nam samym potrzeba do szczęścia i zadowolenia. Warto zapobiegać, żeby nie dopuścić do sytuacji, gdy zabraknie nam sił, utracimy radość z tego, że jesteśmy rodzicami czy wręcz stracimy chęci do życia, a sfrustrowani rodzice to najgorsze rozwiązanie!

Dręczą siebie samych i siebie nawzajem, a do tego raczej słabo motywują swoje dzieci… Zacznijmy więc dbać o siebie już dzisiaj, żeby nasze życie nie było wyłącznie praktyczne i rozważne, ale czasem też przyjemne i radosne. Bo przecież zostając rodzicami, nie przestajemy być sobą, a nam również coś się od życia należy, prawda?

Ja uczę się od mojego Miszcza, który, choć młody potrafi być i rozważny, i romantyczny. Wczoraj, na przykład, dostałam od niego kwiaty. Konkretnie trzy lekko pogniecione różyczki, które kupił, wracając ze szkoły.

– Kwiaty? Dla mnie? – zdziwiłam się głośno, a w sercu zrobiło mi się cudownie ciepło.
– Z jakiej okazji, synku?
– Bez okazji, mamo. Bo Cię kocham – odpowiedział syn, wzruszając ramionami.
Teraz ciepło miałam już nie tylko w sercu i było to niewiarygodnie przyjemne uczucie!
– Dziękuję, kochany jesteś! – ucałowałam syna, lecz nie byłabym sobą, gdyby nie
zapytała dociekliwie:
– A skąd miałeś kasę?
– Tata dał mi rano i powiedział, żebym wydawał z sensem – poważnie wyjaśnił Antoni.
Archiwum prywatne
Muszę przyznać, że ta jego szczera odpowiedź wzruszyła mnie jeszcze bardziej niż sam bukiet. Okazało się bowiem, że dla mojego syna, wydanie pieniędzy na kwiaty dla mamy jest wyborem racjonalnym, który ma sens!

Warto zatem, żebyśmy my, rodzice, również o tym pamiętali. Gdy w pędzie dnia codziennego zajmujemy się poważnymi sprawami, realizujemy kolejne zadania i obowiązki, przypomnijmy sobie od czasu do czasu, że pieniądze są także po to, by wydawać je z SENSEM. To znaczy także na to, co istotne jest dla nas, co nam sprawia przyjemność. Przecież my sami również powinniśmy być dla siebie ważni, a nie tylko i wyłącznie nasze dzieci, a jeśli niechcący o tym zapomnimy, niech bliscy nam o tym przypomną...

Sprawiajmy sobie od czasu do czasu przyjemności i miłe niespodzianki. Nie muszą być duże, bo zwykle te najbardziej spontaniczne wyrazy troski przynoszą nam najwięcej radości i nadają naszemu życiu sens. Wywołują uśmiech na twarzach, a przede wszystkim zostają w nas na długo i sprawiają, że chce się żyć.

Oczywiście bycie spontanicznym i romantycznym nie zwalnia nas od obowiązku bycia rozważnym. Dziesiąty z kolei bukiet róż raczej nie pomoże, gdy lodówka świeci pustkami... Jednak tej równowagi i symetrii pomiędzy przyjemnością a obowiązkiem również można się nauczyć, a z czasem, praktyka uczyni z nas mistrzów.

I wtedy bez problemu będziemy potrafili wybrać czy dzisiaj przyniesiemy do domu tylko masło i ziemniaki, czy może także bukiecik jej ukochanych fiołków lub jego ulubioną gorzką czekoladę. A potem mocno się do siebie przytulimy… Warto jest zacząć trenować już dzisiaj, szczególnie że na naukę nowych umiejętności nigdy nie jest za późno!

Każdy z nas ma przecież obszary, w których do klasy mistrzowskiej mu daleko. Mój romantyczny Miszcz także. On na przykład dopiero się uczy jak skutecznie opierać się zakupowym pokusom, których wokół jest tak wiele. – I co, synku? Kupiłeś ten dodatek do gry? – zapytałam go tego samego dnia, w którym dostałam róże.
Z mojej strony było to pytanie retoryczne, gdyż spodziewałam się, że usłyszę odpowiedź przeczącą. Że nie kupił dodatku, bo zbiera na coś bardziej z sensem… Niestety, ku swojemu rozczarowaniu, usłyszałam odpowiedź zupełnie inną, do tego wypowiedzianą z wyraźną dumą w głosie.

– Kupiłem, ale wybrałem ten tańszy.
– Ale jednak kupiłeś... – westchnęłam zrezygnowana.
I wtedy mi się dostało.
– Jak możesz, mamo! – oburzył się szczerze syn. – Przecież ja dopiero uczę się oszczędzania, a ty do mnie mówisz, jakby mnie już trzeba było wysłać na terapię!

Niechętnie, jednak musiałam przyznać mu rację. Faktycznie, on jest dopiero na początku swojej drogi, a do prawdziwej klasy mistrzowskiej nie dociera się z dnia na dzień i z łatwością. Pracuje się na nią latami, ucząc się także na swoich błędach i zbierając różne doświadczenia. Chyba że… Chyba że pewne szczególne umiejętności wyssiemy z mlekiem matki… O czym ja – finansista z wykształcenia i bankier z zawodu, przekonałam się dzisiaj rano.

– Synu, pożycz 35 złotych – poprosiłam grzecznie. Potrzebowałam akurat gotówki, do tego drobnymi, a tatuś Antoniego również nią nie dysponował.
– Okej – zgodził się ochoczo syn, równie ochoczo sięgając do swojej świnki-skarbonki.
– Pożyczę ci, ale pod warunkiem, że oddasz mi 36 złotych.

I tyle w temacie finansów, oszczędzania i wydatków. Puenta jednak pozostaje niezmienna: warto nauczyć się bycia rozważnym i romantycznym jednocześnie. Nadal pozostaniemy odpowiedzialni, jednak będzie nam o wiele przyjemniej. Będziemy umieć cieszyć się życiem w każdym jego aspekcie i we wszystkich naszych rolach.

Czego nam, drodzy rodzice, szczerze życzę!