Badania kleszczy na boreliozę "diagnostycznym kitem". Farmaceutka ostrzega

Alicja Cembrowska
Już za chwilę majówka, którą wielu z nas spędzi w parkach, lasach, na rowerach i spacerach. Jest jednak jeden, mały, ale bardzo nieprzyjemny problem. Kleszcze. I problem większy – borelioza, którą mogą nas zarazić.
Niektóre firmy oferujące "badanie kleszcza" żerują na niewiedzy i lęku przed boreliozą Fot. Pixabay
Kleszczy nie lubimy i się ich boimy. Nie dziwi zatem, że chcemy przed nimi jak najlepiej zabezpieczyć siebie, swoją rodzinę i zwierzęta. Jak napisała farmaceutka Agnieszka Raczkowska to również okazja, by "wyłudzić pieniądze, wykorzystując niewiedzę z zakresu badań na boreliozę".

"Zapakuj kleszcza w kopertę"
Wystarczy szybki rzut okiem na oferty, które pojawiają się w sieci, by dowiedzieć się, że zamówienie "badania kleszcza" jest szalenie proste. Firmy zachęcają: "Wystarczy usunąć kleszcza, dokonać płatności i wysłać pajęczaka do laboratorium" – "należy go zapakować w miarę możliwości szczelnie do woreczka foliowego (strunowego) lub pojemnik na mocz/kał, który należy włożyć do woreczka foliowego i umieścić w kopercie lub paczce".


Wyniki badań otrzymasz w ciągu 1-7 dni roboczych. Za "spokój i bezpieczeństwo" zapłacisz 127 zł (pakiet podstawowy), 217 zł za pakiet rozszerzony lub 317 zł za ten "najczęściej wybierany przez rodziców". Ale ceny oczywiście mogą być różne.

Na stronie znajdziemy dokładny opis usług, zapewnienie, że do firmy spływają listy z całego świata, a także opinie zadowolonych klientów – prawniczki z Niemiec czy mamy dwuletniego Ignasia.
Ludzie z całego świata badają "swoje" kleszczeZrzut z ekranu
Gdy jednak odwiedzimy witrynę Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu, dowiemy się, że "badania kleszczy Laboratorium nie wykonuje, ponieważ badanie kleszcza usuniętego ze skóry pacjenta (poszukiwanie w nim DNA Borelia burgdorferii ) NIE MOŻE BYĆ UZNAWANA JAKO METODA DIAGNOSTYCZNA!".

Na stronie innego laboratorium czytamy natomiast ostrzeżenie: "Uwaga na firmy wykonujące "analizę kleszcza" przy pomocy biorezonansu i oferujące wynik w dzień odbioru paczki. Analizy takie nie mają znaczenia diagnostycznego ani potwierdzenia naukowego".

Bo, co istotne, ważna jest również metoda. Przedstawiciel jednego z laboratorium podkreśla, że badanie genetyczne jest bardzo dokładne i pozwala na zdobycie szczegółowych informacji na temat bakterii w kleszczu. Wątpliwy jest natomiast biorezonans. Uściślając: na rynku znajdziemy wiele miejsc, które oferują badanie kleszcza; zbadać kleszcze można przy pomocy różnych metod; od nas zależy, czy chcemy wiedzieć, czy kleszcz, który wpił się w nasze ciało, miał bakterie, czy ich nie miał (ich obecność nie warunkuje zarażenia).

Diagnostyczny kit
Na problem w mediach społecznościowych zwróciła również uwagę farmaceutka Agnieszka Raczkowska. Ekspertka nazywa badania kleszczy na boreliozę " diagnostycznym kitem" i podaje cztery argumenty, które świadczą o tym, że lepiej nie robić przelewu i nie pakować usuniętego pajęczaka do koperty. 1. Metody badań kleszczy nie są kontrolowane pod względem czułości i swoistości.

2. Nawet jeżeli u kleszcza zostanie potwierdzona obecność bakterii Borrelia, to jeszcze nie oznacza, że choroba została przeniesiona. Ryzyko zakażenia zależy w dużym stopniu od czasu żerowania kleszcza na skórze. Jest duże prawdopodobieństwo (chociaż nie zawsze), że jeśli ekspozycja kleszcza była krótka, to nie doszło do transmisji bakterii i leczenie jest zbędne.

3. Badanie PCR kleszcza nie bierze pod uwagę faktu, że wykryty materiał DNA może stanowić resztki pochodzące od martwych bakterii boreliozy.

4. Trzeba również mieć na uwadze, że może nas ukąsić kilka kleszczy. Nie każdego musimy zauważyć, więc i nie każdego jesteśmy w stanie poddać badaniu.

Agnieszka Raczkowska podkreśla, że reklamowanie "testów z kleszcza jest żerowaniem na niewiedzy pacjentów". W przypadku wątpliwości zgłaszajmy się do specjalistów i pytajmy, bo "spokój" wcale nie musi kosztować 317 zł (w pakiecie rodzinnym).

Przedstawiciel laboratorium, w którym wykonuje się testy DNA, mówi jednak, że nieuczciwym byłoby nazywanie tej metody "oszustwem" czy "żerowaniem". Podkreśla, że specjaliści zawsze zalecają badanie krwi i kontakt z lekarzem, jeżeli jesteśmy zaniepokojeni stanem swojego zdrowia, a badanie kleszcza można potraktować jako działanie dodatkowe, które wcześniej daje odpowiedź, czy istnieje zagrożenie zarażenia, czy nie.

– Najczęściej takie badania robią kobiety w ciąży lub rodzice, gdy kleszcz ugryzł ich małe dziecko. Ujemny wynik uspokaja ludzi, nie muszą się martwić, że zarażą się boreliozą. Trzeba jednak pamiętać, że borelioza to tylko jedna z chorób, którą wywołują kleszcze. "Analiza kleszcza" nie obejmuje diagnozowania tych innych chorób – dodaje diagnosta laboratoryjna i podkreśla, że jeżeli już decydujemy się na takie badania, to wybierajmy renomowane laboratoria, a nie internetowe oferty, które pozornie gwarantują jakość i wygodę (a przy tym najczęściej przyciągają niższą ceną), jednak nie dają pewności w kwestii rzetelności.

Warto wiedzieć, że wynik badania musi być podpisany i podbity pieczątką z prawem wykonywania zawodu, żeby miał wartość.

Płacimy zatem za "święty spokój", możemy szybciej dowiedzieć się, czy pajęczak, który wpił się w nasze ciało, miał bakterie – to właściwie główna wiedza, którą zdobywamy. Jak już jednak zostało napisane, stwierdzenie bakterii u kleszcza, nie warunkuje zarażenia, a i leczenie rozpocząć można, gdy wystąpią objawy i lekarz potwierdzi chorobę.