Siódmoklasista zdjął ze szkolnej ściany krzyż. "Ja tylko zdjąłem, oni je niszczyli"

Katarzyna Chudzik
Czternastoletni uczeń siódmej klasy podstawowej szkoły społecznej TAK w Opolu postanowił zdjąć w swojej sali lekcyjnej wiszący na ścianie krzyż. Mimo że w jego klasie "najwyżej 6 z 20 osób chodzi na religię", jego działanie spotkało się z niezrozumieniem i "rozwścieczeniem" dyrektorki.
Krzyż w (świeckich?) szkołach to wciąż norma Maciej Swierczynski/Agencja Gazeta
"Oni je niszczyli"
– Zawsze uważałem, że nie ma powodu, żeby mieć w klasie symbol tej religii, tym bardziej jeżeli większość klasy jest niewierząca (...) Pomyślałem, że jeżeli go zdejmę i położę go gdzieś na biurku, to przecież nikt nie będzie miał nic przeciwko temu. Inna klasa zaczęła też zdejmować krzyże, ale oni je niszczyli. Ja z krzyżami tego nie robiłem, po prostu zdjąłem. Ale później pani dyrektor strasznie się rozwścieczyła, nakrzyczała na mnie i kazała iść do gabinetu – opowiada "Gazecie Wyborczej" Mikołaj Kaim.

Początkowo nie miał pojęcia, o co chodzi. Dyrektorka miała wyjaśnić mu, iż zdjęcie krzyża jest "nietolerancją religijną" i nakazała go zawiesić z powrotem. Argumentowała, że "szkoła jest zbudowana na wartościach chrześcijańskich", w czym Mikołaj dostrzega zgrzyt, twierdząc, że polska szkoła jest przecież świecka.


Uczniowie nie poddali się od razu; koleżanka Mikołaja zaproponowała, żeby zrobić demokratyczne głosowanie, czy krzyż ma pozostać, czy też zniknąć z sali. – Usłyszeliśmy, że tak ma być, ten krzyż zawsze tu będzie – kwituje Mikołaj.

Próbowaliśmy skontaktować się w tej sprawie z dyrektorką szkoły. Niestety okazało się, że będzie mogła z nami porozmawiać dopiero we wtorek.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"