Wiedza ratuje życie. Tych lekcji z pierwszej pomocy nie możesz pominąć

Redakcja MamaDu
Mimo że w życiu mamy co najmniej kilka okazji, aby je zaliczyć, kursy pierwszej pomocy bywają traktowane po macoszemu. Osób, które obudzone w środku nocy, będą umiały opisać pozycję boczną bezpieczną, czy rozszyfrować skrót RKO, prawdopodobnie nie ma w waszym otoczeniu aż tak wiele.
123rf.com
Jak często wynika z maili, które piszecie do naszej redakcji, czasem nawet ta wiedza w starciu z “pomysłowością” maluchów (lub naszym niedopatrzeniem), może okazać się niewystarczająca.

Często piszecie, że od tragicznego finału dzieliły was ułamki sekund, że straciliście dzieci z oczu zaledwie na kilka sekund, a nieszczęście było niemal gotowe. Wielu i wiele z was obwinia się o brak uważności czy skupienia, o to, że na chwilę pozwoliło sobie na utratę czujności.

Wypadków, które koniec końców, zakończyły się dobrze, nie warto rozpamiętywać. O wasze wspomnienia poprosiliśmy nie po to, aby rozdrapywać rany, ale po to, aby w miarę możliwości unikać podobnych błędów.

Poniżej publikujemy kilka wybranych przykładów, którymi zdecydowaliście się z nami podzielić.

Marysia, mama 5-letniej Poli
Polka miała wtedy 3-latka. Wtedy jeszcze była dzieckiem z gatunku mało ciekawskich. Śmialiśmy się nawet w rodzinie, że wyrośnie na filozofkę, bo zamiast wkładać łapki, gdzie popadnie i pchać do buzi wszystko, co znajdzie dookoła, Pola w większości przypadków tylko obserwowała, a rzeczy do “macania” musiały być jej niemal podtykane pod nos.

Pewnie dlatego jakoś przegapiliśmy moment, w którym powinniśmy zabezpieczyć dostęp do szafek. Polki one nie interesowały, więc my też nie widzieliśmy problemu. Oczywiście sytuacja trwała do czasu.

Któregoś dnia robiłam ciasto. Mała najpierw siedziała grzecznie przy stoliku obok mnie, bawiła się lalkami. Okazało się jednak, że “lalki” bardzo chciałby mi pomóc w pracy. W rozsypanej na blacie mące wylądowały najpierw ręce Poli, potem nogi lalki. Straciłam nad sobą panowanie. Warknęłam na córkę, która z zabawkami, tak myślałam, przeniosła się do pokoju obok.

Pola postanowiła jednak posiedzieć w łazience i znaleźć lalkom inną “robotę”, którą okazało się ustawianie kolorami butelek stojących w szafce pod zlewem. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem moje trzyletnie dziecko zdołało odkręcić butelkę z granulkami do przeczyszczania odpływu. Być może nie była dokładnie zakręcona, być może “pomogły” jej lalki. Nie mam pojęcia. Do końca życia nie zapomnę natomiast płaczu, jaki nagle usłyszałam.

Wbiegłam do łazienki, a tam na podłodze siedzi ropłakana Pola. Na podłodze pełno tych maleńkich granulek. Zaczęłam pytać, czy coś z tego zjadła. Kiedy zaczęła kiwać główką, oblał mnie zimny pot. W amoku wybiegłam z powrotem do kuchni, chwyciłam telefon i karton mleka stojącego na stole. Nie wiem, skąd to wiedziałam, ale byłam święcie przekonana, że chemikalia neutralizuje się właśnie w taki sposób.
123rf.com


Zaczęłam poić Polkę tym mlekiem i zadzwoniłam na pogotowie. Jak powiedział mi sanitariusz, który pojawił się na miejscu, moja reakcja, choć bardzo intuicyjna, była właściwa. Gorzej, gdyby mała napiła się wybielacza — wtedy mogłabym jej tym mlekiem zaszkodzić...

Pamiętaj: kiedy dziecko połknie detergent, nie wywołuj wymiotów. Jeśli wiesz, że spożyło preparat o odczynie zasadowym (udrażniacze do rur), małymi łykami podawaj mleko. Jeśli wypiło kwas, podaj wodę. Jeśli masz wątpliwości, zawsze podawaj wodę.

Ewa, mama 3-letniej Emilki
Zbliżały się urodziny Emilki, więc jak każda “dobra” mama, postanowiłam przystroić z tej okazji mieszkanie. Nakupowałam serpentyn, zrobiłam zapas talerzyków papierowych z jej ulubionymi bohaterami. Miałam plan, żeby cały pokój córki wypełnić balonami. Balonami, które wcześniej same będziemy dmuchać. Oczywiście, dmuchać miałam głównie ja, Emilka — pomagać.

I jak się okazało, to był najgłupszy pomysł pod słońcem. Dzień przed urodzinami usiadłyśmy na dywanie, dookoła rozsypałam wszystkie balony, jakie miałam i wyciągnęłam pompkę. Kilka balonów pękło, czym się specjalnie nie przejęłam — przecież było ich dużo.

Nie zauważyłam tylko, że Emilka latająca w tę i we w tę, zaczęła sobie te skrawki balonów zbierać. W pewnym momencie postanowiła sprawdzić, czy guma od balonów to to samo, co guma balonowa. Wpakowała więc do buzi, ile tylko mogła, i zaczęła żuć.

Nie miałam o tym pojęcia do momentu, kiedy usłyszałam taki dziwny dźwięk — jakby ktoś nie mógł złapać oddechu. Odwróciłam się i zobaczyłam siniejącą Emilkę. Serce mi zamarło. Przez chwilę czułam, jakby wszystko dookoła mnie przyspieszyło.

Złapałam małą i przerzuciłam ją sobie przez kolano. Zaczęłam uderzać w plecy, pomiędzy łopatkami. Z buzi wylatywały jej gumowe skrawki. Po chwili było już dobrze — Emilka odzyskała oddech. Później bardzo długo wyrzucałam sobie, że nie zadbałam o jej bezpieczeństwo — przecież kawałek gumy mógł przedostać się głębiej, przykleić do tchawicy, zatkać ją i moje oklepywanie na nic by się zdało…

Pamiętaj: sposób postępowania w przypadku zakrztuszenia się jest różny dla dzieci w różnym wieku. W przypadku starszych dzieci można przełożyć dziecko przez kolano i kilkukrotnie uderzyć w plecy. Jeśli to nie pomoże, należy wykonać rękoczyn Heimlicha (stajemy za dzieckiem i obejmujemy je w pasie; jedną z dłoni zaciskamy w pięść, układamy poniżej mostka i przykrywamy drugą dłonią; uciskamy nadbrzusze aż do wyplucia przez dziecko ciała obcego). Schemat postępowania w przypadku niemowląt jest inny — warto się z nim zapoznać.

Mateusz, tato 4-letniego Krzysia
O tym, jak bardzo trzeba myśleć o tym, co się robi, będę już zawsze pamiętał patrząc na swojego syna. Krzyś ma na ramieniu małą bliznę po oparzeniu, które poniekąd wynikło z mojej winy.

Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale często, kiedy chciałem zrobić sobie herbatę, odruchowo sprawdzałem, czy czajnik jest ciepły. Jeśli w dotyku był wystarczająco gorący, lałem wodę do kubka, jeśli nie — gotowałem. Krzyś oczywiście wszystko to obserwował. Kilka razy przyuważyłem, jak wyciąga ręce w stronę kuchenki, ale wtedy tylko stanowczo mówiłem, żeby tego nie robił. Nie wiedziałem, że chce mnie naśladować.

Pewnego dnia Krzyś nie mógł usiedzieć w miejscu — obijał się od ściany do ściany jak piłka. W pewnym momencie kątem oka zauważyłem, jak wbiega do kuchni. Już miałem krzyknąć, żeby tego nie robił, ale w tym momencie Krzyś, wyciągając rączkę w stronę czajnika, potknął się i popchnął naczynie z zagotowaną przed sekundą wodą.

Płynu nie było dużo, ale wystarczająco, aby spadając z kuchenki, ochlapał rękę Krzysia. Oparzenie trzeciego stopnia, jak się później okazało.
123rf.com


Dziecko bardzo krzyczało, to był najgorszy dźwięk, jaki usłyszałem w życiu. Wiedziałem, że właściwie nie mogę zrobić nic, tylko wpakować rękę pod zimną wodę. Wsadziłem więc Krzysia do wanny i odkręciłem prysznic. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, jak bardzo się poparzył, więc nawet nie ruszałem ubranka. I dobrze, bo Krzyś miał koszulkę z długim rękawem, gdybym zaczął ją szarpać, mógłbym naruszyć skórę.

Dzwoniąc po pogotowie robiło mi się, na przemian, zimno i gorąco. To był jeden z najgorszych momentów w moim życiu.

Pamiętaj: Istnieją trzy stopnie poparzeń. Te najmniej groźne, w wyniku których skóra jest jedynie zaczerwieniona, wystarczy złagodzić zimną wodą. Kiedy na skórze pojawia się obrzęk, pęcherze, towarzyszy im silny ból, musimy zgłosić się do lekarza. Jeśli poparzone miejsce znajduje się pod ubraniem, nie należy zdejmować materiału — mógł się on przykleić do rany, a jego oderwanie tylko pogorszy sprawę. Oczyszczaniem rany zajmie się specjalista w szpitalu.

Artykuł powstał we współpracy z marką Bella Baby Happy.