Kobieta w Żabce chciała całować moje dziecko. "Macanci niemowląt", dajcie nam spokój!

Alicja Cembrowska
Wielu z nas rozczula widok małego bobasa. Niewinnego, z pachnącymi włoskami, mięciutkiego. To jednak nie jest pretekst, by dziecko, niezależnie od stopnia pokrewieństwa, brać w ramiona, tulić, dotykać, całować bez zgody, z zaskoczenia. W wiadomości do nas ten temat poruszyła mama 6-miesięcznego Stasia.
Wielu rodziców zna ten problem, gdy obce osoby chcą dotykać i całować ich dzieci Fot. Franciszek Mazur / AG
Nurkowanie w wózku to początek...
Chyba większość mam zna ten problem z własnych doświadczeń. Malutkie dzieci w wielu osobach wzbudzają czułość. Zaglądanie do wózka i komentowanie wyglądu to jedna kwestia, która aż takich kontrowersji raczej nie wzbudza. Gorsze jest dotykanie i całowanie, a w tym, jak się okazuje, jesteśmy mistrzami, jakby nie zdając sobie sprawy z zagrożeń, które z tego wynikają (wiecie chyba, że możecie zarazić malucha, chociażby opryszczką?).

Sama pamiętam sytuacje, gdy jeszcze jako opiekunka słyszałam, że "synek jest podobny do mamusi" (czyli do mnie, więc chyba jednak średnio podobny, bo nie brałam udziału w jego "tworzeniu"), a zdarzało się, że obca osoba brała malucha na ręce i mówiła, że "jest taki piękny, że go zabierze". Czułam się nieswojo i nie wiedziałam, jak reagować, tym bardziej że nie było to moje dziecko. A martwiłam się, bo chciałam zapewnić mu jak najlepszą opiekę i komfort.


"Macanci, zostawcie moje dziecko!"
Wczoraj napisała do nas natomiast Ewa, której dziecko ma 6-miesięcy i właśnie ten czas stał się dla kobiety polem do obserwacji zjawiska, z którego skali do tej pory nie zdawała sobie sprawy.

– Jako "młoda" mama jestem oburzona macantami rzucającymi się na niemowlęta. Nie chodzi mi nawet o ciocie pachnące naftaliną i sprzedające mokre buziaki, ale o zupełnie OBCE osoby na ulicy. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia musiałam odpierać atak pani w Żabce, która chciała pocałować mi dziecko (!!!) i pana w warzywniaku, ciągnącego za pućki. Jesteśmy łatwym celem, bo noszę Stasia w chuście, ale z rozmów z koleżankami wynika, że na wózkowe też się rzucają.

Koleżanka, którą zapytałam o podobne sytuacje, dodała: "Dotykanie czyjegoś dziecka jest na porządku dziennym. Sama pamiętam, jak obce kobiety chciały wyciągać smoczek mojej córce, żeby zobaczyć, jak wygląda". Kolega, który niedawno na świecie przywitał synka, mówi: "Żar się z nieba leje, a sąsiadka sugeruje, że mojemu dziecku jest zimno w gołe nóżki. Następnego dnia pyta, "czy bardzo zmarzł wczoraj". I oczywiście wszystkie starsze panie chcą pomagać, jak widzą faceta z dzieckiem. Wara wam!".

Dziecko jako wspólne dobro narodowe
O ile zrozumieć można, że niektórzy silą się na uprzejmy komentarz, bo "jakoś wypada zareagować", to dotykanie, a tym bardziej całowanie brzmi przerażająco. Ah, i jeszcze jedna kwestia – zwracanie uwagi na wszelkie możliwe aspekty dbania o dziecko.

– Kilka dni temu oburzona emerytka na spacerze z psem teatralnym szeptem mnie shejtowała za wyjście z dzieckiem na spacer "w taki gorąc". Halo, wyszłam o 19:00, a w domu było tyle stopni, co na dworze. Generalnie odnoszę wrażenie, że w Polsce małe dzieci są traktowane jako dobro wspólne, szkoda, że nie wtedy, kiedy ktoś na dziecko się np. drze albo gorzej, wtedy każdy się boi pisnąć.

I trudno się z tym nie zgodzić. Chętnie udzielamy porad, "wymądrzamy się", porównujemy ("bo moja Zosia..."), a nadal rzadko reagujemy, gdy dzieje się coś, co faktycznie reakcji wymaga. Rodzic krzyczy, szarpie, upokarza, poniża, zdarza się, że uderzy w miejscu publicznym. Wtedy jest mniej zainteresowanych do podjęcia interwencji.

Zapominamy również, że dziecko to nie zabaweczka, którą bez konsekwencji możemy macać, cmokać i zaczepiać. Kontakt z drugim człowiekiem jest bardzo ważny w rozwoju człowieka i szalenie istotne jest, by od pierwszych dni dziecko otrzymywało bodźce i komunikaty, czym jest i jak powinno wyglądać prawidłowe budowanie więzi.